Jeśliby Tusk uznał, iż dla jego politycznych interesów przydałyby mu się znów prawdziwie bluźniercze czy obsceniczne happeningi, to na skinienie palcem ma tutaj zastępy aktorów i aktorek, reżyserów i reżyserek, profesorów i profesorek, intelektualistów i intelektualistek, z których każdy i każda bez zahamowań wcieli się chętnie w rolę jeszcze jednego dziecka Palikota” – uważa były kandydat na premiera RP z ramienia Platformy Obywatelskiej, Jan Maria Rokita.

Rokita mentalne „dzieci Palikota”, których w dzisiejszej PO ma do dyspozycji Donald Tusk, z Klaudią Jachirą i Franciszkiem Sterczewskim na czele, nazwał „komediantami”. Na łamach tygodnika „Sieci” napisał: „Oni też są w polskiej polityce dziećmi Palikota, tyle że brak im już jego cech diabolicznych: odwagi, inteligencji i wyrafinowania w posługiwaniu się metodą skandalu. Można by ich nazwać postpalikotowymi prostaczkami, którzy od mistrza (coś jakby kot Behemot od messer Wolanda) przejęli zamiłowanie do happeningu, sztuczki i zabawy jako sposobów na publiczne istnienie. Dzisiejsi „młodzi” platformersi, tacy jak najsławniejsi spośród nich – posłowie Klaudia Jachira czy Franciszek Sterczewski (oboje rocznik ʼ88), nie są już ani wyzywająco wulgarni, ani jakoś szczególnie przebiegli, ani też nie uderzają spektakularnie bardziej niż inni w utrwalone wartości wspólnoty, po to by wzbudzić szok i skandal. W ich happeningach nie ma niczego z demoniczności, raczej bliższe są one szkolnym psotom albo infantylnym wygłupom”. 

Polityk, który przed kilkunastu laty swą postawą w legendarnej już sejmowej Komisji ds. Afery Rywina, wywindował PO z formacji dołującej w sondażach z kilkuprocentowym poparciem na partię, która w 2007 roku zdobyła na 8 lat władzę, zauważył też: „Sterczewski będzie szczęśliwy, jeśli uda mu się chwilę uciekać przed strażnikami na granicy, co sfilmują kamery telewizyjne, albo wzbudzi medialną debatę na temat swoich butów, założonych na uroczystą inaugurację parlamentu. Do tych sztubackich happeningów poseł będzie mógł potem dorabiać ideologię humanitaryzmu (na granicy) albo własnej „nowej definicji kultury wysokiej” (jak będzie z całą powagą opowiadać o butach). Z kolei Jachira wyrecytuje z patosem z trybuny sejmowej własną przeróbkę „Roty”, wstawiając tam Rzepichę zamiast Piasta, PiS zamiast Niemca, no i w końcu Tuska i Lempart zamiast Pana Boga. Ale nawet ta ostatnia podmiana, niby intencjonalnie bluźniercza, w wydaniu posłanki jedynie rozwesela, zwłaszcza gdy (w nagraniu, które właśnie odsłuchałem na YouTubie) po skończonej prezentacji poetyckiej słychać ciche westchnienie prowadzącej obrady wicemarszałek Gosiewskiej: „O mój Boże!”.

 

ren/wpolityce.pl