Fronda.pl: Środa Popielcowa zawsze związana jest ściśle z wezwaniem do nawrócenia. W tym roku zbiega się ona jednak również z tragicznymi wydarzeniami na Ukrainie. Jak patrzeć na początek Wielkiego Postu w tym kontekście? Czy Pan Bóg wzywa nas może, żebyśmy wyszli poza zwyczajną, tradycyjną i w pewnym sensie jakoś tam komfortową sferę własnych „postanowień wielkopostnych”?

Ks. Tomasz Kancelarczyk, kapłan Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej, prezes Fundacji Małych Stópek: Tak, myślę, że jest to wezwanie do czegoś więcej i inaczej. W tego typu zmienionych okolicznościach życia inaczej będzie wyglądała chociażby jałmużna. Ważne jest, żeby była ona też poruszeniem serca. Osobiście wezwanie z dzisiejszej liturgii Środy Popielcowej usłyszałem już tydzień temu. I nie miałem wątpliwości, że jest to już wprowadzenie w ten Wielki Post. Budząc się rano w ubiegłą środę odczytałem wiadomość z mojego telefonu od młodego Ukraińca, 21-letniego Władysława, który jakiś czas temu pracował przy remoncie Domu dla Kobiet, który już uruchomiliśmy jako Fundacja Małych Stópek. Już pierwsze słowa tej wiadomości mówiły o całym tragizmie sytuacji, o bombach, rakietach, o jego niepokoju o bezpieczeństwo najbliższych. Zaraz po porannej Mszy św. zadzwoniłem do niego. Był bardzo przerażony tym, co się dzieje wokół i zapytał: „Ksiądz, czy przyjmiesz moje kobiety? Moją matkę, babcię, młodsze siostry, moją dziewczynę?”. Oczywiście odpowiedź była natychmiastowa: „Powiedz tylko kiedy i gdzie mam po nie przyjechać”. Dla mnie więc osobiście tamten poranek wiązał się z jednym, wielkim pytaniem skierowanym do Pana Boga: „Dlaczego?”. I nie jest to pytanie, na które odpowiedź słyszymy w mediach z ust polityków, socjologów, wojskowych czy ekspertów. Było to pytanie z pragnieniem usłyszenia odpowiedzi nie na gruncie polityczno-gospodarczo-militarnym, ale na gruncie duchowym. „Panie Boże, dlaczego?”. To mnie tak bardzo nurtowało. I moje rozważanie na ten temat przyniosło mi też bardzo konkretną odpowiedź. A jest to właśnie odpowiedź wielkopostna.

I jaka to była konkretnie odpowiedź. Dlaczego?

25 marca miałem być na Ukrainie, we Lwowie, w parafii pod wezwaniem św. Jana Pawła II, gdzie proboszczem jest niesamowicie pozytywna postać - ks. Grzegorz Draus. Miała tam się odbyć instalacja ufundowanego przez Fundację „Życiu tak”, z udziałem, z czego jestem dumny, Fundacji Małych Stópek dzwonu, jaki my w Polsce już posiadamy: „Głos nienarodzonych”. Jednego z dwóch dzwonów – drugi powędrował do Ekwadoru – które w październiku ubiegłego roku poświęcił Franciszek. Dlatego też patrzyłem na tę wojnę jako na przeszkodę dla instalacji tego dzwonu, jako na przeszkodę dla pewnego elementu pro-life. A wojna nie jest przecież pro-life, jest przeciwna życiu. Patrzę jednak na tę wojnę jako na pewną kontynuację niesprawiedliwości, jaka dzieje się na Ukrainie czy w Rosji względem nienarodzonych. W obu tych krajach jest niestety niesamowita skala aborcji. Aż cisną się na usta słowa Matki Teresy z Kalkuty, która mówiła, że jeżeli matka jest zdolna do zabicia własnego dziecka, to cóż powstrzyma nas, żebyśmy się wzajemnie nie pozabijali? Jedna niesprawiedliwość rodzi kolejną niesprawiedliwość. I nieskuteczne jest nasze domaganie się zniesienia jednej niesprawiedliwości, jeśli nie domagamy się zniesienia innej niesprawiedliwości – również w sposób drastyczny wymierzonej przeciwko ludzkiemu życiu. Burząc fundament szacunku dla życia nie możemy się dziwić, że dach wali nam się na głowę. Dlatego też dzwoniłem do ks. Grzegorza ze Lwowa i przekonywałem go: „Nie czekaj na koniec wojny. Po prostu powieś ten dzwon i codziennie w niego rano i wieczorem uderzaj”. Jest bowiem potrzebny mocny głos za życiem i jeśli ten dzwon ma temu służyć, to właśnie teraz – podczas wojny. Z pomocą w odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie: „dlaczego?”, przyszedł mi również fragment Ewangelii, gdy doniesiono Jezusowi o tym, w jak okrutny sposób Piłat zabił wielu Galilejczyków. Chrystus odpowiedział im wtedy: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”. Nawracajmy się więc. Bo czy w Polsce mało było czarnych marszów za aborcją? A w Europie mało zabija się nienarodzonych? Nie będą skuteczne nasze prośby o zakończenie wojny na Ukrainie, jeśli nie wygramy wojny wytoczonej świętości życia każdego człowieka – od poczęcia do naturalnej śmierci. Jak bowiem pisał św. Jan Paweł II w swej encyklice: „Ewangelia życia jest w sercu Kościoła”. A jeśli nie będzie jej w naszym sercu, to ono nie będzie biło. A gdy serce nie bije, jesteśmy trupem, również w znaczeniu duchowym. Tak więc to, co dzieje się obecnie na Ukrainie jest dla nas wezwaniem do nawrócenia, do głębokiego nawrócenia serca. Do nawrócenia jako ukochania wartości życia. I tu znów przywołam Jana Pawła II: Potrzebna nam jest powszechna mobilizacja sumień i wspólny wysiłek etyczny, aby wprowadzić w czyn wielką strategię obrony życia. To słowa papieża, ale również przywódcy-generała w naszej walce duchowej. Mówił też o tym ostatnio karmelita bosy z Kijowa o. Grzegorz Kucharczyk, który powiedział, że obecna wojna toczy się na dwóch płaszczyznach. Spadające rakiety i bomby to jedna z nich, ale drugą stanowi ogromne pole walki duchowej o serca ludzi. Mamy więc wkroczyć w tym Wielkim Poście na drogę walki duchowej. I w tym kontekście będą też wyglądały znacznie bardziej konkretnie nasze – modlitwa, post i jałmużna. Naszą główną intencją powinno być umiłowanie życia, bo ono zawiera w sobie również intencję ustania wojny, która przecież przeciwko życiu jest wymierzona. Jeśli jednak akty wymierzone przeciwko życiu, takie jak zabijanie bezbronnych nienarodzonych dzieci, nazywamy prawem człowieka – to odtrącamy Panu Bogu rękę, którą pragnie nam błogosławić.  Życia człowieka nie wolno zabijać – również słowem, terminologią mającą służyć odczłowieczeniu, nazywającą człowieka np. płodem. Niszczy to bowiem w nas elementarną wrażliwość na bliźniego i uzdalnia do działań wymierzonych przeciwko ludzkiemu życiu.

Zostańmy jeszcze przy tej tematyce świętości życia, ale już w zupełnie innym aspekcie. Wojna budzi w nas gniew, bywa, że i nienawiść. Dziś ten gniew skierowany jest dość powszechnie w stronę rosyjskiego dyktatora, który stoi za atakiem zbrojnym na Ukrainę oraz jej mieszkańców. Są ludzie, którzy modlą się o nawrócenie Władimira Putina, są też tacy, którzy modlą się o jego szybką śmierć? Czy zdaniem Księdza są to słuszne intencje czy raczej ocierają się one wręcz o bluźnierstwo?

My podejmując tego typu intencje bardzo lubimy wyręczać Pana Boga. Powinniśmy modlić się o Boże błogosławieństwo, nawet dla Putina. Ale pamiętajmy, by rozumieć je nie po ludzku, lecz po Bożemu. Nam się bowiem nieraz wydaje, że gdy modlimy się o błogosławieństwo dla kogoś to wypraszamy dla tej osoby jakieś doczesne powodzenie w jego zamierzeniach, majątek itp. Natomiast prawdziwe Boże błogosławieństwo prostuje człowieka. Ono nie dozwoli mu na to, by żył w jakimś nieładzie duchowym czy moralnym. A w kontekście tego co się dzieje niestety bardzo wątpię, by Władimir Putin chciał przyjąć Boże błogosławieństwo. Być może ma on nawet pokusę udawania człowieka, który jest z Panem Bogiem za pan brat, ale tutaj potrzebne by było jego rzeczywiste otwarcie się na przyjęcie tego wszystkiego, z czym Bóg pragnie przecież przychodzić do każdego człowieka. Wydaje mi się, że w naszej modlitwie nie powinniśmy więc wyręczać Pana Boga. Módlmy się i zobaczymy, co On z tym zrobi. W kontekście ewentualnej modlitwy o śmierć dla Putina pamiętajmy też, że w perspektywie człowieka wierzącego śmierć nie jest końcem, lecz wejściem w wieczność. Osobiście więc nie modliłbym się o śmierć dla kogokolwiek, również dla rosyjskiego przywódcy. Zostawmy to Panu Bogu, intencja modlitwy o właściwe rozwiązanie byłaby tu zdecydowanie właściwsza.

A czy w pracy i poświeceniu na rzecz bliźnich przyjeżdżających do nas teraz z ogarniętej wojną Ukrainy, w aktywnej działalności na rzecz uchodźców znajdujących się w potrzebie, którą to aktywność podejmuje obecnie spontanicznie bardzo wielu Polaków, można znaleźć własne wielkopostne, duchowe nawrócenie?

To się okaże. Wczoraj ktoś mnie zaczepił, z takimi pretensjami trochę, że się włączam poprzez Fundację Małych Stópek w pomoc dla ukraińskich uchodźców wojennych. „To ksiądz nie wie, co Ukraińcy zrobili nam, Polakom, podczas ludobójstwa na Wołyniu?”. Odpowiedziałem, że wiem, bo znam też relacje naocznych świadków tamtych wydarzeń, a to, co robię teraz, pomagając im, to taka moja zemsta – zemsta miłości. I było to dla mnie ogromnie budujące, że ta odpowiedź przekonała tamtą osobę. Pamiętajmy też jednak, że Wielki Post ma również swój początek i swój koniec. I tak jak nasze postanowienia wielkopostne mają swój początek, tak mają również i swój koniec. I z tym końcem bywa różnie. Trwanie przy swych postanowieniach jest pewną drogą. I to, co teraz dzieje się wśród Polaków względem Ukraińców – to też jest pewna droga. Bardzo dobrze się dzieje, że jako Polacy wyszliśmy z otwartym sercem do tych ludzi, ale jeszcze lepiej będzie, jeśli będziemy z tym otwartym sercem nadal wobec nich trwali. W naszych dobrych postanowieniach bowiem zawsze najpierw jest entuzjazm, ale później pojawiają się schody i zmaganie. I tu, w kontekście ukraińskich uchodźców też ten element zmagania się na pewno pojawi. Bo trzeba będzie coś ofiarować, coś poświęcić, czegoś się wyrzec. To oczywiście pięknie wygląda na ekranach telewizorów, ale potem trzeba będzie jeszcze z tymi ludźmi spać pod jednym dachem i mieć, mówiąc brutalnie, kogoś na karku. Być może bardzo szybko wyjdą też po drodze jakieś różnice, które będą nas uwierały. Bo miarą miłości bliźniego zawsze jest ofiara. Na razie mamy więc tu do czynienia z taką fazą miłości emocjonalnej, ale w tym procesie pomagania bliźnim w potrzebie przyjdzie też moment weryfikacji i wejścia w tę bardziej już dojrzałą miłość ofiarną. Zobaczymy, jak to będzie.

Wśród sporej części Polaków funkcjonuje przekonanie, że nawrócenie wielkopostne powinno się dokonywać poprzez powstrzymanie się od czegoś. Czy poprzez obecną sytuację Bóg nie chce nam zasugerować, że powinniśmy być może zmienić to podejście i skupić się na aktywniejszym działaniu na rzecz bliźnich?

Wyrzeczenie podejmowane od czegoś, zawsze będzie równocześnie wyrzeczeniem podejmowanym dla czegoś lub kogoś. To jest ze sobą bardzo ściśle powiązane. Jeśli komuś chcemy coś dać, to najpierw musimy to skądś wziąć. Inaczej nie będzie to wyrzeczenie, lecz spychologia. Walka na poziomie duchowym zawsze będzie wymagała naszego wyrzeczenia. A więc i jałmużna – bardzo konkretna, i modlitwa -np. o pokój, ale rozumiany głębiej niż tylko pokój zewnętrzny, i post – bo przecież sam Chrystus mówi, że są takie złe duchy, które można pokonać wyłącznie modlitwą i postem. Można powiedzieć, że Putin nie wziął pod uwagę, że wywołał wojnę w bardzo złym dla siebie terminie, w okresie Wielkiego Postu, gdy wielu ludzi podejmuje wzmożoną walkę duchową. A to raczej nie będzie sprzyjało jego zamierzeniom.

Wielu z nas przyjmuje w tym czasie do swoich domów rodziny z Ukrainy. Jaka postawę powinniśmy przyjmować wobec tych ludzi, aby udzielając im nie tylko tej pomocy zewnętrznej, materialnej, być dla nich również wsparciem duchowym oraz przesłaniem nadziei po traumatycznych wydarzeniach, których doświadczyli w swoim kraju.

Myślę, że wystarczy, że pokażemy im po prostu świadectwo własnej wiary. To naprawdę w zupełności wystarczy. Pomoc materialna to jedno. Ale jeszcze ważniejsze jest pokazanie – gdzie jest to Źródło, które napędza nas do okazywania im życzliwości, pomocy, po prostu do miłości bliźniego.

Kościół jest zaangażowany w pomoc uchodźcom. Jak skutecznie włączyć się w tę pomoc?

Tu jest akurat bardzo prosty kierunek – Caritas. Jest to bowiem bazująca na wieloletnim doświadczeniu, dobra, rozumna pomoc. Zawsze należy się cieszyć, kiedy ludzie garną się do spontanicznej pomocy bliźniemu, ale warto, by nie była to pomoc chaotyczna i nieprzemyślana. Wiele osób dostarcza potrzebującym rzeczy nie robiąc wcześniej właściwego rozpoznania, czego oni tak naprawdę potrzebują. Jestem przekonany, że najskuteczniejsza pomoc w ramach Kościoła to pomoc płynąca za pośrednictwem Caritas. A jednocześnie jako były wicedyrektor Caritas chciałbym zaapelować do ludzi dobrej woli o jedno: Nie dawajmy starych rzeczy.

Mówimy w ogóle o rzeczach używanych czy o rzeczach już ewidentnie starych czy podniszczonych?

Mam na myśli w ogóle rzeczy używane. Z tego się robi później troszkę jeden wielki lumpeks. Jeśli więc tylko mamy, dawajmy nowe, a jeśli tych nowych nie mamy, po prostu dajmy finanse na ich zakup. Zawsze oczywiście szlachetne jest to, gdy ktoś pomaga, ale ważne jest też, by ta pomoc była przemyślana i dostosowana do faktycznie istniejących potrzeb. A jeśli dajemy pieniądze, dawajmy je poprzez instytucje, które są godne zaufania. Wewnątrz Kościoła jest to z pewnością Caritas.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

spisał ren