Dawno temu socjaliści walczyli z prostytucją, słusznie uznając tę patologię za wyraz wyzysku i pogardy dla kobiet. Dziś lewica nie dostrzega nic złego w prostytucji, widząc w sex pracownicach nowy proletariat – z racji na robotyzację prowadzącą do zaniku klasy robotniczej w strukturze społecznej lewica jest zmuszona szukać nowego elektoratu wśród gejów, pracownic seksualnych, imigrantów.

Na lewicowym portalu ''Krytyka polityczna” ukazał się wywiad „Striptiz to praca. I kropka” z Sonią Nowak. Jest ona pracownicą seksualną, aktywistką i performerką, która „współpracuje z kolektywami, organizacjami feministycznymi i związkiem zawodowym United Sex Workers w Londynie, walcząc o prawa kobiet i osób pracujących seksualnie”. Wywiad przeprowadziła Paulina Januszewska.

Dzięki emigracji do Londynu, rozmówczyni lewicowego portalu przestała się wstydzić pracy w charakterze striptizerki, bo Brytyjczycy społecznie akceptują prace w seks biznesie. W wywiadzie dla lewicowego portalu striptizerka ubolewa, że w Polsce z „głęboką społeczną pogardą spotykają się osoby świadczące usługi seksualne i że ich praca – przynajmniej na razie – nie ma w Polsce szans na wyjście z podziemia. Zresztą po przejęciu władzy przez PiS kluby ze striptizem zaczęto spychać jeszcze bardziej na margines, utrudniając im np. reklamowanie się i ograniczając widoczność w przestrzeni publicznej”.

W Krakowie i w Londynie striptizerka łączyła studia z pracą w seks biznesie. Na londyńskim uniwersytecie urzekło ją to, że działa tam „sportowe pole dance” (dla niewtajemniczonych tańca na rurze znanego z filmów pokazujących lokale ze striptizem). W Londynie „praca seksualna jest zdecydowanie bardziej akceptowana społecznie, o czym może świadczyć fakt, że kluby ze striptizem otwarcie funkcjonują w przestrzeni publicznej obok zwykłych pubów czy restauracji. Nie chowa się ich za wielkimi kotarami, zaciemnionymi szybami czy odstraszającymi bramami. Są zaprojektowane z rozmachem, wyposażone w przyciągające uwagę przechodniów kolorowe szyldy i neonowe reklamy”.

W Londynie striptizerka została działaczką związku zawodowego striptizerek, wynikało to z jej „aktywistycznego zacięcia i feministycznych poglądów. Walka o prawa kobiet od zawsze” były dla niej istotne, ale aktywistką została, gdy zaangażowała się – jak mówi - „w protesty przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej i zaczęłam działać w grupie Dziewuchy Dziewuchom”.

Londyński związek zawodowy striptizerek organizuje „akcje społeczne, manifestacje, imprezy i wydarzenia kulturalne (np. spektakle teatralne, rysowanie na żywo), podczas których” edukuje „społeczeństwo na temat” swojej pracy, daje występy na żywo i opowiada o swoich doświadczeniach”. Sex pracownice wychodzą „z założenia, że bezpośredni kontakt z innymi ludźmi ułatwia przekonanie ich do tego, że praca seksualna to taka sama praca jak każda inna”. Związek zawodowy striptizerek podejmuje „też współpracę z takimi organizacjami jak Amnesty International albo Women’s Strike Assembly, która organizuje w Londynie Marsze Kobiet”. Współtworzyły też związek zawodowy pracowników sex biznesu.

Z wywiadu można się dowiedzieć, że „organizacje wspierające seksworkerki dążą do pełnej dekryminalizacji świadczenia usług seksualnych” w tym sutenerstwa. Striptizerka w swoim wywiadzie stwierdziła, że legalizację sutenerstwa krytykują i feministki. Zdaniem striptizerki „ogromna część osób pracujących seksualnie decyduje się tak zarabiać”, bo „dlatego, że po prostu chcą to robić i nabywać zdolności zawodowe”.

Krytyka prostytucji zdaniem striptizerki wynika „z konserwatyzmu, fałszywej moralności, patriarchatu”. Według rozmówczyni lewicowego portalu „problem tkwi w tym, że system patriarchalny nie przewiduje miejsca dla kobiet, które sprawują kontrolę nad swoim ciałem i seksualnością, a w dodatku potrafią zarabiać na tym pieniądze i wybić się na niezależność. Wobec tego uważam, że równouprawnienie płci jest fikcją i pozostanie nią tak długo, jak długo społeczeństwo i prawo będą stygmatyzować pracę seksualną. Widać to szczególnie na poziomie polskiego społeczeństwa. Patriarchat wmówił kobietom, że jeśli porzucą siedzenie w kuchni lub bycie typowymi matkami Polkami, to i tak nie powinny się za bardzo wychylać, lecz wejść w bezpieczne ramy dalekie od posiadania władzy, pieniędzy i satysfakcji seksualnej”.

Dla striptizerki seks praca to forma wyzwolenia się z patriarchatu - „może stać się dla wielu osób trampoliną do wolności i [...] emancypacji. To praca, która z pewnością daje poczucie władzy i kontroli, bo przecież osoba pracująca decyduje o tym, co będzie robić z klientem, wyznacza granice swojej strefy komfortu i nakręca całą sytuację. Jako tancerka sprawiam, że mężczyzna wydaje na mnie pieniądze. Zaspokajam jego potrzeby, ale jeśli nie będę chciała go obsłużyć, to odmówię tego tańca i po prostu nie zarobię”.

Dla lewicowej striptizerki sex praca jest „źródłem siły, odwagi, niezależności, zwłaszcza że seksualność definiowana przez patriarchat traktuje kobietę przedmiotowo, a w naszej pracy role niejako się odwracają”.

W Wielkiej Brytanii striptizerki domagają się, by zatrudniano je na etacie, a nie na samozatrudnieniu (które nie daje socjalnej ochrony). Za możliwość tańczenia w klubie, klub od striptizerek pobiera „za zwykły taniec najczęściej 25 proc. Za dłuższy i prywatny czas spędzony z klientem – 30 proc. lub więcej”, choć klient i tak płaci „opłatę na drzwiach i za prywatny pokój”, kosmicznie drogie drinki i „od całości klub dolicza sobie jeszcze 10 proc. napiwku”.

Ogromnym sukcesem – jak podkreśla - lewicowej striptizerki było to, że w wyniku procesu, jaki wytoczyła klubowi, który ją zwolnił, wszystkie striptizerki będą mogły domagać się praw pracowniczych. W brytyjskiej polityce lider Partii Pracy „Jeremy Corbyn powiedział publicznie, że byłby za dekryminalizacją tych zawodów”.

 

Jan Bodakowski