Janusz Korwin-Mikke, inicjator uchwały lustracyjnej z 1992 roku, mówił na konferencji w Sejmie, dlaczego sprawa współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa jest ogromnym problemem dla Polski. Według Korwin-Mikkego nie chodzi wcale o to, że Wąłęsa podpisał. Problemem jest to, że to ukrywał, a dokumenty nawet "ukradł", jak wyraził się Mikke.

"Chciałbym też przypomnieć, że po zgłoszeniu uchwały lustracyjnej ogłosił oświadczenie, że <<kilka rzeczy podpisał>>, a po dwóch godzinach wycofał to oświadczenie pod naciskiem pana Mieczysława Wachowskiego - najprawdopodobniej jego oficera prowadzącego po prostu" - powiedział Korwin-Mikke.

"Nieszczęście polega nie na tym, że był agentem, bo bycie tajnym współpracownikiem legalnego państwa nie jest czymś strasznym, bardzo wielu ludzi było [...]. Nieszczęście polega na tym, że Lech Wałęsa zaprzeczał, że Lech Wałęsa ukradł swoje papiery z teczki swojej jako prezydent i oddał pustą teczkę, i dokonywał różnych dziwnych rzeczy, być może szantażowany [...], nie wiemy" - dodawał.

Mikke powiedział, że znaczący błąd popełnił wówczas Antoni Macierewicz, nie ujawniając wszystkich współpracowników SB. "Niestety, tego typu operacje trzeba albo robić do końca, wrzód trzeba wycisnąć do końca, albo nie dotykać. Niestety to, co zrobił Macierewicz, było nacięciem tego wrzodu i zostawieniem go, i on ropieje do dzisiaj" - wskazał polityk.

wbw/media