Na terenie Starego Portu w Marsylii starły się grupy kibiców Anglii i Rosji. W bijatyce uczestniczyło w sumie ponad 300 osób. Francuska policja musiała użyć gazu łzawiącego. W wyniku zamieszek 6 kibiców aresztowano. Czytaj więcej
Do kolejnych starć doszło bezpośrednio po czemu Anglia-Rosja, kiedy grupa rosyjskich fanów piłki nożnej przedarła się do sektorów, gdzie siedzieli Brytyjczycy i zaatakowała kibiców. Tutaj również musiała interweniować policja.
W odpowiedzi na te sytuacje, UEFA zagroziła wykluczeniem obydwu drużyn z piłkarskich mistrzostw, jeśli zajścia się powtórzą.
"Zawodowi" chuligani
Według francuskich ekspertów zamieszki wywołała zorganizowana grupa około 150 chuliganów z Rosji, w której mogą znajdować się komandosi i żołnierze rosyjskiej armii zaopatrzeni w noże i kastety. Dowodem tego ma być m.in. fakt, że jedynie nieliczne osoby udało się zatrzymać i doskonale odnajdywali się w walce ulicznej.
Brygady Putina chciały pokazać, jak można małymi siłami zdezorganizować społeczeństwa zachodnie
O tym, że w bójki na ulicach Francji zaangażowane są rosyjskie służby mówił Cezary Gmyz w dzisiejszym "Chłodnym okiem". – To, co się działo w Marsylii nijak nie przypominało burd kibicowskich. Mieliśmy raczej do czynienia z grupą osób, która sprawiała wrażenie, że są to wyszkoleni w walkach ulicznych specjaliści – ocenił Gmyz.
Gmyz wspomniał wczorajszy wpis dziennikarza TVN Grzegorza Kuczyńskiego, który specjalizuje się w rosyjskich służbach, – On zwrócił uwagę na tatuaże, które nosili ci kibice. Część z nich nawet zademonstrował. To dość charakterystyczny tatuaż i bardzo szybko się zorientowano, że jest to tatuaż, którego używają wojska specjalne GRU, czyli wywiadu wojskowego – mówił dziennikarz. Jak dodał, to by wskazywało na to, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy rzeczywiście są przeszkoleni.
JJ/Telewizja Republika