"Nie bardzo wiem, dlaczego używamy słowa 'afera'. Po trzech latach wiemy, że jedynym przestępstwem było nielegalne nagrywanie" - mówi Radosław Sikorski umywając ręce od słów, które padały w słynnych nagraniach z restauracji Sowa i Przyjaciele.

Były Minister Spraw Zagranicznych nie kryje oburzenia, gdy ktoś nazywa "nielegalne podsłuchy" aferą. Co więcej, uważa, że opublikowane materiały działają wyłącznie na korzyść Platformy Obywatelskiej.

"Uważam, że to jest pomnik uczciwości naszej ekipy" - mówił na antenie TVN24 BiS.

Jednocześnie polityk zauważył, że na "aferze podsłuchowej" zyskały Prawo i Sprawiedliwość oraz Kreml.

"Jest stara rzymska zasada: zrobił ten, kto skorzystał. Skorzystał PiS i Rosja" - podsłumował Sikorski.

mor/tvn24bis/Fronda.pl