Pandemia wywołana koronawirusem z Wuhan wstrząsnęła światem na niespotykaną od wielu lat skalę.

Rzeczywiste zagrożenie dla zdrowia chorobą COVID-19 to przedmiot badań naukowych na całym świecie. Jest to oczywiście odrębne zagadnienie, które wymaga szczególnej wiedzy z zakresu wirusologii i medycyny. Jako takie powinno zostać pozostawione osobom o odpowiednich kompetencjach.

Jednak w odniesieniu do „zarządzania” zagrożeniem epidemiologicznym przez rządy kluczową rolę odgrywa statystyka i rzetelność przekazywanych społeczeństwom informacji.

Statystyka liczby nowych zakażeń

Obecnie z gospodarczej perspektywy kluczowe znaczenie ma liczba nowych zakażeń koronawirusem publikowana przez władze państwowe. To właśnie w związku ze wzrostem zakażeń w Polsce władze m. in. Norwegii zarządziły 10-dniową kwarantannę dla osób powracających z naszego kraju. Niewątpliwie przełoży się to na spadek zysków z turystyki, zwłaszcza w północnej Polsce, chętnie odwiedzanej przez turystów ze Skandynawii.

Na profilu Ministerstwa Zdrowia na Twitterze możemy znaleźć codzienną informację na temat liczby nowych zakażeń i zgonów. Ministerstwo publikuje ponadto ogólną informację dotyczącą m. in. liczby zajętych respiratorów, łóżek COVID-19, osób objętych kwarantanną itd.

Liczby rzędu 800 nowych zakażeń z danego dnia mogą tworzyć wrażenie, że sytuacja w Polsce lada chwila stanie się dramatyczna. Próżno jednak szukać informacji, u ilu z zakażonych osób rzeczywiście wystąpiły jakiekolwiek objawy. Do takiej informacji nie prowadzi w żadnym razie liczba zajętych respiratorów bądź łóżek COVID-19. Zgodnie z rządową statystyką te dane podawane są bowiem zbiorczo. Podobnie nie słychać, aby służbie zdrowia groziła zapaść.

Brakuje także danych, czy wielokrotnie wykonywane testy u tej samej osoby są każdorazowo uwzględniane w oficjalnej statystyce. Wiadomo bowiem, że takie sytuacje mają miejsce.

Również kryteria wykonywania testów mogą budzić wątpliwości. Ministerstwo chwaliło się, że wymazywanie ogromnych grup społecznych tj. górników i ich rodzin, to coś, czego nie robi się nigdzie w Europie. Skoro nigdzie się tego nie robi, to może istnieją ku temu jakieś przyczyny, którym należałoby się przyjrzeć? Współpraca w ramach Unii Europejskiej tworzy szerokie ramy do uczenia się od innych państw i udoskonalania własnych metod walki z pandemią.

Taki sposób przekazywania informacji tworzy iluzję, że w Polsce sytuacja ma się bardzo źle. W oczywisty sposób wpływa to na nastroje w społeczeństwie. Należy stosować się do zasad sanitarnych, ale bez entuzjazmu i większego zaufania do rządowych danych nie odbudujemy dotkniętej ciężkim kryzysem gospodarki.

Statystyka nowych zgonów

Podobnie rzecz ma się w odniesieniu do statystyki zgonów. Ministerstwo informuje lakonicznie o liczbie zgonów, zamieszczając także informację, że „większość lub wszystkie osoby miały choroby współistniejące”. Jednak czy dodatni wynik testu na koronawirusa jest jedynym kryterium, które pozwala na wskazanie COVID-19 jako przyczyny śmierci? Czy były przeprowadzone jakiekolwiek badania, które pozwoliłyby wskazać, że to właśnie koronawirus, a nie jedna z ciężkich chorób współistniejących, odpowiada za śmierć danej osoby?

Brytyjski „The Telegraph” poinformował niedawno, że w Zjednoczonym Królestwie przeprowadzone zostało dochodzenie dotyczące sprawy liczenia zgonów. Okazało się, że jako zmarłych na COVID-19 uwzględniano wszystkie osoby, które uzyskały pozytywny wynik testu, nawet, jeśli zginęły w wypadku samochodowym lub na atak serca. W związku z tym Wielka Brytania odjęła z oficjalnej statystyki aż około 5 tys. zgonów, nieprawidłowo zakwalifikowanych jako zgony w wyniku COVID-19.

Zatem przeprowadzenie takiego dochodzenia przez polski rząd wydaje się być co najmniej zasadne. Takie istotne dane jak liczba zgonów w wyniku COVID-19 nie mogą być przedmiotem niekończących się spekulacji w społeczeństwie.

Kanały informacyjne

Ministerstwo Zdrowia zwykło przekazywać informacje o liczbie zgonów i zakażeń za pomocą Twittera. Informacje o obostrzeniach są zazwyczaj podawane na oficjalnych konferencjach prasowych, transmitowanych przez telewizje. I jedne i drugie dane są następnie przeklejane przez gazety i portale informacyjne.

Czy jednak Twitter to najbardziej odpowiedni kanał do przekazywania tak istotnych danych? Nie ulega wątpliwości, że jest to portal używany głównie przez polityków, dziennikarzy, osoby publiczne, które za jego pośrednictwem dzielą się swoimi poglądami.

Większość młodych ludzi oraz zdecydowana większość cudzoziemców odwiedzających nasz kraj w pierwszej kolejności będzie korzystać z Instagramu. Tutaj zaś o aktywności Ministerstwa Zdrowia ani widu ani słychu. Ostatni post został dodany w grudniu 2019 r.

Dla przykładu na terytorium Niemiec lub Turcji, oficjalny profil ministerstwa zdrowia znajduje się na samej górze proponowanych przez Instagram wyszukiwań. Prezentowane tam dane podane są w ładnej oprawie graficznej. Sprawia to, że informacja dociera do większej liczby osób.

Niekorzystna jest sytuacja, w której polskie Ministerstwo Zdrowia nie korzysta ze wszystkich narzędzi, jakie daje nam nowoczesna technologia. Dodatkowo zaś przekazywane dane budzą uzasadnione wątpliwości co do ich kompletności.

Nie ulega wątpliwości, że pandemia nie minie w najbliższym czasie. Na obecnym zaś jej etapie, gdzie państw nie stać już na kolejny lockdown, to zaufanie do instytucji publicznych jest zagadnieniem kluczowym.

Nieodzowną częścią budowania takiego zaufania jest rzetelność, terminowość i nowoczesna forma przekazywania informacji dotyczących pandemii przez polski rząd. Im bardziej instytucjom zaufają Polacy, tym szybciej zaufa nam także zagranica, co pozwoli na łatwiejsze odbudowanie nadszarpniętej kryzysem gospodarki.

Tadeusz Grzesik