Tomasz Poller: Chciałem zapytać o szczyt w Brukseli. Należy Pan Minister - nie wiem czy dobrze to interpetuję – do ostrożnych optymistów...

Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych, obecnie europoseł: Realistów. Ten szczyt wygrały trzy ośrodki. Po pierwsze Merkel, która dopiero co przejęła prezydencję europejską i od razu wymogła aprobatę i budżetu i programu odbudowy (a tydzień temu mówiono, że szanse tego mogą być pół na pół). Drugi to "państwa skąpcy", którzy wygrali, bo nieco pozmieniali strukturę wydatkó (więcej jest pożyczek, mniej grantów). No i ośrodek trzeci, czyli tandem Morawiecki-Orban, który obronił się przed wprowadzeniem decyzji o mechanizmie a jednocześnie zagwarantował Polsce i Węgrom fundusze.

Jeśli chodzi o kwestię owego zapisu o "praworządności", która bywa przecież pretekstem do ideologicznych nacisków na nasze kraje, powiedział Pan dzisiaj, że przed nami jeszcze długa droga, a ideolodzy w UE bynajmniej nie zrezygnowali z tego, aby nam dokuczyć i zaszkodzić.

Już jest zapowiedź, że będzie jutro bitwa w PE. Większość parlamentarna przygotowała rezolucję, w której nie zgadza się z tak łagodnym potraktowaniem nas i domaga sie wzmocnienia tego zapisu, ażeby rzeczywiście stworzyć sankcje za łamanie praworządności.

W tym projekcie, podpisanym m.in. przez EPL, której przewodniczącym jest Donald Tusk, eurodeputowani wyrażają "głębokie ubolewanie", że Rada Europejska "znacznie osłabiła wysiłki KE i Parlamentu Europejskiego na rzecz przestrzegania praworządności, praw podstawowych i demokracji"...

Myślę, że oni się nie ośmielą zablokować tego porozumienia. To porozumienie, dotyczące i funduszu odbudowy i budżetu europejskiego, jest potrzebne wszystkim na rękę i Niemcom i innym państwom, które chcą ożywienia gospodarczego, odbicia się. Myślę że Merkel z von der Layen powykręcają ręce swoim posłom. Również Macron, który miał duży wpływ na powstanie funduszu odbudowy, wywrze wpływ na posłów francuskich. Myślę, że PE zaakceptuje to porozumienie, natomiast będzie rezolucja, domagająca się warunkowości i szybkiego stworzenia mechanizmu praworządności. Zwróćmy uwagę, że polski premier miał dylemat. Cały czas jesteśmy pod presją typu "nie potraficie się porozumieć z Europą, tylko byście wetowali, krzyczeli". Premier chciał być kooperatywny. Musiał też ważyć sytuację. Po jednej stronie jest budżet, jest program odbudowy, jest potężne wsparcie finansowe dla Polski, a drugiej jest ta mglista zapowiedź stworzenia w przyszłości mechanizmu kontroli praworządności. Musiał zatem rozważyć, czy mając konkretną zapowiedź wsparcia finansowego ze strony Unii a zarazem mając świadomość, że kiedyś w przyszłości ten mechanizm, odrzucić czy też przyjąć ten pakiet. Zawetować, zrezygnować oznaczałoby, że wracamy z niczym i przed nami miesiące niepewności a być może jakaś zemsta za odrzucenie porozumienia. Kto tego nie rozumie, może udawać pięknoducha i twierdzić, że trzeba być pryncypialnym i szablą rżnąć, no ale co w zamian? W zamian wielka niewiadoma i wielka niepewność a raczej wręcz pewność, że następne warunki mogą być tylko gorsze. Bo w miarę upływu czasu warunki się pogarszały. Pierwsza propozycja była finansowo lepsza, 172 mld euro, a skończyło się na 160. Natomiast forma wzmianki o mechanizmie praworządności jest najłagodniejszą, jaką można sobie wyobrazić. Ona mówi, zgodnie z procedurami unijnymi, że Komisja stworzy propozycję w tej materii, potem Rada Unii Europejskiej na poziomie ministrów (finansów czy sprawiedliwości) to oceni, po czym ponownie (i tu są kontrowersje) tym się zajmie Rada Europejska, gdzie są premierzy...

Jeśli chodzi o rezolucję PE, to przecież nie będzie miała ona jakiejś bezpośredniej mocy wiążącej, decydującej.

Nie bedzie miała mocy sprawczej.

Jaki jednak, zdaniem Pana Ministra, może być jej realny efekt? Na co może się ta rezolucja przełożyć?

Niewątpliwie będzie ona wykorzystywana w debatach. Te dyskusje wywoływane w komisjach parlamentancych, czy w debacie publicznej, związane z piętnowaniem, stygmatyzowaniem Polski, zmierzają do tego, by zepsuć wizerunek naszego kraju. Celem tego jest liczenie na to, że ten zły wizerunek przełoży się na izolację Polski, na oceny agencji ratingowych, na droższe pożyczki dla nas, na osłabienie czy wręcz obalenie rządu. To jest wojna ideologiczna. To nie jest wojna prawna. Nasze rozwiązania nie odbiegają przecież od rozwiązań zachodnich. Nie odbiegają, ale jednak mówi się nam, że "w tamtej części Europy jest lepsza kultura prawna, tam są starsze, stabilne demokracje, a po waszej stronie młoda demokracja i wy musicie mieć rozwiązania już idealne" itd... Gdy my argumentujemy, że przecież zrobiliśmy dokładnie to, co jest tam, na zachodzie Europy, oni odpowiadają "tam było tak zawsze, tam jest taki obyczaj, tam, owszem, mianuje się polityków na sędziów, ale my nie chcemy, żebyście taki mechanizm przejmowali". Nie jest to zatem kwestia prawna. Rezolucja prawnych skutków mieć nie będzie, ale ona będzie podstawą do dalszego bicia w nas. Liczą na to, że uduszą rząd polski. Na szczęście gospodarka jest zdrowa, biznes kwitnie, to wszystko działa. No, ale oni próbują dalej...