Europa ma nową "kwestię niemiecką" - przekonuje na łamach "Bloomberga" Andreas Kluth. Brexit zaburzył w Unii Europejskiej równowagę, wskutek czego poważnie zmieniła się rola Niemiec. Berlin próbował uniknąć takiej sytuacji. Teraz czekają Europę duże zmiany.

 

Kluth przekonuje, że w latach 50. XX wieku Niemcy gotowi byli oddać część swojej suwerenności na rzecz struktur europejskich; i tak jej przecież nie mieli, będąc okupowani przez trzy państwa alianckie. Berlin potrzebował zarówno Francji, jak i Brytyjczyków i Amerykanów; tych pierwszych dla pchnięcia naprzód projektu europejskiego, drugich - jako przeciwwagi dla Paryża. Według autora Niemcy i Brytyjczycy działali w swoistym przymierzu, zwłaszcza gdy idzie o politykę gospodarczą, nastawioną bardziej na liberalizm, niż we Francji preferującej silne interwencje państwa i nieufność wobec wolnego rynku i wolnego handlu. Niemcy razem z Brytyjczykami lansowali jednolity rynek, rygorystyczną politykę konkurencji, liberalne umowy handlowe. Blokowali też takie francuskie pomysły jak europejską politykę przemysłową.

Teraz cały ten system równowagi został wywrócony. Centrum UE przesunęło się z północy na południe. Grupa północna, czyli Niemcy, Szwecja, Dania, Finlandia, Irlandia, Holandia, Austria i państwa bałtyckie będą mogły zostać przegłosowane przez południe, wyznające zupełnie inną politykę gospodarczą. Kłopotem jest też dla Niemiec Grupa Wyszehradzka, która, przy wsparciu Austrii, odrzuciła na przykład plan europejskiej polityki migracyjnej.

"Geograficznie i polityczne, Niemcy znalazły się ponownie z niekomfortowym środku. Historycznie rzecz biorąc, napięcie to nazywano „kwestią niemiecką”, co wielokrotnie prowadziło do różnych problemów. Ze względu na „niezręczną skalę”, jak nazwał to jeden z zachodnioniemieckich kanclerzy, Niemcy były zawsze albo za słabe (w XVII I XVIII wieku), albo za silne (pod koniec XIX i na początku XX wieku), aby Kontynent mógł być stabilny. Inne europejskie siły albo sprzymierzały się w celu okiełznania Niemiec, albo były przez Niemców zdominowani. Jak ujął to Thomas Mann, Europa jest skazana na wybór pomiędzy „niemiecką Europą”, a „europejskimi Niemcami”" - czytamy w "Bloombergu".

Dotąd z pomocą Wielkiej Brytanii ten dylemat udawało się rozwiązać, bo Londyn równoważył Niemcy, Francję i resztę kontynentu. Teraz Berlin będzie musiał wziąć na siebie dużo więcej odpowiedzialności - a to oznacza powrót starych konfliktów.

bsw/Forsal.pl