Czytam „mainstreamowe" relacje z Wrocławia, gdzie w wyniku aborcji, przyszło na świat żywe dziecko. Dziennikarze są na ogół zbulwersowani. Czym? Tym, że dziecko żyje. Gdyby nie przeżyło aborcji, wszystko byłoby w porządku. Mielibyśmy 3201 przypadek „przerwania ciąży", wcześniejsze tysiące, o których co roku informuje Donald Tusk, nie wzbudzają zainteresowania, bo wszystko kończy się zgodnie z planem. Usuwane są płody, które jak wiadomo, są zlepkami komórek, niezdolnymi do życia i w żaden sposób nie przypominają ludzi. W Norwegii i Danii w wyniku aborcji ok. 15% dzieci rodzi się żywych. W Polsce według oficjalnych danych nie ma takich przypadków.

W szpitalu wrocławskim powołano komisję, dla wyjaśnienia tej skandalicznej sytuacji. Wydaje się, jednak, że warto zbadać dlaczego w Polsce ,oficjalnie, nie notuje się prawie wcale przypadków żywych urodzeń, w wyniku aborcji eugenicznej? Może dlatego, że nikt nie jest zainteresowany tym, żeby takie fakty wyszły na jaw? Nie są zainteresowani lekarze przeprowadzający aborcje, nie są zainteresowani ordynatorzy i dyrektorzy organizujący aborcje. Może dziecko we Wrocławiu przeżyło bo było zbyt dużo świadków tego, że urodziło się żywe?

Premier Tusk i Minister Zdrowia Arłukowicz, we wrześniu ubiegłego roku usłyszeli w Sejmie od Kai Godek, co się dzieje z dziećmi żywo urodzonymi w wyniku aborcji. Zaprzeczali, albo udawali, że nie słyszą. Teraz też udają, że nie słyszą. Donald Tusk woli zajmować się ofiarami na Ukrainie. Setki ofiar aborcji w Polsce go nie interesują.

„Sprawa wrocławska" pokazuje naturę aborcji eugenicznej. Wykonawcy mówią, że prawo dopuszcza więc ją wykonują. Premier, Minister Zdrowia, posłowie PO i lewicy, głosujący za utrzymaniem zabijania dzieci z Zespołem Downa, mówią że to wszystko dla dobra kobiet. Przypadek wrocławski jasno pokazuje fałsz tych argumentów. Aborcja eugeniczna to po prostu egzekucja, egzekucja człowieka skazanego z powodu podejrzenia o niepełnosprawność. Człowiek jest bardzo mały, a egzekucja jest dokonywana w ukryciu gabinetu zabiegowego. Wie o niej kilka osób, którym zależy na dyskrecji. Szeroka publiczność ma szansę dowiedzieć się jak egzekucja wygląda, tylko wtedy, gdy się nie powiedzie. Przypadek wrocławski to szansa; szansa, żeby Polacy powstrzymali szpitalne egzekucje. Co dzień wykonywane są dwie. Udane. Dlatego nic o nich nie słyszymy.

Mariusz Dzierżawski/Stopaborcji.pl