Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego zajmie się immunitetem sędziego Wojciecha Łączewskiego. Prokuratura czeka właśnie na decyzję, która ma zapaść w listopadzie. Sędziemu grożą zarzuty ws. domniemanego składania fałszywych zeznań. Sędzia dał nabrać się na prowokację dziennikarską; miał spotkać się z rzekomym Tomaszem Lisem i wymienić się z nim antyrządową korespondencją.

Twierdził, że ktoś włamał się na jgo profil na Twitterze, ale biegli wykluczyli taką możliwość. Jak dotąd Łączewski był bezkarny.

"Zebrany materiał dowody w postaci kilku opinii biegłych, w sposób niebudzący wątpliwości potwierdził, ze sędzia Łączewski składał fałszywe zeznania, okłamywał zwierzchników, okłamywał opinię publiczną. (…) Sędzia działał bezczelnie, bez mrugnięcia okiem kłamał i naraził skarb państwa na realne straty. Te fakty dyskwalifikują go jako człowieka który może oceniać i sądzić innych. Nie posiada do tego kwalifikacji moralnych i etycznych.(…) Sędzia Łączewski złożył fałszywe zawiadomienie i fałszywe zeznania. Twierdził. że nieznana mu osoba podaje się za niego na twitterze, że ktoś wdarł się do prywatnego internetu i korespondował z osobami trzecimi. Dziś pod pozorem uchybień formalnych postępowanie zostało umorzone. To kolejny dowód na to, że są osoby w środowisku sędziowskim, które wolą chronić ludzi uwikłanych" - mówił o jego sprawie prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Przypominał, że sprawę Łączewskiego przez całe miesiące przeciągano w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie.

Śledczy chcieli Łączewskiemu postawić zarzuty jeszcze w kwietniu, ale sprawę umorzył rzeczony sąd. Nie dało się znieść immunitetu. Teraz może zrobić to Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego - organ powołany właśnie po to, by podobne patologie jak Łączewskiego ukrócić.

bsw/wpolityce.pl