We Szwecji odnotowano już 3 998 zgonów spowodowanych COVID-19. W Sztokholmie odbył się dziś protest, którego uczestnicy domagali się zmiany liberalnej polityki rządu wobec pandemii.

Szwecja wobec pandemii koronawirusa przyjęła podobne stanowisko do tego, jakim na początku kierowała się Wielka Brytania. Licząc na tzw. odporność stadną, rząd nie wprowadził radykalnych obostrzeń. Teraz okazuje się to błędem. W Szwecji umiera coraz więcej pacjentów zakażonych koronawirusem, a obywatele domagają się zmiany strategii walki z wirusem.

Na placu Sergela w Sztokholmie ułożono dziś ogromny napis SOS ze zniczy. Obok ustawiono trumnę, która ma symbolizować śmierć tysięcy Szwedów. Protestujący pozostawili też napisy:

-„Pamięci tych, których Szwecja nie mogła ocalić z powodu swojej strategii”;

-„Śmierć mojej mamy nie jest krokiem ku nabyciu odporności stadnej” – głoszą niektóre z nich.

Szwedzcy epidemiolodzy wciąż jednak uważają, że rząd nie powinien wprowadzać drastycznych restrykcji w walce z wirusem. W wywiadzie udzielonym dziś Szwedzkiemu Radiu główny epidemiolog kraju Anders Tegnell stwierdził, że śmierć wielu seniorów w domach opieki nie jest powodowana liberalną strategią państwa:

-„Całkowite zamknięcie Szwecji nie rozwiązałoby problemów opieki nad osobami starszymi” – podkreślił.

Wskazał też, że główną przyczyną śmierci w domach opieki są złożone problemy, z jakimi od lat zmaga się szwedzka opieka społeczna.

Jak przekonują eksperci, na kryzys w domach opieki już wcześniej miały wpływ takie czynniki jak forma zatrudnienia ich pracowników, niskie płace oraz brak wykształcenia. Negatywny wpływ miała mieć również reforma, która pozwoliła na to, by placówki opiekuńcze były prowadzone przez nastawione na zysk prywatne firmy.

kak/PAP