NORBERT FREJEK SJ
40 DNI, POPIÓŁ I KAMIENIE W SERCU

Rozpoczynamy okres liturgiczny nazywany Wielkim Postem. Ten czas trwa 40 dni. Liczba „40” odgrywa bardzo ważna rolę w Biblii. 40 dni pościł Jezus na pustyni, 40 lat wędrował Naród Wybrany przez pustynię, 40 dni przebywał Mojżesz na Górze Synaj, 40 dni Goliat oblegał obozy izraelskie, 40 dni Eliasz wędrował o chlebie i wodzie do Bożej Góry Horeb, 40 dni pozostało mieszkańcom Niniwy na nawrócenie — jak zapowiedział im Jonasz. Do tego dodajmy jeszcze 40 dni, jakie upłynęły pomiędzy Zmartwychwstaniem Jezusa a Jego Wniebowstąpieniem. Liczba ta odwołuje się więc do różnych wydarzeń: radosnych, smutnych, dramatycznych, chwalebnych, chwil głębszej refleksji czy także walki. Takie jest nasze życie, na które składa się cała gama wydarzeń. I w te wydarzenia wchodzi Pan Bóg — zarówno w te dobre, jak także w te, o których chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Pytajmy się jednak dziś, u progu tego czasu liturgicznego: Czy zawsze odkrywamy Pana Boga w wydarzeniach naszego życia? Czy nie jest tak, że w naszym życiu często przeżywamy wielki post... od Pana Boga, kiedy Bóg wydaje się nam odległy, daleki, nieobecny... Czy tak rzeczywiście jest?

W Wielkim Poście, zwróćmy szczególną uwagę na kilka punktów charakterystycznych dla tego czasu. Po pierwsze: wrócić do początku, czyli do chrztu oraz, po drugie: do pokuty. Sobór Watykański II w „Konstytucji o liturgii” przypomina, że Wielki Post ma podwójny charakter: ”Przez przypominanie chrztu lub przygotowanie do niego oraz przez pokutę ma on usposobić wiernych, oddających się gorliwiej słuchaniu Słowa Bożego i modlitwie, do obchodzenia paschalnego misterium” (nr 109). Charakter Wielkiego Postu dobrze oddaje kolekta Mszy Świętej z I niedzieli tego czasu liturgicznego, która w podobnych słowach oddaje to, co mówi Sobór: „Wszechmogacy Boże, spraw, abyśmy przez doroczne ćwiczenia wielkopostne postępowali w rozumieniu tajemnicy Chrystusa”.

Co jest tą tajemnicą? Odwołajmy się ponownie do liturgii, tym razem do tekstu ze Środy Popielcowej. Podczas błogosławienia popiołu kapłan mówi m.in.: „Panie Boże, Ty przebaczasz ludziom, którzy upokarzają się i starają się zadośćuczynić za grzechy (...) Niech wytrwają w czterdziestodniowej pokucie, aby mogli z oczyszczonymi sercami uczestniczyć w paschalnym misterium Twojego Syna”. Pascha Jezusa jest ową tajemnicą, a zarazem jest to tajemnica, misterium Kościoła. Bowiem Kościołowi Jezus powierzył siebie — swoje Ciało i swoją Krew, a to znaczy także, że Jezus nam już przebaczył, bo dla nas - dla Ciebie i dla mnie umarł i zmartwychwstał. Jestesmy już ocaleni, dług został spłacony. Paweł Apostoł, w Liście do Galatów pisze: „Obecnie moje życie jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 20). Po co więc pokutować i pościć? Bo to jest wyraz solidarności chrześcijanina z Jezusem. Solidarność w pracy Boga dla nas, dla człowieka i świata całego.

Nim jednak nastąpiło wydanie Jezusa na krzyż, a potem zmartwychwstanie trzeciego dnia, przez trzy lata wędrował Jezus przez miasta oraz wsie izraelskie i głosił wypełnienie się czasu i nadejście Królestwa Bożego (Mk 1, 15). Tak, czasy ostateczne już nadeszły — wraz z przyjściem Jezusa na świat. Do swojej misji Jezus z Nazaretu przygotowywał się na pustyni. Wielki Post to właśnie taki czas pustyni, czas odczucia pewnego braku, przygotowania siebie na wędrowanie z Dobrą Nowiną oraz - czas... prochu. Ten brak jest potrzebny, aby otworzyć się na Tego, który może wypełnić ten brak. A jeśli On tego dokona, człowiek zobaczy całe swoje życie w nowym świetle. „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu” (św. Augustyn).

W Środę Popielcową możemy usłyszeć słowa: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. To są słowa wyjęte z pierwszej księgi Pisma Świętego (Rdz 3,19). Pomyślmy, jakie mogą być nasze reakcje na te słowa? To brzmi jak wyrok wydany na człowieka — bardzo krótki, ale treściwy, budzący respekt, a może nawet grozę. Słowa te odnoszą się do całego człowieka, bowiem proch jest symbolem całego człowieka. Upewnia nas o tym Kohelet: „Wszystko idzie na jedno miejsce: powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca” (Koh 3,20). Chciałoby się powtórzyć za pewnym filozofem, że człowiek jest „Dasein zum Tode” — „bytem ku śmierci”. Kiedy wpatrujemy się w proch ziemi, tak można pomyśleć. Proch jest bowiem bardzo mały, jego ziarnka są podobne jedno do drugiego. To także symbol podatności na wszystko — proch jest przenoszony przez wiatr, deptany przez ludzi czy zwierzęta. Jest także symbolem zagubienia i braku pomysłu na życie - jest bowiem bezkształtny, jałowy, szary i kruchy. W końcu jest symbolem znikomości. To dlatego też, gdy umrzemy, ksiądz na naszą trumnę czy urnę rzuci odrobinę ziemi i powtórzy dokładnie te same słowa mówiące o przemijalności i kruchości ludzkiego życia. Doda jednak coś więcej, co nie tyle uzupełnia słowa z Księgi Rodzaju, ile niemalże przewraca ich przesłanie przez swoje wielkanocne ‘uzupełnienie': „... Ale Pan Cię wskrzesi w dniu ostatecznym. Żyj w pokoju”. A więc nie tyle „byt ku śmierci”, co „byt ku życiu”...?

Proch dość często występuje w Biblii, ale nie tylko jako symbol pokuty. Gdy mowa o pokutowaniu - to czytamy o Jozuem, który rozdarł swoje szaty, padł przed Arką Przymierza i posypał głowę swoją i starszych Izraela popiołem (Joz 7, 6). Popiół, proch, to jednak także symbol porażki — gdy Filistyni pokonali wojska izraelskie i zabrali Arkę Przymierza, w tej walce zginęli m.in. synowie Helego. Wtedy pewien człowiek z pokolenia Beniamina, w podartym ubraniu i z głową pokrytą ziemią przynosi te wiadomości Helemu (1 Sam 4, 12). Także przyjaciele Hioba, gdy zobaczyli co się stało, rozdarli szaty i posypali swoje głowy prochem (Hi 2, 12). Proch jest też symbolem pokonania wroga, a nawet wdeptania, wtłoczenia go w ziemię. Oto czytamy u Izajasza, że: „Moab będzie rozdeptany u siebie (...) Niezdobytą twierdzę twoich murów On zgniecie, zwali, zrzuci w proch na ziemię” (Iz 25, 11-12). U tego samego proroka czytamy także: „Bo On poniżył przebywających na szczytach, upokorzył miasto niedostępne, upokorzył je aż do ziemi, sprawił, że w proch runęło” (Iz 26,5). Czytamy także: „I będą królowie twymi żywicielami, a księżniczki ich twoimi mamkami. Twarzą do ziemi pokłon ci będą oddawać i lizać będą kurz z twoich nóg. Wtedy się przekonasz, że Ja jestem Pan, kto we Mnie pokłada nadzieję, wstydu nie dozna” (Iz 49, 23). Z kolei prorok Micheasz zapowiada zawstydzenie wrogów Syjonu w słowach: „Gdy to ujrzy nieprzyjaciółka moja, wstydem się okryje ta, która mówiła do mnie: ‘Gdzie jest Pan, twój Bóg?' Oczy moje będą patrzeć na nią: teraz będzie zdeptana, jak błoto uliczne” (Mi 7, 10). Tak więc możemy powiedzieć, że proch jest symbolem nie tylko przemijania życia i pokuty, ale tego wszystkiego, co się na to życie składa - różnych doświadczeń, a więc — powtórzmy — jest to symbol całego człowieka.

Człowiek jest istotą przemijającą. Mało tego! My o tym wiemy. Wiemy także do czego zostaliśmy powołani. Aby sobie o tym powołaniu przypomnieć, na nowo je sobie uświadomić — potrzebujemy właśnie wyjścia na pustynię, zmierzenia się z Goliatem, spotkania Jonasza, wejścia na Górę, czy także posilania się tylko chlebem i wodą. W końcu - człowiek potrzebuje spotkania Jezusa.

Powróćmy teraz do jednego z postawionych już pytań. Czy Bóg jest rzeczywiście Wielkim Nieobecnym? Paweł Apostoł pisze do Rzymian, że „Bóg zesłał swego Syna w ciele podobnym do ciała grzesznego” (Rz 8, 3). Znaczy to, że Syn Boży, przychodząc na ziemię, wszedł także w doświadczenie prochu. Jednakże wraz z Paschą Jezusa, ciało (którego symbolem jest proch) przestało być etapem prowadzącym ku marności i śmierci, bowiem w życie ludzkie wszedł Bóg. Od tego czasu życie chrześcijanina nie zatrzymuje się, jak pisze teolog Karl Rahner, na prochu, zgrozie i lęku, lecz pozwala mu, poprzez ten proch, przebiec dalej, w samą wieczność Boga.

Łatwo to powiedzieć... A co zrobić z całym doświadczeniem, bagażem życia, kiedy zdaje się, że Popielec trwa cały rok? Myślę, że najpierw powinniśmy zaakceptować to poczucie oddalenia Pana Boga i nie uciekać przed nim w różne „świecidełka” czy namiastki Boga. Pytajmy się o to, co tak naprawdę w tej pustce przeżywamy i czy na pewno jest to brak Boga? A może to zaczyna brakować naszych własnych wyobrażeń Boga i następuje powolne lub szybkie wyczerpanie się tych wyobrażeń? Może jest tak, że — jak pyta się przywołany już o. Rahner — „Dalekim stał ci się tylko Bóg, którego nie ma: Bóg zrozumiały, Bóg małych myśli i taniutkich uczuć człowieka, Bóg doczesnego bezpieczeństwa, Bóg, który dba o to, aby dzieci nie płakały, a ludzka miłość nie doznawała zawodu, Bóg, który jest bardzo czcigodnym... bożkiem”. Pytajmy siebie, u progu Wielkiego Postu w jakiego Boga wierzyliśmy dotąd?

Okres pokuty - czas na to, by poprosić Pana Boga o łaskę... zmiany sposobu myślenia. Greckie słowo „metanoia”, jakie znajdujemy w Piśmie Świętym na określenia nawrócenia, znaczy: „zmiana sposobu myślenia”. Gdy Bóg udzieli nam siły na rozpoczęcie i kontynuowanie tego procesu, to odkryjemy z czasem, że prawdziwy Bóg jest zawsze z nami i obok nas. Bóg chrześcijan nie zapewnia bezpiecznego omijania z daleka wszystkich trudów i krzyży życia, ale zapewnia nas o tym, że w każdej sytuacji i wydarzeniu jest z człowiekiem. Bogu nie są obce ludzkie doświadczenia — Jezus przeszedł wiele na tej ziemi: od narodzin w żłobie po egzekucję na krzyżu. Jeśli człowiek, poszcząc, solidaryzuje się z pracującym i cierpiącym Jezusem to dlatego, że On pierwszy solidaryzuje się z człowiekiem.

Ileż Śród Popielcowych i Wielkich Piątków w naszym życiu... Jednakże życie nie kończy się w Wielki Piątek. Potrzebny jest człowiekowi i Popielec, i Wielki Piątek — aby dojść do Poranka Wielkanocnego. Wielki Post jest po to, abyśmy zmierzyli się z tym wszystkim, co składa się na nasze życie. Jednego możemy być pewni: Bóg jest z nami, jest także w Twojej drodze krzyżowej.

Wychodząc na pustynię, otwieramy się na Boga. Trudno Go usłyszeć w hałasie świata. Taka już była intuicja pierwszych wieków chrześcijaństwa. Człowiek na pustyni lepiej słyszy. Idźmy tam „w całości”, z całym bagażem życiowym.

Wielki Post to także czas „wielkanocnej spowiedzi”. Spowiedź, to nie tylko wyznanie przy kratkach konfesjonału i fioletowa stuła. Spowiedzią powinna być cała postawa człowieka — czyli otwarcie się na Boga i Jego Dobrą Nowinę. Kiedy słyszymy „spowiedź”, możemy pomyśleć o wyznaniu win, o skrusze, pokucie, zadośćuczynieniu za grzechy, może nawet o karteczce, którą spowiednik winien podpisać. A może nadchodzi czas, by zacząć lepiej, regularnie sprawować ten sakrament? Wszak w tym sakramencie nie tylko zostają odpuszczone grzechy, ale także otrzymujemy łaskę uzdalniającą do czynienia dobra. Ten sakrament przecież uczy nas ufnego otwarcia się na Pana Miłosiernego, solidaryzującego się z człowiekiem aż po krzyż, po nasze krzyże...

Może to także właściwy czas, by się zapytać o miejsce postu w naszym życiu. Czy to chodzi tylko o golonkę w piątek?

Rozpocznijmy więc tegoroczny Wielki Post; Prośmy Pana, aby przemieniał nasz sposób myślenia, by dał nam łaskę stanięcia w prawdzie przed sobą samym, przed Kościołem i przed Bogiem, bo tylko w ten sposób staniemy się wolnymi. To jest „czas upragniony” do proszenia, aby On odgruzował ludzkie serce z tego, co przeszkadza w widzeniu Bożych spraw w swoim życiu i w świecie.

„Niech da wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących - na podstawie działania Jego potęgi i siły. Wykazał On je, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym(Ef 1,18-21). A to jest nadzieja ludzi już ocalonych.


yenn/opoka.org.pl