Pojawia się pytanie o procedury, które działają w tym morderczym biznesie aborcyjnym. Fundacja Pro od dłuższego czasu domaga się od Ministerstwa Zdrowia, aby ujawniło informacje na temat tego, jak dokonuje się aborcji. Panuje jednak zmowa milczenia. Szpitale, które odpowiadają na nasze pytania o to, w jaki sposób zabijają dzieci i co się dzieje z dziećmi, które urodzą się żywe, robią to w sposób taki, że z odpowiedzi właściwie nic konkretnego nie wynika. Natomiast z oficjalnych wypowiedzi, na przykład udzielonych przez Szpital im. Dzieciątka Jezus w Warszawie, gdzie ordynatorem prof. Mirosław Wielgoś dowiedzieliśmy się, że tam żywe dzieci się nie rodzą w wyniku procedur aborcyjnych, a gdyby się urodziły, to nie byłyby reanimowane. I nie ma tam ani słowa o wadze dziecka!

Z tych informacji, które docierają do Fundacji Pro (to oczywiście informacje nieoficjalne, choć zgłaszaliśmy pewne wypadki prokuraturze) wynika, że reguła nieratowania życia dziecka, które urodzi się żywe jest po prostu powszechna. Między innymi, ordynator ze Szpitala Bielańskiego Romuald Dębski mówił o tym w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”. Takich dzieci po prostu się nie ratuje, bo są one przeznaczone na śmierć.

Sytuacja z Wrocławia, która wyszła na jaw przypadkiem, dobrze ilustruje cały ten aborcyjny proceder. Co się wydarzyło? W wyniku aborcji, na świat przyszło żywe dziecko i lekarze zajęli się nim. Ze sprawozdania opublikowanego w styczniu przez Urząd Rady Ministrów, a podpisanego przez Donalda Tuska wynika, że doszło do 757 legalnych aborcji, z czego 702 były to aborcje eugeniczne. Można więc z dużą dozą pewności założyć, że były to późne aborcje i też odbywały się przez indukcję przedwczesnego porodu. Z tego sprawozdania nie wynika, że jakiekolwiek dziecko urodziło się żywe. Można mieć podejrzenia, również na podstawie informacji z zagranicy, że około 15 procent tych dzieci urodziło się żywych. Ale nikt nie był zainteresowany tym, żeby zachować je przy życiu. Zostały w jakiś sposób dobite albo pozostawione, by zmarły.

To, co się obecnie dzieje, to konsekwencja ustawy aborcyjnej, która dopuszcza aborcję eugeniczną. Mordercze prawo powinno się zmienić jak najszybciej. Niecałe pół roku temu obserwowaliśmy debatę na ten temat. Liczni posłowie, nie tylko lewicy, ale również Platformy Obywatelskiej, także obecna minister oświaty, Joanna Kluzik Rostkowska, przekonywali nas, jaka to jest dobra ustawa. Na podstawie tej właśnie „dobrej” ustawy można zabijać dzieci podejrzane o to, że mają Zespół Downa.

W pierwszej kolejności należy uchylić ustawę, która dopuszcza zabijanie chorych dzieci. Po drugie, minister zdrowia powinien zbadać i ujawnić procedury związane z wykonywaniem aborcji, czyli egzekucji na dzieciach podejrzanych o to, że są niepełnosprawne. Jeśli Polacy dowiedzą się, w jakich okolicznościach dzieci są mordowane, to sprzeciw społeczny będzie jeszcze bardziej powszechny, niż do tej pory. To jest również zadanie dla mediów, dlatego cieszę się z powodu zainteresowania portalu Fronda.pl, ale jednocześnie martwię się, bo dla mainstreamu to nie jest żadna informacja. Jeśli w ogóle się pojawia, to jest schowana pod innymi...

Not. MBW