Poprzednie rządy przez lata realizowały postulat tzw. suwerenności uczestniczącej (ang. shared sovereignty), polegającej na stopniowym przenoszeniu uprawnień państwa narodowego na rzecz określonych instytucji międzynarodowych.

Suwerenność uczestnicząca, a właściwie suwerenność częściowa, jest elementem globalizacji politycznej, stworzonym przez architektów obecnego światowego ładu. Lansowana jest od dziesięcioleci przez kręgi postulujące utworzenie stałego rządu globalnego, który miałby koordynować ponadnarodową politykę świata. W skali regionalnej postulat sprowadza się do oddawania częściowej władzy przysługującej do tej pory wyłącznie państwu narodowemu, określonym organizacjom międzynarodowym.

Najbardziej dobitnym jest przykład Unii Europejskiej, który oprócz integracji gospodarczej zawiera element integracji politycznej, zawierający w sobie dogmat suwerenności uczestniczącej. Dotychczas bowiem nie udało się zrealizować go w skali ponadregionalnej. Nawet system handlu emisjami (regulujący kto, kiedy i jak ma produkować), choć pod egidą ONZ, został wdrożony wyłącznie na podwórku europejskim.

Właśnie taką postawę – dostosowywania się do wymogów nowoczesnej polityki – stosował rząd PO-PSL. Za cenę lojalności wobec Brukseli, mógł liczyć na życzliwość, hojność i poparcie polityczne. Jednak rodzimym przedstawicielom, często umykało, że za tym poklepywaniem po plecach, kryje się coś, co oni zaniedbali: interes narodowy. Organizacje międzynarodowe stały się bowiem miejscem realizacji interesów narodowych krajów, które miały tam najsilniejszą reprezentację polityczną.

Tę tworzoną przez lata symbiozę, widać dokładnie w obecnej polityce europejskiej. Za cenę lojalności i posłuszeństwa wobec Brukseli, rząd Platformy mógł liczyć na intratne stanowiska w unijnych strukturach. Zasiadając w najmocniejszej frakcji Europarlamentu, korzysta też z bardzo silnego poparcia międzynarodowego, co wzmacnia pozycję PO jako siły opozycyjnej w naszym kraju.

Niemniej nie jest to korzystna sytuacja dla Polski. Komisja Europejska swoją ostatnią ingerencją zdusiła starania obu stron konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego, zmierzające do osiągnięciu kompromisu. Instytucje międzynarodowe przychodzą w sukurs zawsze tym, z którymi łączą je polityczne więzi. Nie jest to dobre, bowiem rozbija jedność wewnątrz kraju.

Postępująca realizacja postulatu suwerenności uczestniczącej doprowadziła Polskę do wielu problemów. Polityka klimatyczna, brak liberalizacji rynku usług, normy europejskie faworyzujące firmy starej Unii, czy wreszcie narzucanie rozwiązania kryzysu migracyjnego – mogły jeszcze bardziej pogrążyć nasze państwo. Na szczęście do władzy doszły siły, które ten proces, miejmy nadzieję, zahamowały.

Dlatego zrozumiały jest gest posłanki Pomaski, która w napadzie złości na mównicy sejmowej, rwie ustawę o obronie suwerenności Polski. Jest to akt symboliczny, podsumowujący 8 lat rządów PO. Obecna rada ministrów jako priorytet traktuje interes narodowy, kosztem suwerenności uczestniczącej. Dlatego tak iskrzy na linii Warszawa-Bruksela, ale iskrzy dla przyszłego pożytku kraju i obywateli.

Tomasz Teluk