"Jeśli odmówimy wiernym kontaktu z sakramentami, rodzi się pytanie: po co nam Kościół, który się zamknął w takich chwilach?" - pisze na łamach "Rzeczpospolitej" ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.


"Gdy w 1915 r. w trakcie I wojny światowej na teren Lwowa i okolic wkroczyły wojska rosyjskie, przyniosły ze sobą epidemię cholery. Mój prapradziadek udzielał sakramentów chorym. Zaraził się i zmarł. Nie chodzi mi tu o misję samobójczą, ale o świadomość, z czym wiąże się służba kapłana. To świadectwo dla innych księży" - wskazuje kapłan.


Jak pisze ks. Isakowicz-Zaleski, niezwykle fatalny jest przykład zakazu Mszy świętej w Rzymie czy zgoda biskupów Włoch na zaniechanie udzielania sakramentów i kontaktu z wiernymi. Jeżeli Rzym zostaje pozbawiony świętości, to rodzi się pytanie: po co nam taki Kościół?


"W okolicznościach szerzenia się koronawirusa wyobrażam sobie następujące zmiany: nie podajemy sobie ręki podczas znaku pokoju. Usunięcie wody świeconej też jest wskazane. Prosimy osoby starsze, by zostały w domu. Nie wyobrażam sobie natomiast nabożeństwa bez przyjęcia komunii świętej" - dodaje.


Jak przypomina, udzielanie Komunii świętej na rękę, choć dozwolone, jest krytykowane przez wielu lekarzy, a dla licznych wiernych to po prostu profanacja. Gdy idzie o Komunię duchową, to tutaj nie ma żadnego przygotowania - ludzie nie wiedzą, na czym ta praktyka polega. W Polsce była stosowana rzadko. Tego nie da się nauczyć z dnia na dzień.

bsw/rp.pl