Jakiej Unii Europejskiej po Brexicie chcą Niemcy? Czy Berlin będzie forsował koncepcję głęboko zintegrowanej i ujednoliconej UE, wzbudzając tym coraz silniejszą i potencjalnie groźną dla spójności wspólnoty reakcję suwerenistyczną? A może integracja wreszcie zwolni, a Europa stanie się Europą nie Jean-Claude Junckera i Kanzleramtu, ale Europą ojczyzn? O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy w rozmowie telefonicznej Krystynę Grzybowską, dziennikarkę i publicystkę „wSieci”, doskonale znającą Niemcy i niemiecką politykę.

 

Krystyna Grzybowska:  Niemcy, główny autor integracji europejskiej, przyhamowały i doszły najwyraźniej do pewnej istotnej refleksji. Dziś w tabloidzie „Bild” ukazał się ważny wywiad z Helmutem Kohlem, autorem zjednoczenia Niemiec przez 16 lat kierującym rządem RFN. Kohl zaapelował w nim o spowolnienie tempa integracji europejskiej. Powiedział, że Europa musi zrobić krótką przerwę – cofnąć się o krok, a potem wykonać dwa kroki do przodu.

Kohl uważa, że integracja musi być dostosowana do wszystkich krajów członkowskich i nie ma powodu, by przyspieszać teraz proces pogłębiania integracji Unii. Co najważniejsze, nie wolno mylić zjednoczenia Europy z Europą ujednoliconą. Bruksela powinna w większym stopniu uwzględniać narodowe i regionalne cechy krajów członkowskich, wykazując większy szacunek dla historii i właściwości poszczególnych państw. Na tym powinna polegać europejska jedność w różnorodności.

W podobnym tonie wypowiedział się wcześniej minister finansów w rządzie kanclerz Merkel, Wolfgang Schäuble, który ostrzegł przed arogancją krajów Unii Europejskiej „pierwszej prędkości” w stosunku do pozostałych państw unijnych. – Sugerowanie Polakom, że nie wiedzą, czym jest demokracja i wolność zakrawa, szczerze mówiąc, na arogancję, szczególnie, jeżeli czynią to Niemcy – powiedział dosłownie minister.

Co to wszystko oznacza? Wygląda na to, że Berlin zrozumiał, iż przepychanie na siłę idei europejskiego superpaństwa po prostu zniszczy Unię. Zaczęło się przecież od Londynu, ale nie znaczy to, że na Londynie się skończy. Jeżeli cała unijna elita nie oprzytomnieje i nie odpowie negatywnie na pytanie, czy wolno w sposób bezkompromisowy ograniczać wolności poszczególnych narodów, to wszystko ulegnie załamaniu.

W naszej wspólnocie obudził się instynkt samozachowawczy. Narody tworzące Unię Europejską znakomicie radziły sobie z tak zwaną ciepłą wodą w kranie, dopóki nie okazało się, że są zagrożone przez dyktaturę. Odczuwają to szczególnie państwa Europy Wschodniej, które dobrze wiedzą, czym dyktatura jest – i absolutnie się na nią nie zgadzają. Rozpad Unii Europejskiej może następować jednak nie tylko na wschodzie, ale także na zachodzie. Nie wiadomo, jak rozwinie się sytuacja w Austrii, Holandii, Francji.

Europa poszła na prawo. Hamowanie dążeń wolnościowych poszczególnych narodów nowymi regułami kończy się źle. Na ostatnim szczycie 27 państw europejskich przywódcy poszczególnych krajów wyrażali swoje obawy co do funkcjonowania UE, która w pewnym stopniu - niekiedy nawet znacznym - ogranicza suwerenność i samodzielność tych krajów. Jeżeli nic się nie zmieni, marzenie Berlina o reaktywacji Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego może spełznąć na niczym.