Po wyborach do europarlamentu PiS może mieć wrażenie, że wszystko jest już wygrane i zdobycie bezwzględnej większości to tylko formalność. Rzeczywiście obydwie opozycyjne grupy, Koalicja Europejska i Konfederacja, zostały rozgromione i trwa proces ich rozpadu. Sondaże niemal do ostatniej chwili nie pokazywały takiego wyniku, a klęska Konfederacji nastąpiła już po pierwszych wynikach exit poll. Wystarczy sobie wyobrazić, jak wyglądałby wynik PiS-u, gdyby Konfederacja zdobyła 3–4 proc. więcej głosów. Formacja Jarosława Kaczyńskiego tylko nieznacznie pokonałaby Koalicję Europejską, a po prawej stronie miałaby groźnego rywala, który po sukcesie uruchomiłby efekt lawiny. I choć dzisiaj zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości wydaje się bezapelacyjne, inny scenariusz był o włos. Trzeba o tym pamiętać, bo pycha i fałszywe poczucie mocy najczęściej gubią zwycięzców.

Mimo wielkiego zwycięstwa należy zwrócić uwagę na swoje słabości. Przede wszystkim PiS nie był odporny na atak z prawej strony. Fałszywe czy iluzoryczne idee podsuwane szczególnie młodzieży w błyskawicznym tempie wypromowały projekt, który kilka tygodni wcześniej wyglądał na ekstremalne zjawisko. Jest faktem, że widać było wsparcie dla tego projektu z Moskwy. Ale czy Rosja straciła swoje siły albo zrezygnowała z agresywnych zamiarów? Nie mam żadnych wątpliwości, że celem jej ataków będzie i jest już nasze środowisko, które przyczyniło się do klęski Konfederacji. Choćby ostatni atak hakerski na portal niezależna.pl. To prawda, że pod koniec kampanii zmieniła się wobec nich cała polityka medialna obozu władzy i osobiście potężny cios zadał im Jarosław Kaczyński, pozbawiając złudzeń co do ewentualnej koalicji z PiS-em. Mam jednak pewne przeczucie, że bez akcji „Gazety Polskiej” partia rządząca mogłaby przespać zagrożenie.

Nie należy też lekceważyć zdolności mobilizacyjnych liberalno-lewicowej opozycji. Pokazała to w czasie wyborów samorządowych. Wprawdzie je przegrała, ale wynik był na tyle dobry, że gdyby to się powtórzyło, PiS mógłby mieć kłopot z samodzielną większością. Berlin będzie tu walczył o swoje wpływy do końca i nie osłabł na razie na tyle, by zrezygnować z przywrócenia Polski do swojej strefy wpływów. Pomijam walkę światowego i europejskiego lewactwa o odbicie Europy Środkowej z rąk konserwatystów. PiS, jeżeli chce mieć pewność wygranej, z jednej strony musi umieć mówić do ludzi ideowych, z drugiej neutralizować chociaż część elektoratu liberalnego. Miałkość tu nie pomoże, konfliktowość zaszkodzi.

Trzeba też nauczyć się spokojnej reakcji na ataki. Większość uderzeń nie ma takiego znaczenia, jak sądzą politycy. Przykład kabaretowego serialu „Ucho prezesa” pokazuje, że część tego typu podszczypywań wręcz pomaga. Oczywiście kiedy atak ma charakter personalny, trudno powstrzymać się przed gwałtowną reakcją. Ale służby prasowe i doradcy medialni są po to, by obiektywizować reakcje.

Bez względu na to, co się wydarzy, PiS czeka twarda walka, potrzebne są mobilizacja i jedność. A „życzliwi”, którzy radzą szukać najgorszych wrogów PiS we własnym obozie, powinni na czas wyborów zająć się czymś innym.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta Polska" nr. 27; data: 03.07.2019.