Ks. Adam Boniecki wskazuje, że różne definicje sekt wymieniają charakterystyczne dla nich elementy. Redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” wymienia takie kryteria, jak izolacja od społeczeństwa, własna hierarchia wartości, oderwanie od Kościołów czy wspólnot religijnych w imię własnych zasad, silna struktura władzy, naruszanie praw człowieka, zasad społecznego współżycia czy destrukcyjny wpływ na członków sekty.

„Są takie cechy, które, jeśli nie decydują o sekciarskim charakterze grupy, to przynajmniej wskazują kierunek, w którym ona zmierza. I bynajmniej nie chodzi tylko o zachowania wyraźnie patologiczne” - podkreśla ks. Boniecki. Wśród alarmujących przejawów kapłan wylicza traktowanie założyciela wspólnoty jak nadczłowieka czy gwałtowność w narzucaniu innym swojej nauki z przekonaniem, że jest ona boską prawdą.

„Wreszcie rys, który wydaje mi się decydujący o sekciarskim charakterze grupy: niezachwiana wiara, że wyłączne nasza droga prowadzi do zbawienia. Że tylko my znamy prawdę, a wszyscy inni są w błędzie” - pisze ks. Boniecki, tłumacząc tym silną potrzebę dyscypliny i maksymalne utrudnianie kontaktu ze światem.

„Zadaję sobie pytanie, czy niekiedy różne ruchy i wspólnoty kościelne, przyciągające osoby tęskniące za wspólnotą, za silnym przywódcą (który jest tak potrzebny ofiarom kryzysu ojcostwa), rozczarowane Kościołem masowym, anonimowym i wielkimi niby-wspólnotami parafialnymi – czy te cenne skądinąd ruchy i wspólnoty nie ocierają się o pokusę sekciarstwa lub czy niekiedy jej nie ulegają” - zauważa ks. Boniecki.

Kapłan wspomina o Drodze Neokatechumenalnej i propozycji Kiko Argüello, by przerobić wszystkie struktury parafialne na modłę Neokatechumenatu. W odpowiedzi papież docenił wkład nowych ruchów kościelnych, które działają „w komunii z innymi środowiskami kościelnymi, a nigdy w izolacji”.

„O ile mi wiadomo, Kiko Argüello przyjął to spokojnie. Co dowodzi, że neokatechumenat nie jest sektą. Kościół zaś jeszcze raz okazał się arką Noego, w której było każdego zwierza po parze i jakoś – w przeciwieństwie do nas – nie pozjadały się nawzajem. Bo żadne nie uważało się za jedyne godne ocalenia” - konstatuje ks. Boniecki.

MaR/Tygodnik.onet.pl