Według UNICEF-u w obozach uchodźców znajdujących się poza granicami ogarniętej wojną Syrii - zwłaszcza w sąsiedniej Jordanii, sprzedaż młodych kobiet lub wręcz dziewczynek stała się powszechnym zjawiskiem. Wśród jordańskich uchodźców dziewczynki stanowią obecnie prawie jedną trzecią (32 proc.) młodych małżonek. Mężowie są zazwyczaj o wiele starsi do nich. Chodzi o oficjalne statystyki, bo tych niezarejestrowanych małżeństwach może być dużo więcej. Przed wojną w Syrii zmuszano do ślubu „tylko” 13 proc. nieletnich dziewczynek.

UNICEF próbuje tłumaczyć ten proceder tym, że część rodzin robi to ze względu na tradycję, inne mają nadzieję, że mąż zapewni im córkom bezpieczeństwo. Większość rodzin uważa jednak, że są zbyt biedne, by utrzymać dzieci.

- Im dużej będzie trwał syryjski kryzys, tym więcej uchodźców będzie kopiować ten mechanizm - przekonuje Michele Servadei, zastępca dyrektora UNICEF-u w Jordanii. - Większość z tych przypadków to wykorzystywanie dzieci, nawet jeśli rodzice się na to zgadzają. 

Servadei mówi, że w największym obozie dla uchodźców w Jordanii "Zaatari" gdzie mieszka 81 tys. osób, do zamążpójścia zmuszane są także dziewczynki, które nie ukończyły 12 lat.

Ciężką sytuację syryjskich uchodźców dla swojego własnego zysku wykorzystują „brokerzy", czyli mężczyźni zajmujący się zorganizowanym handlem dziewczynkami. Działają najczęściej dla bogatych mężczyzn z państw Zatoki Perskiej, którzy przedstawiają się jako donorzy lub patroni, ale ich celem jest po prostu „kupienie” żony. Według lokalnych źródeł, cena młodej żony waha się od 2 do 10 tysięcy jordańskich dinarów - czyli od 9 do 45 tysięcy złotych. Około 5 tysięcy otrzymuje "broker".


ed/Gazeta.pl