Fronda.pl: Internet jest zalewany wizerunkami Maryi z tęczową aureolą, plakaty z takim wizerunkiem środowiska LGBT rozprowadzają w miastach, obklejają nimi nawet mury klasztorów. Co myśli Ksiądz Profesor widząc tak sprofanowane przedstawienie obrazu Matki Bożej Częstochowskiej?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Oczywiście, czuję ból, bo takie działania bolą. Bolą podwójnie. Najpierw jako człowieka, którego Matkę się bezcześci. To jest właśnie bardzo uderzające – to bezczeszczenie Matki. Dokonywano już w ostatnim czasie aktów wandalizmu i profanacji różnych świętości, ale wydawało się, że dla ludzi o nawet progowej przyzwoitości i wrażliwości postać Matki musi zostać nietknięta. Bo Matka wyraża to, co w nas najpiękniejsze, najbardziej wrażliwe, najbardziej ludzkie. Nie na darmo Lechoń pisał o Maryi – Matce, że Jej wizerunek jest „W ręku tego co umiera, nad kołyską dzieci/I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci” i że jest to Ta, „W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy”. Jeżeli uderza się w Matkę, w Jej oblicze, bezcześci się je, plugawi, to znaczy, że schodzi się do poziomu poniżej tego elementarnego progu. Czuję też ból, bo szydzi się z Królowej. Zauważmy, że w dobie ponad stuletniej niewoli, gdy nie było państwa polskiego, rządu, wojska – był w kościołach Jej wizerunek Maryi Królowej. Ktoś, kto w tej chwili profanuje wizerunek Maryi, szydzi z Polski.

Środowiska lewicowo-liberalne twierdzą, że problemu nie ma, bo... przecież to "tylko tęcza". Sam Donald Tusk stwierdził, że tęcza jest także na "Sądzie Ostatecznym" Memlinga... Dlaczego w ocenie Księdza Profesora ktoś próbuje udawać, że nie rozumie, o co chodzi w przypadku obecnej bezbożnej hucpy?

Tak, środowiska lewicowo-liberalne najwyraźniej nie przekraczają progu rozumienia znaków, nie potrafią odczytać pewnego kodu. Zapewne nie widzą różnicy między krzyżem a Hakenkreuzem, między gwiazdką na niebie, a czerwoną gwiazdą. Jest różnica między tęczą jako znakiem przymierza, a tęczą jako zerwaniem przymierza człowieka z prawem naturalnym. Nie chce mi się wierzyć, że faktycznie Donald Tusk nie widzi tej różnicy. Dlaczego zatem wygłasza takie opinie? Te słowa trafiają do określonej grupy odbiorców, o określonym profilu intelektualnym i światopoglądowym. Ich celem jest umocnienie ich w poczuciu bezkarności – dokonują zła profanacji, dokonują bezczeszczenia tego, co dla innych jest święte i słyszą, że nie ma problemu, że nie można ich o nic oskarżyć. Takie słowa umacniają wśród „mądrych inaczej” bądź „myślących inaczej” (a jest ich epidemiologicznie wielu) przekonanie, że spieramy się o wolność i że ta wolność jest zagrożona przez środowiska konserwatywne. My się natomiast spieramy o to, by „nieszczęsny dar wolności” był użyty w celu budowania godności człowieka, a nie jego niszczenia. My, potępiając działania niektórych środowisk czy wypowiedzi z tzw. „wykładów” magistra Tuska na uniwersytetach bronimy powagi myślenia i wartościowania.

Głos w obronie profanacji obrazu Matki Bożej zabrały także środowiska... nominalnie katolickie. Tygodnik Powszechny, Więź, Klub Inteligencji Katolickiej z Warszawy. Ich wszystkich to w ogóle "nie oburza", a Kościół - twierdzą - powinien być bardziej inkluzywny wobec "osób LGBT". Czy taka postawa przystoi katolikom?

Tak, to są środowiska nominalnie katolickie. To, co może zdumiewać to ta uporczywa troska o „dyskryminowanych” przedstawicieli homoterroryzmu. Już samo określanie tych ludzi mianem „osób LGBT” jest splunięciem na karty Biblii, gdzie nie ma nawet cienia wątpliwości, co do tego, że Bóg stworzył człowieka mężczyzną i niewiastą, a nie lesbijką, gejem, biseksualistą, transseksualistą czy quuer… Zdumiewa to, że tych „katolików” nie oburza bezczeszczenie osoby Kobiety i Matki, a czują więź powszechną z nieistniejącymi bytami. Pytanie, które można stawiać, czy przedstawiciele tych środowisk są jeszcze realistami, czy wyznawcami idealistycznego świata iluzji i fikcji…

Jaka powinna być w ocenie Księdza Profesora reakcja państwa polskiego? Czy podobnych profanacji należy zakazać, a może - jak chcą liberalni koryfeusze wolności - to przecież tylko "sztuka"?...

Obawiam się niestety, że dyskusja na temat wolności słowa, wolności ekspresji artystycznej będzie trwać i będzie wybuchać co jakiś czas. Będą niestety pojawiać się „Golgoty Pikniki”, „Klątwy”, tęczowe bohomazy. Trudno będzie i trudno jest ująć te sprawy – dla mnie jednoznacznie bluźniercze, na dodatek tandetne w formie wyrazu - w ramy norm prawnych. Natomiast nie wiem, czy nie można pójść inną drogą. Wizerunki i symbole religijne są trwałym i konstytutywnym elementem dziedzictwa narodu polskiego. Bezczeszczenie flagi polskiej czy godła nie podpada chyba pod kategorię dyskusji estetycznych. Jest naruszeniem obiektywnych wartości, a nie kwestią smaku. Analogicznie, bezczeszczenie krzyża, czy ikony jasnogórskiej winno być karane nie tyle czy nie tylko z tytułu obrazy uczuć religijnych (choć z pewnością można się o to ubiegać), ale z tytułu godzenie w dobro dziedzictwa narodowego.

Pozwolę sobie na jeszcze jedną uwagę. Wymagana jest – w moim przekonaniu – nie tylko reakcja władz państwowych, ale i kościelnych. Wspomniane środowiska katolewicy powinny zostać orzeczone jako nie mające prawa do używania określenia „kościelny”, „katolicki”, do korzystania z asystentury kościelnej. Wymagany jest także mocny i bardzo dosadny głos Episkopatu. Nie może być tak, że Episkopat wypowiada się błyskawicznie w kwestii ludowej, kontrowersyjnej tradycji związanej z kukłą, a nie zabiera głosu w sprawie obrzydliwej manifestacji pod Radiem Maryja. Tu trzeba mocnego, stanowczego głosu.

Rozmawiał: Paweł Chmielewski