Fronda.pl: Wydaje się, że sprawa taśm z „Sowy i Przyjaciół”, „odkurzone” przez część mediów oraz opozycję, przyjęła obrót nieoczekiwany dla polityków Platformy Obywatelskiej, którzy jeszcze do niedawna chcieli za pomocą tych nagrań uderzyć w premiera Mateusza Morawieckiego. Z tych ujawnionych dziś przez TVP Info wynika, że zagraniczne media miały duży wpływ na Donalda Tuska, większy niż opinie np. związkowców czy ekspertów

Arkadiusz Czartoryski, poseł PiS: Myślę, że ogólnie rzecz biorąc, wszystko, co dzieje się teraz wokół taśm, nie jest istotne z punktu widzenia wyborów samorządowych. Nieistotne dla obywateli i przyznam szczerze, że sam nie mam czasu na czytanie kolejnych rewelacji z taśm, ponieważ zajmuję się kampanią wyborczą w moim okręgu. Moim zdaniem nie będą one miały żadnego przełożenia na wybory.

Jeżeli jednak chodzi o tę konkretną taśmę, to przewinęła się tam informacja dotycząca m.in. mediów wprawdzie polskojęzycznych, ale będących w rękach zagranicznego właściciela...

Mówiono m.in. o tabloidzie „Fakt”, dość ciekawe słowa padły też na temat stacji TVN, będącej co prawda w rękach właściciela amerykańskiego

„Fakt”, Onet, jeszcze jakieś inne medium, w rękach Niemców, o ile dobrze pamiętam. Jeżeli chodzi o sytuację dotyczącą polskich mediów, to mamy tu do czynienia z gigantyczną nierównowagą. Niektóre kraje Unii Europejskiej, jak choćby Niemcy, chronią swój rynek medialny. W posiadaniu niemieckich przedsiębiorstw i instytucji znajduje się przytłaczająca większość mediów. W Polsce jest dokładnie odwrotnie- przytłaczająca większość środków masowego przekazu, w tym media regionalne, są w rękach kapitału zagranicznego. Ta sytuacja jest anormalna, ponieważ w świecie, gdzie media mają ogromny wpływ na bieg wydarzeń, może powodować to wewnętrzne, w tym rządowe kryzysy. Jeżeli więc sam wicepremier Pawlak potwierdza, że skupienie mediów w rękach zagranicznych koncernów miało miejsce po to, aby mieć większy wpływ na premiera Donalda Tuska, to mamy do czynienia z ogromnie ważnym sygnałem, aby zwrócić uwagę na wciąż „wiszący” w przestrzeni publicznej postulat repolonizacji mediów.

Owszem, problem co jakiś czas powraca, ale, tak jak Pan mówi, wciąż „wisi”, nie idą za nim konkretne działania. Czy Prawo i Sprawiedliwość ma jakieś bardziej konkretne plany, propozycje w tym względzie?

To nie jest problem konkretnej partii politycznej. To sytuacja, która pokazuje słabość biznesu medialnego w Polsce. Mówimy bowiem o kwestiach różnego rodzaju uregulowań, ale również tych dotyczących lokalnych społeczności. Proszę zwrócić uwagę, że bardzo wiele periodyków regularnych było początkowo w rękach regionalnych stowarzyszeń, które następnie były sukcesywnie wykupywane przez koncerny zachodnioeuropejskie, zwłaszcza niemieckie. Dlatego też mamy tu do czynienia z niezwykle skomplikowanym procesem i gdyby nawet jakakolwiek partia polityczna, nie tylko Prawo i Sprawiedliwość, miała pomysł na to, aby „ręcznie” rozwiązywać takie problemy, zapewne byłoby to niezbyt zgodne z prawem gospodarczym w Europie. Jest to zadanie niezwykle trudne, w dodatku przeznaczone również dla całego społeczeństwa obywatelskiego. Chodzi o to, aby przynajmniej odwrócić ten kłopotliwy trend. Proszę zwrócić uwagę, że podobny problem mieliśmy z systemem bankowym. Teraz, powolutku, polskie banki są wykupowane, a przykład to chociażby PKO S.A. W tym kierunku powinniśmy iść jeżeli chodzi o środki masowego przekazu.

Jak mogłoby tu zadziałać społeczeństwo obywatelskie?

Chcąc mówić o społeczeństwie obywatelskim, trzeba bardzo mocno podkreślić, że nie jest normalną sytuacją, gdy na rynku medialnym, zwłaszcza w przypadku regionalnych tytułów, które są we własności jednego czy dwóch koncernów z jednego z państw. To zupełny absurd, wielki problem. Nie powiem, żebym miał na niego jakąś receptę. Jednak to, co powiedział wicepremier Pawlak na ujawnionych dziś nagraniach świadczy o tym, że problem istnieje.

To, co usłyszeliśmy oczywiście stawia w złym świetle również przewodniczącego Rady Europejskiej, Donalda Tuska i cały okres jego rządów. Okazuje się bowiem, że rządził niesamodzielnie, przynajmniej tak wynika z wypowiedzi jego ówczesnego koalicjanta, Waldemara Pawlaka.

Wracając do taśm i medialnej gry tymi nagraniami, początkowo wydawało się, że „odkurzenie” tych rozmów po czterech latach miało na celu uderzenie w premiera Mateusza Morawieckiego, zdyskredytowanie go, może nawet destabilizację czy jego rządu. Teraz widzimy, że taśmy uderzają znów w polityków koalicji PO-PSL

Żyjemy w świecie, gdzie każdy ma przy sobie sprzęt do nagrywania. I tu pojawia się problem, który powinniśmy rozstrzygnąć. Powinniśmy wybierać, co jest ważne, a co mniej ważne. Abyśmy podczas głosowania na kandydata, chociażby w najbliższych wyborach samorządowych, opierali się na ocenie faktograficznej, a nie tej z prywatnej rozmowy na taśmach.

Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja, ale moim zdaniem taśmy nie powinny wpłynąć na wynik wyborczy.

Bardzo dziękujemy za rozmowę.