W Magazynie Świątecznym "Gazety Wyborczej" pojawił się rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego z aktywistami Antify (dla niezorientowanych -zamaskowani ludzie, którzy biją osoby z polskimi flagami - przyp. AM.). "Z tymi Niemcami to do głowy mi nie przyszło, że tak zostanie to rozegrane. Przecież my tak samo jeździmy do Niemiec i pomagamy im blokować ich neofaszystów. I jeżeli oni przejeżdżają do nas, nasi przyjaciele, żeby zatrzymać ruch neofaszystowski mówiący po polsku, to tylko chwała im za to i podziękowania za odwagę" - mówią polscy "antyfaszyści". Jeśli pragną tłuc się z naziolami, należy życzyć powodzenia, ale dlaczego zrównują marsz brunatnych troglodytów z polską manifestacją patriotyczną, w dodatku dziękując swoim niemieckim towarzyszom za... odwagę? Szkoda, że ci obrzydliwi faszystowscy rekonstruktorzy z Polski nie poznali się na bohaterstwie, niosących oświaty kaganek, Niemców. 

 

 

Rozmówcy Kwaśniewskiego opisują historię polskiego ruchu "antyfaszystowskiego" i wspominają pierwsze starcia ze skinami. I na zdrowie - wojna subkultur nas nie interesuje. Najbardziej smakowite kąski zaczynają się jednak, gdy niejaki "Michał" zaczyna rozczulać się nad sytuacją po tegorocznym Marszu Niepodległości: "Z tym, co się dzieje w mediach po 11 listopada, czuję się fatalnie. To, że się mówi, że były dwie strony, które się ze sobą starły i siały terror w mieście, to jest taka medialna kaczka, jakiej nie było od dawna.  Całe nasze środowisko spotkało się na Marszałkowskiej i jeżeli doszło do jakichś starć ze skrajną prawicą, to tylko tam. Ewentualnie grupy, które chciały się tam dostać, skonfrontowały się z nimi po drodze. Ale to były epizody". Ot, epizody. Takie jak choćby skopanie w kilkunastu hip-hopowca idącego z polską flagą, która zapewne miała być oznaką "skrajnej prawicowości" chłopaka w szerokich spodniach i bluzie z kapturem. Zastanawiać może też skromność autora tych słów. Na zamkniętych forach "antyfaszystowskich", młodzi, piękni idealiści w arafatkach licytują się na okrucieństwo z Blood & Honour, a tutaj p. Michał mówi, że starcie dwóch stron to tylko "dziennikarska kaczka".

 

 

Myśl rozwija inny rozmówca "Wyborczej" - Owca. "Czy tylko przedstawiciele władzy mają prawo używać środków przymusu i represji? Nie! Społeczeństwo też ma do tego prawo. I w momentach zagrożenia powinno dać sobie prawo do blokowania negatywnych działań przeróżnych grup" - przekonuje chłopak. Proszę, proszę... Panowie, którym redakcja z Czerskiej udostępniła łamy do promowania swoich przemyśleń, już roszczą sobie prawo do "używania środków przymusu i represji".  Szkoda tylko, że wspomniany pan "Owca" nie raczył sprecyzować co rozumie przez określenie "negatywne działania przeróżnych grup". Możemy tylko przypuszczać, że wspominając o "przeróżnych grupach" autor nie miał na myśli jednolitej, brunatnej grupy neonazistowskiej...

 

 

Ten sam człowiek wzrusza się nad tym, że działania jego kolegów zza granicy "spotykają się z coraz większą represyjnością, ale nie ze strony bojówek antyfaszystowskich, bo tam do konfrontacji dochodzi naprawdę rzadko, tylko ze strony policji (...). Policja uznała ich za ekstremistów, bo nie pasują do tego spokojnego, neoliberalnego, owczego społeczeństwa. A jako że są świetnie zorganizowani, to uważa się ich nawet za większe zagrożenie niż neofaszystów.". Pewnie, że są świetnie zorganizowani. Konspira, podwózki, namierzenie niewygodnych osób i - mówiąc ich językiem - doj...e w kilku jednej osoby, przy użyciu nielegalnych narzędzi, to rzeczywiście świetna organizacja. A jak dodamy do tego również podkładanie bomb i podpalenia, to już w ogóle mamy do czynienia z iście niemiecką dokładnością i precyzją!

 

 

Na naszym portalu staraliśmy się przedstawić problem agresji na ulicach Warszawy 11 listopada br. w sposób rzetelny. Pokazać problem z każdej strony, nie zajmować się usprawiedliwianiem jednej grupy chuliganów kosztem drugich. I znów przez jednych zostaliśmy określeni mianem "sojuszników nazioli", a przez drugich "obrzezanym portalem". Dwustronny atak można potraktować jako komplement. Dlatego warto postawić pytanie, dlaczego "Gazeta Wyborcza" - po raz kolejny - udostępnia swoje łamy ludziom, którzy działają w organizacji nastawionej na fizyczną konfrontację? Dlaczego redakcja z Czerskiej, znów angażuje się po jednej ze stron pospolitego konfliktu chuliganów? Problemu nie stanowiłoby opublikowanie rozmowy z lewicowymi antyfaszystami, działającymi w legalnej organizacji (np. Stowarzyszenie NIGDY WIĘCEJ). Jednak "GW" tekst zilustrowała tytułem "ANTIFA. To kłamstwo, że jesteśmy jak kibole", jednoznacznie wskazując kto udziela wypowiedzi.

 

 

Mogłoby się wydawać, że po tegorocznej deklaracji Seweryna Blumsztajna, "Gazeta Wyborcza" zrezygnuje z tego typu publicystyki. Nic z tego. Szkoda, bo redakcja mogła wziąć przykład z organizacji żydowskich, które - choć nie zgadzają się z ideą Marszu Niepodległości - odmówiły współpracy z "antyfaszystami".

 

 

Oby usprawiedliwianie bandytyzmu nie zaowocowało kolejnymi aktami agresji.

 

Aleksander Majewski