Portal Fronda.pl: Prezydent Andrzej Duda przyjął przysięgę od ostatniego już, piątego sędziego TK, nie przyjmując zarazem przysięgi od trójki sędziów wybranych jeszcze przez Platformę, a których wybór sam TK uznał za konstytucyjny. Jak ocenia pan tę decyzję prezydenta?

Piotr Semka: Prezydent zajął stanowisko w sporze między dwiema instytucjami, Trybunałem Konstytucyjnym i parlamentem. To spór na najwyższym szczeblu. Prezydent zdecydował, że uznaje wybór parlamentu. W wielu państwach decyzja prezydenta uznawana jest za ostateczną. Jeżeli opozycja uważa, że jest ona przeciw racji stanu, to sprawa może skończyć się w Trybunale Stanu. W Polsce natomiast toczy się niezwykle ostry, niszczący bój opozycji z koalicją rządzącą. Prosty spór zamienia się w oskarżenia o zamach stanu, dyktaturę; grozi się wyprowadzeniem sprawy do Rady Europy.

Pańskim zdaniem to niewłaściwe, by wprowadzać te polskie sprawy na forum europejskie?

Pokazuje to, w jak dużym stopniu praktyka europejska zaczyna wpływać na sprawy wewnętrzne. Rada Europy nie zajmowała się Polską wówczas, gdy, na przykład, w bardzo wątpliwych okolicznościach, w sprawie hazardowej, usunięty został Mariusz Kamiński. Nie zajęła się sytuacją, w której media zostały całkowicie zdominowane przez jedną opcję. Jeżeli rządzącą tak zwani „słuszni”, to ich rozmaite grzeszki są niezauważane. Jeżeli rządzą „niesłuszni”, to z każdej rzeczy robi się awanturę na całą Europę. Jest to o tyle łatwiejsze, że zachodnie partie lewicowe i liberalne są niezwykle solidarne ze swoimi zagranicznymi odpowiednikami, szczególnie z Europy Środkowej. Tymczasem zachodnia prawica jest zazwyczaj dosyć obojętna wobec losów swoich odpowiedników na Węgrzech czy w Polsce.

A jak przyjął pan stanowiska Donalda Tuska, który powiedział w Brukseli, że jest przeciwny temu, by robić z Polski państwo specjalnej troski i czynić je obiektem niepokoju całej Europy?

To cyniczna gra. Jego partia jedzie do Brukseli alarmować Unię Europejską i ogłaszając, że w Polsce nie ma wolności. Potem Donald Tusk wyraża zaniepokojenie takimi opiniami. To znaczy, że ciągle jest liderem PO, w związku z czym pomaga swojej partii, jak tylko może, w tworzeniu atmosfery grozy wokół Polski.

Czyli nie ma żadnej zmiany, Donald Tusk jednak nie patrzy na nowy polski rząd pozytywnie?

Były takie nadzieje związane z godzinną rozmową Beaty Szydło z Donaldem Tuskiem. Nie sądzę jednak, by coś się zmieniło. Tusk jest, że tak powiem, wytworem swojej partii.

Pan osobiście nie podziela tych obaw, nie pan wrażenia, że prawo w Polsce jest rzeczywiście przez rząd łamane, że instytucje międzynarodowe powinny upomnieć polski rząd?

W tej grze nie ma równych szans. Gdy miały miejsce bardzo wątpliwe działania konstytucyjne rządu PO-PSL, albo gdy poprzedni rząd nie wykonywał wyroków Trybunału, to nikt nie zwracał na to uwagi. Jeżeli jakąkolwiek wątpliwą rzecz zrobi PiS, to natychmiast rozpoczyna się awantura na całą Europę. Jest to potwierdzenie opinii, że swoboda polityczna w Europie przesunęła się w kierunku obozu lewicowego i liberalnego. Prawica zasadniczo już z niej nie korzysta.

Zasadniczo rzecz biorąc uważa pan, że spór o TK nie ma tak wielkiej wagi, jaką chciałby przydać mu obóz lewicowy?

Mamy tak naprawdę do czynienia z powrotem lat 2005-2007, kiedy obóz liberalny nie akceptuje prawicy u władzy. Za każdym razem znajduje sobie jakąś sprawę, która jest rzeczywiście problemem, ale on rozdyma ją do skali zagrożenia demokracji. Uruchamia się wówczas Europę, opinię publiczną, intelektualistów. Byli działacze                „Solidarności” zwracają ordery, organizuje się demonstracje uliczne… Obserwujemy to od wielu lat. A potem, gdy przyjdzie do władzy odpowiednia partia, czy to SLD czy PO, zapada spokój i cisza. Nagle intelektualiści nie czują się zagrożeni, nagle Komitet Helsiński przestaje się czymkolwiek interesować, Rada Europy uznaje, że wszystko jest w porządku.

Symbolem tej nagonki w wymiarze europejskim stał się kłamliwy materiał wyemitowany przez CNN, a stworzony przez bliskiego kolegę Radosława Sikorskiego.

Z rozbawieniem patrzyłem dziś, gdy jeden z dziennikarzy oburzył się na krytykę wobec autora tego materiału, Fareeda Zakarii z CNN. Na miły Bóg, był to materiał, który można było w zasadzie napisać na podstawie opinii z Gazety Wyborczej. Nie było tam żadnej próby pojechania na miejsce, przedstawienia drugiej opinii. Same slogany dezawuujące obecną ekipę.

Z taką samą propagandą miały i mają do czynienia Węgry pod rządami Wiktora Orbana.

Dokładnie tak. Te mechanizmy zmierzają do zmęczenia społeczeństwa i stworzenia przekonania: to wszystko się już powinno skończyć, już dość tych ataków na nasz kraj, oddajmy władzę liberałom. To ukryta forma dyktatury. Ma rządzić jedna partia, a gdy przypadkiem wygra partia opozycyjna, to robi się takie piekło, że ludzie po pewnym czasie zaczynają mieć tego dosyć. To trochę tak, jakby w małym miasteczku były dwa salony samochodowe. Jeżeli samochód sprzedałby jeden z nich, panowałby spokój. Gdyby jednak auto sprzedał drugi z nich, to w takim samochodzie przekłuwano by opony, rysowano by karoserię, nie chciałyby go przyjmować warsztaty samochodowe. W ten sposób wszyscy po pewnym czasie zwracaliby się do tego „właściwego” salonu.

Ta antypolska strategia ma szanse powodzenia? Polacy zmęczą się PiSem?

Zobaczymy. Nie chciałbym nazywać jej antypolską, bo nie lubię takich mocnych słów. Jest to jednak strategia nastawiona na wyniszczenie PiS u władzy. PiS popełnia różne błędy i należy o nich mówić, natomiast rozhuśtanie łódki pod hasłem „wolność zagrożona”, to technika, którą oglądaliśmy już w latach 2005-2007.