Szef Gabinetu Politycznego Premiera, Marek Suski, został ostro skrytykowany przez polityków Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o jego absurdalną wypowiedź, w której porównał pensję posła z pensją nauczyciela.

,,Posłowie mają 8 tys. zł brutto pensji podstawowej, więc jeśli nauczyciel dyplomowany ma z kawałkiem 5 tys. zł brutto, to jest to nieduża różnica między posłem a nauczycielem'' - powiedział dosłownie Marek Suski w rozmowie z ,,Super Expressem''.

Po pierwsze Suski stwierdził tu, że 3000zł to ,,nieduża różnica''.

Po drugie nauczycieli, którzy rzeczywiście zarabiają 5000 zł brutto, niemal nie ma.

Po trzecie, są to tylko bardzo rzadkie przypadki wśród nauczycieli dyplomowanych. PiS wydłużyło czas dojścia do tego stopnia.
Większość nauczycieli zarabia od 1700 do 2900 złotych.

Wypowiedź Suskiego została skrytykowana przez innych polityków PiS. Wypowiedziała się tu między innymi wicepremier Beata Szydło. Jak stwierdziła, większość znanych jej nauczycieli nie osiąga takich zarobków, o jakich mówił Suski. Jak dodała, wypowiedź jej partyjnego kolegi była ,,zupełnie niepotrzebna''.

Szef Kanclearii Premiera, Michał Dworczyk, uznał z kolei, że wszystko jest ,,lapsusem słownym'', a osobom urażonym należy powiedzieć ,,przepraszam''. Dworczyk wskazał, że słowa Suskiego ,,nie mają nic wspólnego z rzeczywistością''.

Wypowiedziała się także szefowa MEN, Anna Zalewska. Jak stwierdziła, ,,chciałaby za tę wypowiedź przeprosić''. Przyznała, że zawód nauczyciela był ,,zapomniany przez jej poprzedników''.

Obecnie nauczyciele domagają się podwyżek w wysokości 1000zł. Minister Zalewska mówi, że nie ma na to pieniędzy, a nauczyciele już dostali podwyżki.

Rzeczywiście - w 2018 roku dostali drobne kwoty. W przypadku początkujących nauczycieli to około 50zł, w tym roku ma być podobna kwota i w przyszłym ponownie. Łącznie - 150zł.

To oznacza, że nauczyciel drugiego poziomu, kontraktowy, a więc już kilka lat w zawodzie, może liczyć na pensję w wysokości ok. 1890 złotych.

W porównaniu ze wszystkimi niemal krajami europejskimi, nawet z Czechami, to bardzo niewiele.

Wcześniej już wicepremier Jarosław Gowin sugerował, że skoro nauczyciele chcą podwyżek, to... mogą mieć dzieci, bo jest 500+.

Doskonale - postulujemy zatem, by posłom obciąć pensje o połowę. Jak chcą więcej - prosimy o dzieci. A dadzą też dobry przykład budowania rodzin wielodzietnych, bo dziś bardzo różnie z tym wśród relatywnie przecież majętnych posłów bywa...

Nauczycielom podwyżki się po prostu należą. Takie są realia rynkowe. Nie bez powodu na przykład w Warszawie jest w szkołach wiele wakatów. Za oferowane pensje nauczyciele po prostu nie chcą pracować i wybierają inną formę zatrudnienia.

A kto na tym cierpi? Tylko dzieci szkolne.

Ale nie bójmy się tego powiedzieć. Winny jest także system przymusowej edukacji państwowej. Nad tym warto się zastanawiać.

bb