Tym razem, przypomnimy o tym, co Jan Paweł II myślał na temat aborcji.

Vittorio Messori, włoski pisarz i publicysta katolicki: Pośród wspomnianych już "niewygodnych" praw człowieka na pierwszym miejscu znajduje się prawo do życia oraz obrona życia od chwili poczęcia. Również i ten temat powraca często - i to w tonie dramatycznym - w nauczaniu Ojca Świętego. Stałe piętnowanie ze strony Waszej Świątobliwości wszelkich form legalizacji przerywania ciąży zostało określone jako "obsesyjne" przez pewne kręgi polityczno-kulturowe, utrzymujące, że "racje humanitarne" są po stronie tych, którzy skłonili parlamenty do przyjęcia rozwiązań permisywnych w tej dziedzinie.

Jan Paweł II:  Prawo do życia jest dla człowieka prawem najbardziej podstawowym. A jednak pewien typ kultury współczesnej chce go zanegować zamieniając go w prawo "niewygodne", którego trzeba bronić. Nie ma innego, które by bardziej dotykało samego istnienia osoby! Prawo do życia, to znaczy prawo do narodzenia, a potem prawo do istnienia aż do naturalnej śmierci: "dopóki żyję, mam prawo żyć".

Jednakże sprawa dziecka poczętego i nie narodzonego jest tutaj sprawą szczególnie delikatną i wyrazistą. Legalizacja przerywania ciąży jest to nic innego, jak uprawnienie dane człowiekowi dorosłemu, dane w autorytecie prawa stanowionego, ażeby mógł pozbawić życia człowieka nie narodzonego, czyli tego, który nie może się bronić. Trudno pomyśleć sytuację bardziej niesprawiedliwą i trudno tu naprawdę mówić o obsesji, gdy wchodzi w grę podstawowy nakaz prawego sumienia: to znaczy obrona prawa do życia ludzkiej istoty - niewinnej i bezbronnej.

Bywa, że sprawa ta zostaje postawiona jako prawo kobiety do wolnego wyboru wobec życia, które już w niej zaistniało, które ona nosi w swoim łonie: miałaby mieć ona prawo wyboru między urodzeniem dziecka, czyli daniem życia, a odebraniem życia poczętemu dziecku. Każdy widzi, że jest to alternatywa pozorna. Nie ma mowy o prawie wyboru wówczas, gdy chodzi o wyraźne zło moralne, gdy chodzi po prostu o przykazanie: "Nie zabijaj!"

Czy przykazanie to nie przewiduje jakichś wyjątków? Odpowiedź jako taka brzmi: "nie"; hipoteza słusznej obrony, która nie odnosi się nigdy do niewinnego, lecz zawsze do niesprawiedliwego agresora, powinna respektować zasadę, którą moraliści nazywają: principium inculpatae tutelae (zasada dopuszczalnej obrony): żeby obrona była słuszna, powinna być podjęta tak, by wyrządziła najmniej szkód i o ile możności oszczędziła życie agresora.

W przypadku dziecka nie narodzonego o takiej sytuacji nie może być mowy. Dziecko poczęte w łonie matki nie jest nigdy niesprawiedliwym agresorem! Jest bezbronną istotą, która oczekuje na przyjęcie jej i na pomoc.

Trudno nie dostrzec, że w tej dziedzinie jesteśmy świadkami wielu ludzkich tragedii. Wielokrotnie kobieta jest ofiarą męskiego egoizmu.Często się dzieje tak, że mężczyzna, który przyczynił się do poczęcia nowego życia, nie chce wziąć za nie odpowiedzialności, zrzuca ją na kobietę, tak jakby ona sama była "winna". Wtedy, gdy najbardziej ona potrzebuje oparcia w nim, on okazuje się cynicznym egoistą, który wykorzystał uczucie albo słabość kobiety, a z kolei nie chce przyjąć żadnej odpowiedzialności z a swój czyn. Są to sprawy, o których wiedzą nie tylko konfesjonały, ale także trybunały całego świata, a dzisiaj coraz częściej także sądy dla nieletnich.

Tak więc odrzucając stanowczo formułę "pro choice" (za wyborem), należy odważnie opowiedzieć się za formułą "pro woman" (za kobietą), to znaczy za wyborem rzeczywiście opowiadającym się po stronie kobiety. Przecież to właśnie ona sama zapłaci największą cenę, nie tylko za swoje macierzyństwo, za odebranie życia dziecku, które się w niej poczęło. Jedyna postawa godziwa w tym wypadku to jest postawa radykalnej solidarności z kobietą. Nie wolno jej w tym wypadku osamotniać. Doświadczenia różnych poradni mówią o tym, że kobieta nie chce odbierać życia dziecku, które nosi w sobie. Jeśli ją się w tej postawie umocni, a równocześnie wyzwoli z egzystencjonalnego zastraszenia w otaczającym ją środowisku, wówczas zdolna jest nawet do heroizmu. Świadczą o tym tak liczne poradnie, domy samotnej matki. Wydaje się, że mentalność społeczeństw zaczyna dojrzewać we właściwym kierunku, chociaż wciąż liczni są jeszcze owi pozorni "dobroczyńcy", którzy chcą pomagać kobiecie, uwalniając ją od perspektywy macierzyństwa.

Tak więc znajdujemy się tutaj w punkcie, który jest - rzec można - newralgiczny zarówno z punktu widzenia praw człowieka, jak i z punktu widzenia moralności lub duszpasterstwa. Wszystkie te aspekty ściśle się z sobą łączą. To wszystko także połączyło się w moim życiu i posługiwaniu, jako kapłana, potem jako Biskupa w diecezji, a wreszcie Następcy Piotra, z właściwym mu zasięgiem odpowiedzialności.

Dlatego muszę powtórzyć, że kategorycznie odrzucam wszelkie oskarżenia lub podejrzenia dotyczące rzekomej "obsesji" Papieża w tej dziedzinie. Tutaj chodzi o sprawę olbrzymiej wagi, w której wszyscy musimy wykazać największą odpowiedzialność i czujność. Nie możemy sobie pozwalać w tej dziedzinie na permisywizm, który staje się prostą drogą do deptania praw człowieka, a także do niszczenia wartości, które są podstawowe, nie tylko dla poszczególnych osób, rodzin, ale także dla całych społeczeństw. Czyż nie jest smutną prawdą to, co zawiera się w mocnym wyrażeniu: cywilizacja śmierci?

Kościelne poradnie życia małżeńskiego uczą odpowiedzialnego rodzicielstwa. Odpowiedzialne rodzicielstwo jest postulatem miłości człowieka, jest też postulatem autentycznej miłości małżeńskiej, bo miłość nie może być nieodpowiedzialna. Jej piękno zawiera się właśnie w odpowiedzialności. Kiedy jest odpowiedzialna, jest też prawdziwie wolna.

To jest właśnie nauczanie, które przejąłem z Encykliki Humanae vitae mojego czcigodnego poprzednika Pawła VI, a przedtem jeszcze uczyłem się go od moich młodych rozmówców, małżonków i przyszłych małżonków, pisząc moje studium pod tytułem Miłość i odpowiedzialność. Jak powiedziałem, oni sami byli moimi wychowawcami w tej dziedzinie. Oni sami też, mężczyźni i kobiety, wnosili twórczy wkład w duszpasterstwo rodzin, w duszpasterstwo odpowiedzialnego rodzicielstwa, w różne kierunki poradnictwa, które się bardzo dobrze rozwinęły. Zasadnicza działalność tych ośrodków, ich praca była i jest zaadresowana do ludzkiej miłości: przeżywało się w nich i przeżywa odpowiedzialność za ludzką miłość.

Oby tej odpowiedzialności nigdy i nikomu nie zabrakło. Oby jej nie brakło ani prawodawcom, ani wychowawcom, ani duszpasterzom! Iluż osobom mało znanym pragnąłbym tutaj złożyć hołd, wyrazić najgłębszą wdzięczność za ich zaangażowanie, za ich poświęcenie nie oszczędzające siebie! To jest także potwierdzeniem tej chrześcijańskiej i personalistycznej prawdy o człowieku, który o tyle urzeczywistnia siebie, o ile umie stawać się bezinteresownym darem dla innych.

Od poradni trzeba wrócić do uczelni. Mam na myśli uczelnie, które znam, oraz te, do których powstania się przyczyniłem. Mam na myśli w szczególności Katedrę Etyki na Uniwersytecie Katolickim w Lublinie, mam na myśli powstały tam - już po moim odejściu - Instytut, który prowadzą moi najbliżsi współpracownicy i uczniowie. Mam na myśli ks. prof. Tadeusza Stycznia oraz ks. prof. Andrzeja Szostka. Osoba nie jest tylko wspaniałą teorią. Znajduje się ona równocześnie w centrum ludzkiego ethosu.

A przechodząc do Rzymu, nie mogę nie wspomnieć Instytutu o analogicznym profilu, który został stworzony na Uniwersytecie Laterańskim. Instytut ten dał już początek podobnym inicjatywom w Stanach Zjednoczonych, Meksyku, Chile, Hiszpanii i w innych krajach. Trudno jest inaczej służyć sprawie odpowiedzialnego rodzicielstwa, jak ukazując jego podstawy etyczne i antropologiczne. W żadnej dziedzinie współpraca pomiędzy duszpasterstwem a biologami i lekarzami nie jest tak nieodzowna jak tutaj.

A jeżeli chodzi o współczesnych myślicieli, nie mogę powstrzymać się od wymienienia przynajmniej jednego nazwiska. Jest to Emmanuel Lévinas, reprezentant szczególnego kierunku we współczesnym personalizmie oraz filozofii dialogu. Podobnie jak Martin Buber i Franz Rosenzweig, wyraża on tradycję personalistyczną Starego Testamentu, gdzie tak bardzo silnie uwydatnia się stosunek między ludzkim "ja" a Boskim, absolutnie suwerennym "Ty".

Bóg, który jest najwyższym prawodawcą wypowiedział na Synaju z całą mocą to przykazanie: "Nie zabijaj!", jako jeden z imperatywów moralnych o charakterze absolutnym. Lévinas, który podobnie jak jego współwyznawcy, głęboko przeżył dramat Holocaustu, daje temu wielkiemu przykazaniu Dekalogu szczególny wyraz. Oto osoba objawia się dla niego poprzez oblicze. Filozofia oblicza to także dziedzictwo Starego Testamentu, psalmów i ksiąg proroków, gdzie tyle razy jest mowa o "szukaniu Boskiego oblicza" (por. np. Ps 27[26], 8). Z kolei zaś oblicze, jako twarz ludzka, przemawia poprzez każdego człowieka, poprzez każdego skrzywdzonego człowieka, przemawia właśnie słowami: "Nie zabijesz mnie!". Ludzka twarz i przykazanie "Nie zabijaj". skojarzyły się Lévinasowi w sposób genialny, stając się równocześnie świadectwem naszej epoki, w której zabijanie człowieka jest tak łatwo dekretowane także przez różne parlamenty, i to parlamenty demokratycznie wybrane.

Może tyle wystarczy na ten tak bardzo bolesny temat.

Fragment wywiadu pochodzi z książki "Przekroczyć próg nadziei, Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittoria Messoriego", Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 1994 r. ss. 152-156.