Bridges dowiedziała się o swojej chorobie, gdy była w 10. tygodniu ciąży z córką Paisley. Lekarze naciskali, by natychmiast rozpoczęła chemioterapię. To oznaczałoby jednak nieuchronną śmierć jej dziecka. Bridges zdecydowanie odrzuciła taką możliwość – nie chciała ocalić swojego życia zabijając własną córkę.

W trzecim trymestrze Bridges dowiedziała się, że jeżeli nadal będzie odwlekać chemioterapię, to rak będzie się rozprzestrzeniać. Kobieta musiała urodzić Paisley już w 8. miesiącu ciąży, by móc poddać się chemioterapii. Okazało się jednak, że było już za późno. Rak okazał się śmiertelny i Bridges zdaniem lekarzy nie przeżyje nawet roku od porodu.

Matka ubolewa, że nigdy nie będzie mogła zobaczyć, jak dorasta jej córka. Ogromne cierpienie sprawia jej też fakt, że umierając, pozostawi także swojego 6-letniego syna. „Jeżeli odejdziesz, chcę pójść z tobą!” – powiedział jej raz chłopiec.

Bridges nie żałuje, że wybrała życie swojej córki zamiast swojego. Mówi, że Paisley to dla niej w tych trudnych chwilach prawdziwy promyk słońca.

Kilka dni temu Bridges otrzymała informację od lekarzy, że rak kości nie zaatakował jeszcze jej nóg, tak jak wcześniej się spodziewano. Co więcej nie urósł także guz w jej głowie. Diagnoza wciąż jest ponura, jednak Bridges wciąż ma nadzieję, że będzie mogła być ze swoimi dziećmi choć nieco dłużej.

pac/lifenews