Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Szymon Hołownia osiem lat temu jeżdżąc po całej Polsce opowiadał się jako całkowity przeciwniki aborcji i nazywał to wprost zabijaniem dzieci. W początkach Strajku Kobiet poparł ten ruch, ale jego liderki w sobie właściwy sposób mu podziękowały za ewentualną możliwą współpracę, używając swojego słynnego już hasła. Obecnie natomiast już w sposób w pełni jawny popiera on aborcję twierdząc, że jest za tzw. kompromisem konstytucyjnym. Powiedział to i na antenie Polsatu, gdzie dość mocno pytaniami przycisnął go pan redaktor Bogdan Rymanowski i mówi to już powszechnie.

Jan Pospieszalski, muzyk, aranżer i kompozytor, dziennikarz i publicysta, autor programów radiowych i telewizyjnych:

Mamy tu problem ze zrozumieniem co oznacza konstytucyjność. Jeżeli nawet dwóch fachowców,– bo za takich należy uznać pana profesora Andrzeja Zolla i pana profesora Andrzeja Rzeplińskiego (będących dzisiaj na antypodach obecnego obozu władzy) uznało że zakaz aborcji eugenicznej to właśnie przywrócenie normy konstytucyjnej, gwarantującej ochronę osób niepełnosprawnych w okresie prenatalnym, to oznacza że kompromis za którym tęskni Hołownia nic wspólnego z konstytucją nie ma. Takie są fakty. Wykładnia z 1997 roku później ponowiona przez profesora Rzeplińskiego, nie pozostawia cienia wątpliwości, jak należy interpretować konstytucyjny zapis dotyczący równości i ochrony życia i równości wszystkich obywateli i łamańce retoryczne Szymona Hołowni nic nie zmienią. Kompromitują go. Ja osobiście nawet myślę, że całą jego inicjatywę polityczną właściwie należy traktować przyjmując te same kryteria, jakie obserwowaliśmy w jego dotychczasowej aktywności – celebryta, uczestnik programów rozrywkowych. Ta rola artysty rozrywkowego tak bardzo weszła mu w krew, że on chyba nie jest w stanie z niej wyskoczyć. Tego, co na antenie Polsatu powiedział, inaczej, niż w kategoriach swoistego teatrum, albo kabaretu nie da się opisać.

Bo Romanowski uczciwie pyta go i pokazuje mu tę sprzeczność, a on tej sprzeczności nie widzi mówiąc, że on jako on myśli co innego, a on jako polityk inaczej. Wie Pan, ja niedawno wertując archiwum, trafiłem na znakomity tekst z dziennika „Życie” z przełomu lat 90-tych i 2000-nych. Rzecz dotyczy sprawy sprzed 20 lat, ale ona jest aktualna. Po pierwsze - w roku 2021 obchodzimy 100-lecie urodzin księdza Franciszka Blachnickiego – jednego z najwybitniejszych mężów Kościoła, jakich Polska wydała w XX wieku. Bo obok ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, św. Jana Pawła II, ks. Franciszek Blachnicki jest zaliczany do ludzi, którzy uformowali nie tylko dzieje polskiego Kościoła, ale też sumienia milionów Polaków, polskich katolików, chrześcijan i obywateli.

W kontekście tej 100. rocznicy urodzin ks. Blachnickiego przywołuję tekst z tygodnika „Życie”, gdzie dziennikarka, pani Irena Pręcikowska rozmawia z Jolantą Gontarczyk, osobą, która inwigilowała księdza i która była agentką Służby Bezpieczeństwa w otoczeniu księdza Blachnickiego. Prowadziła głęboką operację dezintegracji - niszczenia dzieła tego wybitnego kapłana. Ponadto ciążą na niej bardzo mocne podejrzenia, że mogła przyczynić się również do jego śmierci. To ma ustalić śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej.

Gontarczyk po transformacji była aktywnym politykiem SLD, współzałożycielką Kongresu Kobiet SLD i aktywistką feministyczną działającą na rzecz aborcji, małżeństw jednopłciowych. I tą Gontarczyk pyta dziennikarka tygodnika „Życie”: jak pani może dzisiaj w sumieniu pogodzić fakt, że pani była jedną z najbliższych współpracownic księdza Blachnickiego przystępującą do sakramentów świętych, a obecnie działa pani w taki sposób? Gontarczyk odpowiedziała: „ale proszę pani każdy człowiek ma kilka sumień”. Oznacza to że wtedy w swoim sumieniu działała dobrze i teraz, w obecnym sumieniu działa dobrze.

Otóż Szymon Hołownia odpowiadając Bogdanowi Rymanowskiemu, że oczywiście on jako Szymon Hołownia osobiście jest za ochroną życia, ale jako polityk już nie, wchodzi w logikę agentki SB. Widocznie w przypadku Jolanty Gontarczyk i Szymona Hołowni mamy do czynienia z rewolucyjną tezą o wielości sumień, co oznacza że Szymon Hołownia, moralnie znajduje się w tym samym miejscu co Jolanta Gontarczyk.

Czy sądzi Pan, że mogli mieć tych samych mentorów III RP albo nawet starszych?

Trudno mi powiedzieć. Kiedyś, to było chyba w książce „Transformacja podszyta przemocą” pod redakcją pana prof. Andrzeja Zybertowicza, wydanej przez Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Znalazłem tam akapit jak powstawała stacja TVN. Dodatkowe informacje mamy też w raporcie z likwidacji WSI z 2007 roku.

Tak więc, jeśli potraktujemy Szymona Hołownię jako osobę ściśle związaną ze środowiskiem TVNu i ludźmi, którzy tą stację budowali, to pewne skojarzenia i linki z Gontarczyk vel Lange mogą być oczywiste, ale jesteśmy skazani tylko na spekulacje.

Pan Antoni Macierewicz wygrał z TVNem proces o początki finansowania tej stacji.

Przyczyną procesu był tutaj chyba ten sporny akapit o likwidacji WSI. No to jeśli Panu to się układa, to nie odmówię logiki w takim rozumowaniu.

Ja bym bardziej jednak skłaniał się w kierunku kabaretowo-rozrywkowym. Szymon Hołownia nadal działa podobnie jak w ramach talent show. Jego próby budowania swojej formacji, to też jest swojego wyławianie talentów, taki head hunting, łowienie wyborców i ludzi do struktur. Jakąś ładną dziewczynę z Platformy pozyska albo kogoś innego. To jest to samo, tyle że w innych dekoracjach. Jeśli się wsłuchamy w wypowiedzi pana Szymona ... chciałem powiedzieć „program polityczny”, ale ugryzłem się w język, bo tam programu nie ma. Na większość pytań dziennikarzy czy wyborców odpowiada „no zobaczymy”, „będziemy konsultowali” albo „to, ludzie zdecydują” itd.

Jeżeli idziemy do polityki, to robimy to dlatego, że istnieje jakaś wyrazista potrzeba społeczna rozwiązania problemów wspólnoty, która to potrzeba w ramach istniejących struktur czy formacji jest niewykonalna. Dlatego powstają nowe ugrupowania, nowe partie polityczne, nowe ruchy, które tak jak „Solidarność” czy Ruch Kukiza czy Ruch Oburzonych, który wywodził się z tych ludzi, którzy zakwestionowali system III RP. Czy tak jak Ruch MAGA (red. Make America Great Again), czyli ci ludzie, którzy skupili się wokół Donalda Trumpa. We wszystkich tych przypadkach była jakaś istotna potrzeba społeczna, wyborców, którzy nie rozpoznawali się w istniejącym systemie politycznym i porzucając swoje dotychczasowe zajęcia, tworzyli od dołu grupę zdeterminowanych, żeby wejść w sferę publiczną.

Takim przykładem jest polityk hiszpańska, z którą niedawno robiłem wywiad, pani Alicia Rubio. Kobieta, matka, która była nauczycielką w szkole podstawowej i w momencie, kiedy premier Hiszpanii Zapatero zaczął wprowadzać poważne zmiany w edukacji, ingerujące w sferę światopoglądową, odbierające wolność rodzicom w sprawie decydowania o modelu i profilu, w jakich dzieci ich będą kształtowane, ona zgromadziła wokół siebie grupę rodziców i zaczęli protestować. My mieliśmy to w Polsce pod hasłem „Ratuj maluchy”, czy „Stop Seksualizacji Naszych Dzieci”. Powstawały różne ugrupowania, różne społeczne komitety w różnych miejscach w Polsce od Gdańska po Zakopane. W różnych środowiskach rodziców i w samorządach pojawiały się tego rodzaju inicjatywy. Alicia Rubio w pewnym momencie uznała, że możliwości oddziaływania takiej lekkiej struktury społecznej są znikome. Dlatego postanowiła przyłączyć się do innych równie zdeterminowanych obywateli, którzy wtedy zaczęli tworzyć partię Vox. I tak powstała partia, która dziś rozpycha się na scenie politycznej Hiszpanii reprezentując katolicki i konserwatywny i patriotyczny punkt widzenia. I to jest dla mnie naturalny przykład polityka i kariery politycznej. Matka, nauczycielka, która widzi, że sama w szkole nie jest w stanie nic zrobić, buduje organizację społeczną. Ta organizacja ponosi fiasko, ponieważ jest mało sprawcza i nie ma finansowania. W takiej sytuacji uznała, że musi podjąć decyzję i wkroczyć w politykę. Ale ta droga zajęła jej dziesięć lat. To były lata doświadczeń, ciężkiej pracy i walki. Ona wiedziała, o co walczy. Idzie ratować rodzinę, prawa katolików, wolność gospodarczą i wolność słowa. Chciała przeciwstawić się przytłaczającej gigantycznej machinie politycznej poprawności, która w rdzeniu ma neomarksistowski wirus.

W przypadku Szymona Hołowni nic takiego nie było. To jest człowiek, który z środy na czwartek zdecydował, że wejdzie do polityki. Pamiętam go, jak jeździł z prelekcjami będąc komiwojażerem swoich książek, ogólnie poprawnych, w których przekonywał że lepiej być dobrym niż złym, lepiej pomagać niż szkodzić, lepiej się modlić niż pluć i niszczyć. Z walizeczką objeżdżał klasztory, duszpasterstwa akademickie, rekolekcje czy wakacyjne obozy młodych katolików w Polsce. I z tego chyba całkiem nieźle żył i dlatego wszyscy kojarzyli go, bo mogli w niedzielę włączyć TVN i zobaczyć jego uśmiechniętą buzię.

I nagle pojawia się w polityce otoczony grupą ludzi służb dawnych i jeszcze dawniejszych, a może nawet współczesnych. No bo obecność tam pana Jacka Cichockiego wskazuje wyraźnie na zaangażowanie się w ten projekt resortu. Cichocki jako był szef MSW z czasów Donalda Tuska, posiada pewną unikalną wiedzę, pewną ekskluzywną kompetencję, ma pewne zasoby, ponieważ takich rzeczy się nie zapomina i co się raz zobaczyło, tego się nie od-zobaczy. Tak właśnie wygląda dziś otoczenie pana Hołowni. I choć widzę w tym projekcie element kabaretowo-rozrywkowy, to nie lekceważę podskórnego ukrytego sposobu uprawiania polityki. Patrząc na to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych w otoczeniu Joe Bidena, to widzimy że polityka coraz bardziej traci swoją powagę. Tak jak w roku 2015 wydawało mi się, że formacja Zjednoczonej Prawicy przywraca pewną powagę w polityce, że obietnice coś znaczą, że słowa wypowiadane przez ludzi życia publicznego mogą być im przypominane, że są wiążące, że istnieje jakaś umowa społeczna, - wy nas reprezentujecie, a my na was głosujemy, tak dzisiaj widzę, że ta powaga polityce zostaje skutecznie odbierana i to przez wszystkie strony sporu politycznego. Pan Szymon Hołownia idealnie się w tym teatrum mieści. Jest to rzecz przykra, ale osobiście nie traktuję ani jego wypowiedzi, ani w ogóle jego postaci jako polityka w rozumieniu służby publicznej, dobra, wspólnoty, państwa i Polski. Traktuję to jak ustawkę, jak osobę z branży rozrywkowej, która została wyprodukowana do odegrania roli. To jest smutna konstatacja.

Pana wypowiedź przypomina mi słowa pana redaktora Gadowskiego, z którym miałem przyjemność i okazję przeprowadzić wywiad ostatnio, że Hołownia jest dobrze opakowanym produktem PR-owym, ale jednocześnie jest takim pustym w środku naczyniem, do którego cokolwiek jego mocodawcy i sponsorzy naleją, to on to powie i będzie działał zgodnie ze scenariuszem, który mu oni napiszą.

Tak, ale ja mimo wszystko bardziej w tym wszystkim wiedzę element odebrania powagi polityce. Myśmy to zjawisko obserwowali za Platformy i było ono realizowane w sposób perfekcyjny. Donald Tusk był takim politykiem, który mówił „nie róbmy polityki, budujmy stadiony”. Jednocześnie obok mieliśmy krzywdę ludzi, niewyjaśnioną aferę Amber Gold, mafie paliwowe i vatowskie, oddanie śledztwa smoleńskiego Rosjanom, absurdalne kontrakty zawierane na zakup gazu itd. Obserwując dzisiejszą formację władzy przytłoczoną Covidem to widzę, że wchodzi powoli w te same buty.

Ja tak dostrzegam, że w zasadzie cała opozycja mniej lub bardziej opowiada się po stronie cywilizacji śmierci. Oni są i za eutanazją i za aborcją. Zszokowały mnie ostatnio wypowiedzi pani Żukowskiej, która aborcję farmakologiczną porównała do odrobaczania oraz pani Senyszyn, która stwierdziła, że jest za eutanazją dzieci już urodzonych podając jakieś przykłady, które mogłyby klasyfikować możliwość takiego uśmiercania żywych ludzkich istot. Najłagodniejszą wypowiedź w tym towarzystwie miała chyba pani Środa, która stwierdziła, że ona nie namawia do rzucania bomb, ale nie będzie zdziwiona, jeśli do tego by doszło, chcąc nie chcąc wpisując się trochę w nurt wałęsowski.

Pan też pisał na Twitterze łącząc rocznicę holokaustu z zabójstwem naszego rodaka w Wielkiej Brytanii. Ja osobiście uważam to za bardzo cenne. Porównanie było bardzo mocne, ale też i trafione w punkt.

Cytując, Pana wpis brzmiał:

- Ambasada #WielkaBrytania zaprasza jutro 27.01 na Dzień pamięci o Holokauście. Dzisiejsza zbrodnia szpitalna w Plymouth to inauguracja. W Auschwitz, właśnie w ten sposób, mordowano więźniów w bunkrach głodowych

Tak, ambasada Wielkiej Brytanii zapraszała na dni Holokaustu dokładnie tego dnia, kiedy podjęto decyzję o odłączeniu Polaka od wody i pożywienia.

Kiedy się przyglądam takim działaniom opozycji to nie potrafię zrozumieć tego typu działań, bo oni stają po stronie cywilizacji śmierci, a więc promują zabijanie niewinnych bezbronnych dzieci, ale także już w sumie też często bezbronnych osób starszych. Co więcej, ich politycy brną w wypowiedziach, które stają się coraz bardziej skandaliczne ale i niepokojące czasem. Jaka może przyczyna takiego stanu rzeczy?

Wiem Pan, myślę, że być może sprawa może być bardzo prozaiczna. To jest odmowa wiedzy, niezdolność logicznego myślenia, niezdolność kojarzenia faktów, wyciągania wniosków i jakiejś próby rozpoznawania materialnej prawdy. Z tym mamy dzisiaj chyba dość poważny kłopot. Kiedyś to się nazywało „głupotą”. Nie użyję tego słowa w tym kontekście, natomiast, niezdolność wyciągania prawidłowych wniosków z podanych faktów, z dostępnych obserwowanych zdarzeń, stanowi dość poważny problem.

W książce Wesley'a Smith'a „Kultura śmierci” znalazłem wstrząsający opis, co się dzieje z człowiekiem, u którego następuje odwodnienie wskutek odłączenia od sztucznego odżywiania. To jest po prostu męczarnia, szczególnie brutalna tortura. Zamieściłem dwa krótkie opisy z tej książki, co się dzieje, kiedy człowiekowi nie podaje się wody i jak to działa na narządy, mózg i jaki towarzyszy temu ból. Dwa opisy fachowców dr. Williama Burke i dr. Jeffreya Bernsa. To jest coś strasznego. Dlatego z pełną odpowiedzialnością twierdzę, że porównanie do tego, co działo się w bunkrach głodowych w Auschwitz jest adekwatne.

Uprzejmie dziękuję za rozmowę