Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: „Czy Ty jesteś Mesjaszem, Synem Błogosławionego?” Jezus odpowiedział: „Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi”. Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: „Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?” Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci. (Mk 14, 61-64)

 

Marek w dwóch krótkich rozdziałach zwrarł relację z uczty w Betanii, ostatniej wieczerzy, pojmania Jezusa,  przesłuchania go przed Sanhedrynem i Piłatem, a w końcu jego męki i śmierci. Autor najstarszej ewangelii, jerozolimczyk z urodzenia, sekwencję z tych zdarzeń mógł znać z autopsji, a szczegóły poznał już w rodzinnym domu, słuchając piotrowych katechez, mimo w swoim tekście pominął niektóre epizody, m.in. przesłuchania Jezusa przed Annaszem, Kajfaszem i Herodem, uzyskując w efekcie zwartą narrację, w której na pierwszy plan wybija się pytanie o tożsamość Jezusa z Nazaretu. To, kim jest, przekracza granice ludzkiego poznania, a mimo to tożsamość Jezusa z każdą chwilą ujawnia się coraz pełniej, jakby niezależnie od okoliczności, niekiedy wbrew nim. Jednocześnie tożsamość innych osób ulega pewnemu zachwianiu. Ci, którzy kierują się miłością i sumieniem, upodabniają się do Jezusa, w coraz pełniejszy sposób wyrażając swoją ludzką tożsamość, natomiast ci, którzy działają wbrew sumieniu, stopniowo zanikają jakby w niebycie.


Ten proces zaczyna się już w domu Szymona Trędowatego. Szymon doświadczył kiedyś rzadkiej łaski uzdrowienia z trądu (być może z rąk samego Jezusa), a teraz wystawił huczną ucztę na cześć Mistrza z Nazaretu, który dzień wcześniej wskrzesił z martwych jego sąsiada, Łazarza. W czasie uczty nagle okazało się, że to nie Szymon był prawdziwym gospodarzem tego spotkania, lecz anonimowa kobieta (w relacji Jana jest nią Maria z Betanii), która w namaściła Jezusa na śmierć. Ona jedna rozumiała powagę sytuacji, wczuła się w los Jezusa i powtórzyła względem Niego gest, na który kiedyś zdobyła się inna kobieta w domu innego Szymona, o ile jednak tam chodziło o wyrażenie wdzięczności za odpuszczenie win, tu akcent padał na przyjęcie z miłością woli Boga. Kobieta z alabastrowym flakonikiem, choć chyba nie miała takiej intencji, spełniła ważny gest prorocki, namaściła Jezusa na Mesjasza, wyznaczając w ten sposób początek Jego ostatniej, najważniejszej misji, co Jezus sam uroczyście potwierdził. W tym samym czasie Judasz, kierując się innymi motywami, postanawia Jezusa zdradzić, przekreślając tym samym własne powołanie i tożsamość.


W wieczerniku obecność Jezusa zyskuje nowy, niespodziewany wymiar. Już w czasie przygotowania okazuje się, że Jezus będzie barankiem paschalnym tej uczty, zaś błogosławieństwo wypowiedziane przez Niego nad chlebem i winem czyni apostołów rzeczywistymi dysponentami Jego nowej, mistycznej obecności w świecie. Z narastającą obecnością Jezusa kontrastuje „nieobecność” samych apostołów. Oni nie tylko nie pojmują do końca wydarzeń, w których właśnie uczestniczą, ale mimo swych gorących zapewnień o wierności już za chwilę wyrzekną się swojego Mistrza. Jezus wie o tym, dlatego jasno określa rangę tej zdrady, podkreśla dobitnie, że ona niweczy ludzką egzystencję, a równocześnie wskazuje na eucharystię jako skuteczny środek przywracania jedności i dojrzałości.


Modlitwa Jezusa w ogrodzie oliwnym odsłania wewnętrzny wymiar dramatu obecności. Bycie prawdziwym człowiekiem w śmiertelnym ciele nawet dla Syna Bożego jest procesem i zakłada stałą wewnętrzną przemianę, która obejmuje wszystkie aspekty życia, w tym także cierpienie i lęk przed śmiercią. Ta zmiana staje się jednak możliwa dzięki ufnej rozmowie z Bogiem. Symbolicznym przeciwieństwem tej postawy jest sen apostołów, czyli ich praktyczna nieobecność na modlitwie, ale także nagi młodzieniec (pojawiający się tylko u Marka i czasem z nim utożsamiany), uciekający w panice przed ludźmi, Bogiem i samym sobą, niemal jak grzeszny Adam lub zbuntowany Jonasz.


Inne kłopoty z tożsamością ma Sanhedryn. Świadectwa składane tam przeciw Jezusowi przeczą sobie nawzajem, a mimo to zyskują akceptację Wysokiej Rady, tymczasem świadectwo samego Jezusa, choć zgodne z prawdą i objawieniem, traktowane jest tam jak bluźnierstwo. Sanhedryn nie pozwala Mesjaszowi powiedzieć o sobie, że jest Mesjaszem, gdyż sam uzurpuje sobie funkcje mesjańskie i prawo decydowania o wszystkim, a tym samym przestaje być sobą. Wymownym symbolem tego zagubiena jest prostacka zabawa z pojmanym Jezusem: oto dostojni członkowie Wysokiej Rady żądają od Niego, żeby ustalił, kim są ci, którzy Go biją. W kontekście drwin i odrzucenia tożsamość Mesjasza paradoksalnie zyskuje kolejne potwierdzenie w licznych zapowiedziach prorockich o Mesjaszu odrzuconym i cierpiącym.


Piłat, poganin, potwierdza tożsamość Jezusa na gruncie sprawiedliwości, a jednocześnie niszczy własną tożsamość. Ulegając presji Sanhedrynu, sprzeniewierza swój urząd i skazuje na śmierć człowieka niewinnego, upiera się jednocześnie, że poda do publicznej wiadomości tytuł winy Jezusa, którą sam wcześniej uznał ją za rzekomą. Z jego obsesyjnym umywaniem rąk od odpowiedzialności kontrastuje postawa Jezusa, króla żydowskiego, który nawet na krzyżu czuje się odpowiedzialny za innych i modli się za nich.


Zachowanie Jezusa w czasie całej męki ma wartość objawienia. W redakcji Markowej sam Jezus wypowiada niewiele słów, ale tuż po Jego śmierci jeden z Jego oprawców, rzymski setnik, swoiste alter ego Piłata, wyznaje: „Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym”.

 

eMBe/Salon24.pl