Z okazji wydania na Węgrzech książki Rogera Scrutona „Piję, więc jestem. Winny przewodnik pewnego filozofa” węgierski portal Mos Maiorum przeprowadził z autorem krótki wywiad. Oto jego treść:

 

Niedawno wydana została Pańska książka o kulturze wina. Zewnętrzny obserwator odnosi wrażenie, że Brytyjczycy piją raczej piwo, w dodatku w niemałych ilościach. Co wobec tego sądzi Pan o brytyjskiej kulturze wina?

 

ż, sytuacja wygląda tak, że za mojego życia nastąpiła wielka zmiana w tym obszarze. Gdy byłem młody, rzeczywiście wszyscy pili piwo, ono było naszym „napojem narodowym”. Wynikało to z materialnych warunków ludzi, których na tyle było stać. Wino było bardzo drogie, w dużej mierze importowane z Francji. W czasach mojego dzieciństwa wino było napojem warstw wyższych. Pierwszy raz piłem je, gdy jako student trafiłem do Cambridge [w 1962 roku], w dodatku nie było ono wtedy wszędzie dostępne. Dziś już wino jest o wiele tańsze, wszędzie można je kupić, każdego na nie stać, można spożywać je w dużych ilościach. Wielu twierdzi, że obecnie te ilości są już zbyt duże.

 

Może więc to nie przypadek, że premier Cameron wyszedł z pomysłem, by ustanowić na alkohole ceny minimalne.

 

To prawda, rząd rzeczywiście niepokoi się faktem, że młodzi piją zbyt dużo, co w przyszłości przełoży się na ich stan zdrowia. Wspominam o tym w książce: w dzisiejszym Zjednoczonym Królestwie w tej kwestii nie bardzo możemy mówić o kulturze wina, o wiele zaś bardziej o braku tej kultury.

 

Słowem, nawet w tym Królestwie brakuje kultury wina?

 

Brakuje. Trzeba pamiętać, że kultura wina kształtuje się w ten sposób, że ludzie przy winie prowadzą rozmowy. Tak wino staje się jednym z ważnych elementów życia towarzyskiego i wzajemnych kontaktów. A właśnie to jest jednym z większych problemów u nas, że młodzi nie prowadzą rozmów – w klasycznym rozumieniu tego słowa. W niemałym stopniu jest to skutkiem wpływów telewizji i nowoczesnych środków komunikacji. Cóż więc oni robią? Ano siedzą i piją. Myślę, że właśnie to trzeba by zmienić. Wskazuję na to w książce, że trzeba by ożywić tradycję greckich sympozjów (gr. symposion od sympotein – pić razem).

 

Wspomnieliśmy o Davidzie Cameronie i jego rządzie. Co Pan sądzi o nim i jego gabinecie? Na ile można ich uznać za prawdziwie konserwatywnych? Pytam, gdyż był Pan jednym z najbardziej znanych konserwatywnych krytyków rządów Margaret Thatcher.

 

Nie można, po prawdzie, nazwać rządu Camerona konserwatywnym. Choć sam Cameron posiada pewne konserwatywne instynkty, ale sytuacja wygląda tak, że musi prowadzić rząd w koalicji z liberałami. Liberałowie zaś generalnie są nihilistami, którzy w nic nie wierzą. Dlatego też Cameron musi stale zawierać kompromisy z tym „NIC” nihilistów. To bardzo trudne zadanie - zmuszony był np. zgodzić się na pozwolenie na „,małżeństwa homoseksualne”. W dodatku musiał to uczynić człowiek, który sam jednoznacznie wierzy w tradycyjną instytucję rodziny. Według mnie to wyraźna sprzeczność. Do tego dochodzi fakt, że rządy musi sprawować w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej. Jednocześnie trzeba pamiętać, że prawdziwie konserwatywny rząd wprowadziłby cięcia w każdym obszarze życia, z wyjątkiem jednego – wydatków na obronę. U nas wprowadzono poważne oszczędności w tej dziedzinie. Z drugiej strony Cameron próbuje obciąć wydatki socjalne, ale w tym nie zawsze ma odpowiednie poparcie.

 

Wystarczy wspomnieć weta Izby Lordów.

 

Tak, to wielka trudność. Cameron odziedziczył Izbę Lordów po Tonym Blairze, gruntownie przez tamtego przekształconą. Obecna Izba to niejasna instytucja, w zasadzie o socjalistycznych tendencjach. Lecz nawet niezależnie od tego - rządu Camerona nie można nazwać konserwatywnym. Jego samego można uznać za konserwatystę, ale rządu na pewno nie. Jednocześnie Cameron wystąpił wobec Europy w obronie narodowych wartości, próbuje coś zrobić w sprawie imigracji. Są więc pewne starania również w tym kierunku.

 

W ostatnim czasie Izba Lordów kilkakrotnie zawetowała cięcia wydatków socjalnych. Izba ta sama też stoi wobec największej w swej historii reformy. Bardzo możliwe, że od 2015 roku jej członkowie nie będą mianowani, lecz wybierani. Co Pan sądzi o tej próbie radykalnej reformy owej Izby?

 

Pierwszą i najważniejszą konsekwencją tej reformy może być to, że zmieni się całkowicie brytyjskie życie polityczne. Jeśli członkowie Izby Lordów będą wybierani, właściwie będziemy mieli dwa parlamenty. Izba Lordów będzie w stanie zniwelować postanowienia Izby Gmin, podobnie jak w USA Senat może wetować uchwały Izby Reprezentantów. Byłaby to radykalna zmiana. Nie wierzę, by którykolwiek z polityków chciał pójść tak daleko, gdyż każdy docenia władzę niższej izby, która sama potrafi załatwić daną sprawę. Mamy tu jednocześnie do czynienia z ciekawą kwestią historyczną. Osobiście najbardziej odpowiada mi stara Izba Lordów, której członkowie dziedziczyli pozycję w niej. Sama Izba w prawdzie nie miała władzy, ale tym większy autorytet.

 

Inną sprawą, która trzyma w napięciu Zjednoczone Królestwo, jest niepodległość Szkocji. Co Pan sądzi o możliwym oderwaniu się Szkocji?

 

Obawiam się, że niepodległość Szkocji nie dojdzie do skutku. Szkocja pozostanie częścią Zjednoczonego Królestwa.

 

Czy w tej sprawie będzie referendum?

 

Tak, lecz nie będzie potrzebnej większości popierającej separację. Jeśli Szkocja mimo to stałaby się niepodległa, cieszyłbym się z tego. W obecnym systemie Szkoci mają dwa głosy: wybierają deputowanych do Parlamentu Szkockiego, tu zwykle wygrywa Szkocka Partia Narodowa [SNP], oraz głosują na kandydatów do Pałacu Westminster [Parlament], tu z reguły na Partię Pracy. Tego drugiego głosu używają, by karać nas, zmuszając nas do socjalistycznego rządu. Nigdy byśmy nie mieli laburzystowskiego rządu, gdyby Parlament był tylko angielski, bez posłów ze Szkocji.

 

Zjednoczone Królestwo jest w fazie przekształceń, podobnie Unia Europejska. Jaki będzie efekt kryzysu UE? Jak można ominąć najgorszy scenariusz – cokolwiek by nim było?

 

Według mnie, pierwszym krokiem powinno być to, by również Węgry powstały wobec Europy i zdecydowanie oświadczyły: nie będziecie nami rządzić, lecz to my rządzimy u siebie. Naturalnie, możecie czynić pewne propozycje, my zaś musimy zharmonizować nasze przepisy z prawem UE, ale nie można jednostronnie wtrącać się w węgierskie sprawy wewnętrzne.

 

Wygląda na to, że premier Węgier właśnie tak postępuje.

 

To prawda, ale Viktor Orbán popełnia jeden duży błąd: nie objaśnia, co robi i dlaczego to robi. Gdyby należycie wyjaśniał, wtedy każdy z zadziwieniem odkryłby, co tak naprawdę dzieje się na Węgrzech.

 

Ma Pan na myśli węgierskich wyborców, że nie tłumaczy im w sposób wystarczający tła swych decyzji?

 

Nie tylko węgierskich wyborców, ale ogólnie wszystkich. My tu również chcielibyśmy widzieć, co się dzieje na Węgrzech, dlaczego państwo reformowane jest w tak szybkim tempie. Większość chyba myśli, że to tempo jest zbyt duże i że rząd, obecnym silnym mandatem parlamentarnym, wykuwa sobie zbyt wiele korzyści.

 

Więc wystarczyłoby lepiej objaśniać swą politykę, a wtedy wszystko byłoby w porządku?

 

Tak uważam. Przyczyny reform trzeba by szczególnie objaśnić europejskiej elicie politycznej. Rzecz jasna, europejska elita jest wrogo nastawiona do wszelkich przejawów zdrowych uczuć narodowych i do wszelkich form państwa narodowego. Unia Europejska została wymyślona po to, by być alternatywą państw narodowych. Próba się jednak nie powiodła, a gdy ludziom nie udaje się czegoś osiągnąć, tym bardziej zależy im na twierdzeniu: ależ oczywiście, odnieśliśmy sukces.

 

Jaki więc będzie efekt kryzysu UE?

 

Mam nadzieję, że Unia Europejska kończy się, że możemy być świadkami nowych narodzin państw narodowych.

 

Unia więc się rozpadnie?

 

Według mojego wglądu, byłby to najbardziej korzystny rozwój wypadków, gdyż Europa nie jest dziś zagrożona wybuchem wojny. Unię przecież powoływano dla uniknięcia tego niebezpieczeństwa. Powinien przyjść inny rodzaj współpracy, z pomocą której konflikty byłyby rozwiązywane na drodze pertraktacji.

 

Pertraktacje i współpraca pomiędzy państwami narodowymi?

 

Dokładnie tak. Tak, jak tego chciał m.in. generał De Gaulle.

 

Mos Maiorum


Tłum. Pal Hagyma