- Mogę kogoś przejechać na przejściu dla pieszych i też nie odczuć żadnego bólu i poczucia winy. Tu chodzi o odczucia tego, kto został dotknięty, a nie tego, kto to wykonał (...) Wizerunek Matki Bożej jest dla nas cenny dlatego, że odnosi się do intymnej relacji człowieka z Bogiem i z Matką Bożą i odwołuje się do najbardziej istotnych spraw życiowych. Ludzie pielgrzymują na Jasną Górę, zdzierają sobie stopy do krwi, podejmują radykalne czyny pokutne, najczęściej ze względu na jakiś ważny cel, istotną prośbę kierowaną ku niebu jeśli chodzi o własne życie. Mieliśmy do czynienia z wkroczeniem słonia do składu porcelany - mówi w wywiadzie dla portalu Fronda.pl ks. prof. Robert Skrzypczak.



Fronda.pl: Pod koniec kwietnia aktywistka LGBT rozlepiła naklejki i plakaty z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej w tęczowych aureolach na śmietnikach i na przenośnych toaletach wokół parafii św. Dominika w Płocku. Z kolei w nocy z poniedziałku na wtorek naklejki z tęczową Matką Boską pojawiły się na murach sanktuarium świętej Faustyny i klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ulicy Żytniej w Warszawie. W poniedziałek policja zatrzymała Elżbietę Podleśną, podejrzaną o profanację wizerunki Matki Boskiej Częstochowskiej. Czym tak właściwie jest profanacja?

ks. prof. Robert Skrzypczak: Profanacja jest naruszeniem czegoś co jest dla pewnej grupy ludzi, albo dla większości cenne, ważne, związane z istotnymi celami życiowymi. Mogą być sprofanowane dobra osobiste, dobra rodzinne, na przykład: jeśli ktoś obraża wizerunek czyjejś matki, dziecka, małżonka. Profanacją jest także naruszenie pewnych symboli czy wartości, a także choćby znanych modlitw, liturgii... Oczywiście chodzi o świadome naruszenie tych symboli czy dóbr - w celu zaszkodzenia czy upokorzenia wyznawców. To gwałt dokonany na czymś dla kogoś cennym i świętym, mającym istotny związek z sensem życia i poczuciem dobra i zła.

W ostatnim czasie mamy do czynienia z całą serią profanacji, które przez zachodnią opinię publiczną były w większości ignorowane. W samej Francji, która znalazła się na ustach wszystkich po pożarze katedry Notre Dame w Wielki Poniedziałek, w przeciągu ubiegłego roku odnotowano ponad tysiąc profanacji różnego rodzaju; poczynając od naruszenia dóbr sakralnych, poprzez rozsypanie komunikantów, a skończywszy na czynnej napaści na kapłana podczas sprawowania czynności liturgicznych. W Polsce też mieliśmy do czynienia wcześniej z profanacją podczas Drogi Krzyżowej w katowickich Panewnikach, a także z profanacją kościoła na Warmii; wreszcie Płock, głośna sprawa z profanowaniem wizerunku cennego dla katolików - Matki Bożej Częstochowskiej. Jest to wizerunek, który towarzyszy człowiekowi w momencie intymenj więzi z Bogiem, z Maryją, czyli podczas modlitwy. To jest tak jak sprofanować wizerunek najcenniejszej dla serca człowieka osoby, matki, ojca, dziecka, współmałżonka.

Jak powinna wyglądać reakcja na tego typu wydarzenia?

Oczywiście na to powinniśmy reagować. Oficjalnie powołujemy się na kategorię obrazy uczuć religijnych, ale chodzi przede wszystkim o czynną napaść na pewien rodzaj dóbr. Mamy tutaj do czynienia z dobrami duchowymi, czy symbolicznymi, które mają takie samo znaczenie, o ile nie wiele wyższe, od dóbr materialnych. Naruszenie czyjejś własności prywatnej powinno być chronione przez prawo, tak samo jak i naruszenie czyichś dóbr duchowych, czy symbolicznych.

Aktywiści LGBT twierdzą, że "tęcza nie obraża". Powołują się również na "wolność sztuki", czy "wolność wypowiedzi".

To jest tak samo, jakby ktoś sprofanował dobre imię osoby homoseksualnej; obrzucając ją inwektywami, albo wyposażając ją w jakieś powszechnie obraźliwe atrybuty, twierdząc, że subiektywnie wykonawcy tego dzieła to też nie obraża. To jest bełkot. To jest mowa trawa.

Mogę kogoś przejechać na przejściu dla pieszych i też nie odczuć żadnego bólu i poczucia winy. Tu chodzi o odczucia tego, kto został dotknięty, a nie tego, kto to wykonał. Jeżeli większość wierzących w Polsce zareagowała w sposób bolesny na zniekształcenie wizerunku Matki Bożej, już samo to jest znaczące. Pamiętamy, że kiedyś to robiła np: redakcja tygodnika "Wprost", posługując się na okładce zdeformowanym wizerunkiem Matki Bożej używając ją do kampanii politycznej. W tym wypadku chodzi o narzucenie wizerunkowi Matki Bożej symboli propagandy progejowskiej. To nie ma nic wspólnego z tym, czy Maryja kocha, czy nie kocha gejów. Chodziło o to, żeby Matkę Bożą uczynić transparentem do walki o narzucenie innym odczuć osób homoseksualnych. Można się zastanawiać dlaczego mamy do czynienia ze zmasowaną kampanią wściekłej nienawiści wobec Kościoła, wobec kapłanów, wobec sakramentów. Jedno szaleństwo profanacyjne zachęca do popełnienia następnego.

Być może jedyni, którzy deklarują dzisiaj, że to nie powinno obrażać uczuć katolików i ich osobiście też nie obrażają kolory tęczy wkomponowane w wizerunek Maryi Dziewicy, to są ci, dla których ten wizerunek nie jest cenny. Ci, którzy nie praktykują, nie modlą się, nie kojarzą sobie tego wizerunku z najintymniejszymi momentami swojego życia duchowego.

Wizerunek Matki Bożej jest dla nas cenny dlatego, że odnosi się do intymnej relacji człowieka z Bogiem i z Matką Bożą i odwołuje się do najbardziej istotnych spraw życiowych. Ludzie pielgrzymują na Jasną Górę, zdzierają sobie stopy do krwi, podejmują radykalne czyny pokutne, najczęściej ze względu na jakiś ważny cel, istotną prośbę kierowaną ku niebu jeśli chodzi o własne życie. Chodzi na przykład o chorobę nowotworową, o dramat w małżeństwie własnym, bądź własnego dziecka, o zdrowie dziecka. Tutaj dotykamy spraw najistotniejszych, najbardziej newralgicznych dla człowieka. Mieliśmy do czynienia z wkroczeniem słonia do składu porcelany.

Dlaczego dochodzi do profanacji?

Z psychologicznego punktu widzenia można to wyjaśnić tak zwanym syndromem kwaśnych winogron. To podręcznikowy przykład z psychologii. Dziecko, które nie jest w stanie dosięgnąć kiści pięknych winogron, w pewnym momencie macha na nie ręką, stwierdzając, że "z pewnością są kwaśnie". Być może wielu ludzi, którzy nie byli w stanie w swoim życiu zachować cennej relacji z Bogiem, stracili ją ze względu na ciężki grzech, albo nawet apostazję; machają ręką i mówią: "to jest nic niewarte". Czasami to może kojarzyć się z pewną infantylną formą upokorzenia drugiego z zazdrości. Dzieci w przedszkolu nieraz posługują się takimi metodami infantylnej przemocy; jeśli się nie podzielisz ze mną deserem, to ci do talerza napluję. Nie dałeś mi, to i sam nie będziesz miał. Być może jest to coś podobnego.

Wielu ludzi w Polsce oddala się od pacierza, od sakramentów, od zbieżności życia z Ewangelią. Mają do wyboru: albo zobaczą swój własny grzech i poczują potrzebę nawrócenia, albo będą próbowali skompromitować czy zdeformować przykazania lub symbol religijny, który wzywa do nawrócenia. Niektórzy być może wolą zniszczyć symbol, żeby nie wołał, nie krzyczał, nie wzywał do nawrócenia. Jednym ze sposobów jest namalowanie szminką głupiego uśmiechu Matce Bożej, albo zaopatrzenie ją w banana. Czyli zdeformowanie, sprofanowanie.

Jednocześnie dziennikarze m.in. z Tygodnika Powszechnego czy Więzi twierdzą, że wpisanie tęczy w Ikonę Matki Bożej „nie jest obrazą uczuć religijnych” i wyrażają sprzeciw ściganiu przez policję autorki wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej z aureolą w kolorach tęczy.

Być może z tych samych powodów, o których wspomniałem. Nie chcę stawiać się w roli sędziego, to nie jest moja intencja. Wiele osób decyduje się na intelektualnie wydestylowany katolicyzm, mający niewiele wspólnego z życiem katolicyzmu, postępowy, debatowo - dyskusyjny, w którym jest mało modlitwy, pokuty, mistyki; być może niektórym osobom łatwo przychodzi wzruszyć ramionami, przejść do porządku dziennego obok profanacji i powiedzieć: a cóż się stało, jakie to ma znaczenie, przesadzacie.

W 2015 roku doszło do profanacji meczetu w Warszawie. Kobieta obrzuciła muzułmańską świątynię wieprzowiną. Również ją złapano i postawiono zarzuty, a odpowiedzialność karna za ten czyn nie wywołała w mediach głównego nurtu oburzenia. Zatrzymanie osoby, która dokonuje profanacji katolickich symboli wywołuje oburzenie. Skąd bierze się ta dysproporcja?

W przestrzeni europejskiej mamy do czynienia z pewnym sojuszem zawartym między islamem a środowiskami lewicowo - liberalnymi. To znaczy wzajemnie się wspierają. To, co dotyczy islamu, meczetów, tak zwanych praw osób muzułmańskich w Europie, bardzo często spotyka się z żywym wsparciem ze strony lewicy. Pamiętam, że próba ataku na zgodę ratusza w Warszawie na budowę meczetu w stolicy oburzała środowiska lewicowe, ateistyczne. Natomiast obrażanie katolików cieszy się ze strony tamtych ludzi wysokim poziomem tolerancji, jeśli nie akceptacji.

 Rozmawiała Karolina Zaremba