Na wideoklipie reklamującym produkty sklepu internetowego oleole.pl (firma Euro-net sp. z o. o.) można ujrzeć zarówno tańczącą topless tancerkę jak i pornograficzne zdjęcie rozebranej kobiety. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby tego typu reklama pojawiła się w kanale erotycznym późną nocą. O dziwo taki przekaz ma miejsce w godzinach dziennych w przestrzeni publicznej, a mianowicie na stacjach warszawskiego metra. Filmik ten jak okazuje się, emitowany jest na telebimach firmy Ströer Media Sp. z o.o.. Warto dodać, że wideoklip należy do cyklu reklam promujących sklep internetowy, które również w nieco innych wersjach wyświetlane są rotacyjnie na stacji metra. Co ciekawe, tego właśnie klipu nie znajdziemy na oficjalnym kanale Youtube sklepu oleole.pl.

Należy więc sobie zdać pytanie. Czy w związku z tak dostępną dla wszystkich powierzchnią, reklamę tą należy uznać za skierowaną do dzieci? Przecież są one jej potencjalnymi odbiorcami ze względu na miejsce jej prezentowania oraz formę. Tak chyba należy odczytywać intencje reklamodawcy.

Metro nie dla wszystkich

Jasno na temat stosowności przestrzeni metra wypowiada się Lesław Sierocki dyrektor zarządzający Stowarzyszenia Twoja Sprawa, które to zajmuje się między innymi kwestiami rozpowszechniania reklam i innych przekazów w przestrzeni publicznej szkodliwych właśnie dla dzieci i młodzieży:

- Abstrahując od tej konkretnej reklamy, stacja metra jest przestrzenią publiczną, co oznacza że umieszczane tam treści powinny być dostosowane do wieku odbiorców, również tych najmłodszych -mówi Sierocki. Trudno za takie uznać klipy, w których eksponowane są nagie czy półnagie kobiety z erotycznym podtekstem. Rada Reklamy wielokrotnie już wypowiadała się w podobnych sprawach, podkreślając, że nieetyczna jest reklama wykorzystująca nagość, która nie ma związku z reklamowanym produktem. Moim zdaniem ma to miejsce w tym przypadku – dodaje.

Jak do kwestii tego typu przekazu podchodzi inny ekspert reklamy? Otóż Sławomir Wojtkowski, dyrektor Warszawskiej Szkoły Reklamy nie ma wątpliwości co do szkodliwości umieszczania takich reklam w przestrzeni publicznej. -Ewidentnie kreacja rozjechała się tu z planowaniem mediów. Jeśli planuje się umieścić reklamę w mediach masowych, w sposób szczególny należy zwracać uwagę na zawartość przekazu - mówi Wojtkowski. Po czym dodaje - Jeśli klient czy agencja mają pomysł na reklamę kontrowersyjną i niewłaściwą dla niektórych grup odbiorców (najczęściej chodzi tu o dzieci) - powinni tak dobrać media, aby nie narażać ich na percepcję problematycznych treści. Roznegliżowane panie na stacjach metra, dodatkowo użyte chyba wyłącznie w celu przyciągnięcia uwagi pasażerów, niewątpliwie budzą duże wątpliwości nie tylko natury moralnej, ale i prawnej. Dodatkowo tego typu przekazy, wbrew nadziei reklamodawców, są najczęściej nieskuteczne, skupiając uwagę publiczności na goliźnie, a nie prezentowanej ofercie; prawdopodobnie przeciętny pasażer metra zapamięta z nich seksowne kobiety, a nie adres internetowy, pod który miałby zajrzeć.

Czy to była pomyłka?

A może miała tu miejsce pomyłka? Może właściciel nośników nie sprawdził co ów klip zawierał? Wątpliwości rozwiała menadżer PR spółki Ströer Media Pani Magdalena Kotuła. Na informację o pornograficznym charakterze reklamy oraz na wystosowaną prośbę o nieemitowanie tego typu przekazu Pani Kotuła odpowiedziała w następujący sposób:

(…)Pragniemy poinformować, że jako dostawca powierzchni reklamowej, nie odpowiadamy za jakość słownej ani wizualnej strony kreacji reklamowych (poza analizą zgodności z obowiązującym prawem), dlatego w przypadku wątpliwości dotyczących tej kwestii, ich adresatem winien być podmiot, który jest właścicielem danej marki lub produktu.”

Lesław Sierocki ze Stowarzyszenia Twoja Sprawa stwierdza wyraźnie po czyjej stronie spoczywa odpowiedzialność za emisję reklamy - Należy podkreślić, że każdy przedsiębiorca przyjmujący reklamę do dystrybucji ma prawo odmówić jej rozpowszechniania. Podejrzewam, że również w umowach, które zawiera Ströer jest zagwarantowane takie uprawnienie – mówi Sierocki, po czy dodaje - Warto jednak, aby firmy profesjonalnie zajmujące się rozpowszechnianiem reklam miały choćby podstawową wiedzę na temat regulacji prawnych. Zgodnie z polskim prawem, zabronione jest dokonywanie czynów nieuczciwej konkurencji. Czynem nieuczciwej konkurencji w zakresie reklamy jest reklama niezgodna z dobrymi obyczajami.

Paragrafy za reklamę?

Zdaniem Rady Reklamy, która jak mówi Lesław Sierocki, ocenia reklamy pod względem ich zgodności z dobrymi obyczajami wyznaczając reklamodawcom pewne granice podkreśla, że nie jest zgodne z dobrymi obyczajami wykorzystywanie w reklamie nagiego ciała, jeżeli nie ma ono związku z reklamowanym produktem. Dalej dodaje Sierocki, co może grozić dystrybutorowi tego typu reklam - Warto też przypomnieć, że firmy dystrybuujące reklamy mogą ponosić odpowiedzialność na zasadzie art. 422 Kodeksu cywilnego w związku z art. 16 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Z przepisów tych wynika, że za czyn nieuczciwej konkurencji jest odpowiedzialny nie tylko ten, kto dany czyn bezpośrednio popełnił (czyli reklamodawca i agencja reklamowa), ale również ten, kto im pomagał lub kto świadomie ze szkody wyrządzonej czynem nieuczciwej konkurencji skorzystał – dodaje dyrektor stowarzyszenia.

Rzeczywiście zważając na istniejący jeszcze stan prawny w naszym kraju, odpowiedź Pani Magdalena Kotuła jest zadziwiająca, bo tego typu naruszenia reguluje również Kodeks karny. Tak więc według artykułu 202 Kodeksu karnego:

§ 1. Kto publicznie prezentuje treści pornograficzne w taki sposób, że może to narzucić ich odbiór osobie, która tego sobie nie życzy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

§ 2. Kto małoletniemu poniżej lat 15 prezentuje treści pornograficzne lub udostępnia mu przedmioty mające taki charakter albo rozpowszechnia treści pornograficzne w sposób umożliwiający takiemu małoletniemu zapoznanie się z nimi, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Zaskakujące jest więc, że właściciel nośnika reklamy tak nonszalancko podchodzi do sprawy, która ze względu na zagrożenie dla naszych dzieci jest sprawą niezwykle istotną. Tym bardziej jest to zaskakujące, że nie doszło tutaj jak widać do pomyłki w emisji reklamy.

Andrzej Lachowski