- Przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. w Polsce według niemieckiego medialnego przekazu wszystko było w porządku. Były pewne problemy ze względu na opozycyjne PiS, ale ogólnie nie było źle, ponieważ Polska nie przeszkadzała Niemcom w ich polityce wschodniej, tylko ich wspierała. Czyli w sumie Warszawa robiła to, co sobie Niemcy zażyczyli. Narracja ta zmieniła się w momencie dojścia PiS do władzy i z roku na rok się zaostrza – pisze na portalu wdolnymslasku.com Igor Szczęsnowicz.

Jak dalej dowiadujemy się, działania Berlina zmierzają do tego, żeby w Polsce u steru była taka osoba, „która nie przeszkadza ani Moskwie, ani Berlinowi”.

Jak bardzo celnie zauważa prof. Bogdan Musiał, historyk, specjalista ds. stosunków polsko-niemieckich, w zasadzie do roku 2015 problemy Niemców w odniesieniu do Polski nie istniały. Obraz ten diametralnie się zmienia po roku 2015, czyli po przejęciu władzy w Polsce przez Zjednoczoną Prawicę pod wodzą Prawa i Sprawiedliwości. Odtąd Polacy w niemieckich mediach to „homofobiczni antydemokraci”, a w Polsce ma być nawet gorzej niż na Białorusi.

A że niemiecki odbiorca mediów dość ślepo wierzy przekazowi tamtejszych rządowych mediów, to przekonanie go do tych „racji” nie stanowi w zasadzie żadnego problemu, więc w tamtym przekazie medialnym „dominuje podział: dobry Polak to Donald Tusk i każdy z jego zwolenników, a zły to Jarosław Kaczyński”.

- Niemcy prowadzą za pomocą rządowych mediów propagandową nagonkę na Polskę m.in. po to, aby odciągnąć Niemców od ogromnych wewnętrznych problemów, z jakimi boryka się ich kraj – stwierdza prof. Musiał.

- Co się stało za czasów pani Merkel? Bundeswehra rozbita, praktycznie nie funkcjonuje, mieliśmy powódź w Niemczech – media nie podają całościowej liczby ofiar. Bo jest ich aż kilkaset. Nie ma tylu ofiar w Bangladeszu, gdzie praktycznie ciągle pada, bo tam się nauczono, jak postępować w przypadku takich katastrof. A w Niemczech kilkaset ofiar! - czytamy dalej.

Wszystkie działania niemieckiego rządu, jak czytamy w tekście, mają służyć starej zasadzie, żeby przy problemach wewnętrznych szukać wroga zewnętrznego. Dokładnie z tego samego założenia wyszedł Hitler, czego efektem była II wojna światowa. Niemieckie media rządowe spełniają doskonale rolę polegającą na odwracaniu uwagi obywateli niemieckich od bieżących problemów, jakie spotykają ich kraj. Cała uwaga jest natomiast przekierowywana na „wyimaginowane problemy Polski”, która „była od wielu lat takim chłopcem do bicia. To jest tradycja, nic nowego”.

- Dzisiaj Niemcom rząd polski przeszkadza. Ich celem jest − o czym zresztą mówią otwarcie − żeby ten rząd upadł. Podkreślają, jak powiedział przewodniczący CDU Armin Laschet, że chcą wspierać „społeczeństwo obywatelskie”, czyli Martę Lempart czy wcześniej Mateusza Kijowskiego, Bartosza Kramka itp. - stwierdza autor.

Jak uważa prof. Bogdan Musiał, „w tej polityce wobec nas nie chodzi nawet o pieniądze. Polska po prostu przeszkadza Berlinowi”. Wszystko bowiem było w najlepszym porządku, dopóki Polska była przez Niemcy krajem „skolonizowanym”. - Póki był to kraj skorumpowany, niemieccy przedsiębiorcy mogli łapówki odpisywać od podatku. Państwo niemieckie świadomie więc wspierało korupcję w Polsce – stwierdza.

Jako pewien smaczek mogą posłużyć „dokumenty zdobyte przez nasz wywiad, jak Niemcy naradzają się po upadku komuny, co zrobić z Polską”. Wynika z nich, żeby Solidarność nie stała się siłą dominującą, a polska scena polityczna miała być skłócona i rozdrobniona, do czego Niemcy dążyli oraz w pełni świadomie wspierali określone siły polityczne. - Co się stało z milionami marek z CDU, tzw. czarnymi kasami? Wiemy, że te pieniądze płynęły do Polski, do Gdańska – czytamy, o czym pisze także w swojej książce jeden z założycieli PO Paweł Piskorski. - Rząd niemiecki robi wszystko, aby Polska była zdestabilizowana politycznie albo stabilna, ale według Donalda Tuska – stwierdza.


mp/gazeta polska codziennie/niezalezana.pl/wdolnymslasku.com