Maria Sadowska, wokalistka i reżyser, której ojciec- słynny jazzman, Krzysztof Sadowski został oskarżony o pedofilię, opublikowała na Facebooku bardzo emocjonalny wpis. 

"To były dla mnie najgorsze dwa miesiące mojego życia. Nikomu nie życzę, żeby musiał przechodzić przez takie piekło. Niespodziewanie, z dnia na dzień całe twoje dotychczasowe życie leży w gruzach..."-napisała artystka, dziękując wszystkim, którzy wspierali ją w ostatnim czasie. 

"Życie toczy się dalej, a ja muszę się podnieść nie tylko dla siebie ale przede wszystkim dla moich ukochanych dzieci i męża. Nie pierwszy raz muzyka, film, tworzenie, bycie kreatywnym ratuje mi życie. Tak więc wracam do tego, co potrafię robić najlepiej. Dziś pierwszy raz, z duszą na ramieniu i z drżeniem serca wychodzę znów na scenę..."-pisze Maria Sadowska. Wokalistka w żaden sposób nie odnosi się jednak do informacji na temat jej ojca. 

Przypomnijmy, że wszystko zaczęło się w sierpniu. Dziennikarz śledczy, Mariusz Zielke opublikował artykuł, w którym zasugerował, że Krzysztof Sadowski, legendarny polski jazzman, nauczyciel gry, śpiewu i współtwórca programów muzycznych dla dzieci, miał dopuszczać się przestępstw seksualnych na nieletnich, wykorzystując swoją pozycję zawodową. 

Według Zielkego, artysta wybierał na swoje ofiary głównie dzieci z domów dziecka, z rozbitych rodzin, po przejściach. Oskarżenia wobec muzyka dotyczą wydarzeń, które miały rozgrywać się głównie w latach 90. Muzyk wydał oświadczenie, w którym zaprzeczył tym oskarżeniom. Jedną z jego ofiar miała być dorosła już Olga Śmigielska, która w rozmowie z programem TVN24 wspominała, że Krzysztof Sadowski wykorzystał jej trudną sytuację rodzinną. 

"Wychowywałam się w rozbitej rodzinie, która jednocześnie była częścią artystycznego środowiska. Mama miała problemy, ojciec skupiony był na swojej karierze. A ja byłam jeszcze dzieckiem. Dziewczynką, która potrzebowała uwagi i ojca. Sadowski dobrze o tym wiedział"-wyznała kobieta. W momencie, gdy rozgrywały się wydarzenia, o których opowiadała, miała 14, 15 lat. 

"Zaczęło się od zaproszeń na lody, do kina, biletów na Jazz Jamboree. (…) Pytał mnie o moje życie i problemy, doradzał tak po ojcowsku. A ja byłam szczęśliwa, że ktoś się mną tak zainteresował. I to nie byle kto – wyznaje kobieta"-wspominała Śmigielska w rozmowie z TVN24. 

yenn/Facebook, Fronda.pl