Dwa dni temu Sejm głosami 290 posłów przegłosował ustawę o zasobach własnych UE, niezbędną dla uruchomienia płatności z unijnego Funduszu Odbudowy. "Za" zagłosowały PiS, Porozumienie, Lewica, PSL i Polska 2050. Od głosu wstrzymała się PO. Przeciwko, zgodnie z konsekwentnymi zapowiedziami, byli Solidarna Polska i Konfederacja. Za Funduszem zagłosował także wiceminister sprawiedliwości, były członek Solidarnej Polski Marcin Warchoł.

Marcin Warchoł jest bliskim współpracownikiem Zbigniewa Ziobry i kandydatem Solidarnej Polski na prezydenta Rzeszowa, po tym, jak do dymisji podał się dotychczasowy prezydent tego miasta Tadeusz Ferenc. Warchoł wyjaśnił, czym kierował się, głosując za Funduszem.

- Zagłosowałem za Funduszem Odbudowy. Muszę powiedzieć, że nie była to łatwa decyzja. Rozumiem zagrożenia związane z tym projektem, natomiast zdecydowały o tym przede wszystkim względy mieszkańców Rzeszowa. Fundusz Odbudowy przyniesie miastu ogromne środki. To 800 mln zł dla szpitala uniwersyteckiego. Wpisana jest również obwodnica południowa – to prawie pół miliarda. Ponad to Centrum Zdrowia Dziecka czy inwestycje, na które Rzeszów czekał od wielu lat. W tej chwili moją partią jest Rzeszów. Interes mieszkańców naszego miasta jest u mnie na pierwszym miejscu. Względy ogólnopolskie czy partyjne schodzą na dalszy plan. Nie jestem członkiem Solidarnej Polski od 17 lutego - stwierdził Marcin Warchoł w rozmowie z wpolsce.pl

Warchoł wskazał także, że nierzadko politycy muszą podejmować decyzje, których skutków nie są w stanie w całości przewidzieć.

- Bardzo szanuję stanowisko Solidarnej Polski i podkreślam, że zagrożenia, o których mówią, nie są nierealne. Te ryzyka oceniają również koledzy z Prawa i Sprawiedliwości. Polityka jest często grą o niepewnym wyniku, co podkreślił niedawno Jarosław Kaczyński. Często podejmujemy decyzje, nie wiedząc, jakie będą ich skutki - stwierdził.

Marcin Warchoł dodał również, że "decyzje powinny być podejmowane w Polsce, a nie w Komisji Europejskiej. Niezależnie od tego kto rządzi. Głos Polski powinien być ostatecznie brany pod uwagę, a nie głos KE. Dostrzegam ryzyka, ale podkreślam, że dobro naszego regionu, dobro Rzeszowa i jego mieszkańców jest dla mnie w tej chwili na pierwszym miejscu, a nie kwestie partyjne. To sprawiło, że zagłosowałem za tymi środkami, które spłyną do Podkarpacia".

jkg/wpolityce