Eryk Łażewski, Fronda.pl: Należał Pan jakiś czas do partii, czy koalicji „Konfederacja”. Ale w końcu Pan ją opuścił. I pierwsze proste pytanie: dlaczego tak się stało? Dlaczego opuścił Pan Konfederację?

Marek Jakubiak, niezrzeszony poseł VIII kadencji: Może tak: ja do Konfederacji przystąpiłem na czas wyborów do Europarlamentu. I była umowa, że idę im po prostu pomóc. To, co miałem zrobić, zrobiłem bardzo sumiennie. Część kampanii - szczególnie tej medialnej, bo wtedy Konfederacja nie była w mediach – ja prowadziłem. W tak zwanym „międzyczasie” zostałem przewodniczącym malutkiego koła, przyjąłem [do niego] jednego posła, zdobyłem pomieszczenia. Jednym zdaniem: utworzyłem to koło od podstaw. Niestety, po eurowyborach zaczęliśmy rozmawiać o szczegółach. Nie chcąc tutaj już mówić o szczegółach, powiem tylko tyle, że powstała za moimi plecami partia o nazwie „Konfederacja”, i nawet nie chciano mi powiedzieć, kto jest w zarządzie, kto jest członkiem tej partii. Wręcz, na jednym z ostatnich spotkań dowiedziałem się, że dowiem się, ale po wyborach do parlamentu polskiego. A więc poczułem się jak nie u siebie. W związku z tym dłużej przebywać tam już nie mogłem.

Mówił Pan o pewnych szczegółach. Tymczasem - jak mówi znane przysłowie - „diabeł tkwi w szczegółach”. Może więc pan coś zdradzi z tych szczegółów.

Trzeba w tym momencie powiedzieć, że Konfederacja jest moim pomysłem. Miała się nazywać „Federacja”. Nazwała się „Konfederacja”, żeby nie było, że to jest jedynie mój pomysł. Wyraziłem na to zgodę. Tylko tyle, że owa Konfederacja miała być organizacją, która wprowadzi do parlamentu polskiego wiele małych ugrupowań. A więc z natury rzeczy, od samego początku byłem zwolennikiem teorii, że każda organizacja, która przychodzi do Konfederacji, otrzymuje jeden głos w zarządzie, czyli [jest] pełen pluralizm: kolektywnie podejmujemy decyzje, i [razem] idziemy na wybory. Niestety, tak się nie stało.

Partia „Wolność”, objęła większościowy - w zasadzie - pakiet w sterze partii, wraz z Ruchem Narodowym, pozostawiając swoim koalicjantom zdecydowanie zbyt małe udziały. Ale na to też żeśmy się zgodzili. choć w ostatniej chwili, prawdę powiedziawszy. Ale i kolegom też się pozmieniało, bo jeszcze nam [udziały] zmniejszyli. Tam chodziło o to, żeby nas - Liroya, Jakubiaka, Kaję Godek - po prostu usunąć z Konfederacji, gdyż już z badań wynikało, że w Europarlamencie Konfederacja może osiągnąć satysfakcjonujący wynik bez naszej obecności. W związku z tym, my nie byliśmy już potrzebni. I widać to było wyraźnie, z dnia na dzień. Ja dostawałem różnego rodzaju mmsy, które przysyłali mi oburzeni narodowcy, w których Zarząd Ruchu Narodowego nakazuje atakowanie w Internecie mnie osobiście i powiem, że nie spodobało mi się to! I nie podoba do dnia dzisiejszego.

Wspomniał Pan o Kai Godek. Ona też opuściła Konfederację. Jako powód tego kroku podała małe zainteresowanie liderów Konfederacji ochroną życia poczętego. Czy również Pan zaobserwował ów brak zainteresowania tą ważną sprawą?

Wie pan, to się działo już wtedy, kiedy mnie nie było. Dlatego, że ja nie chciałem w jakiejś tam hucpie brać udziału. Ponieważ z natury nie jestem pazerny, wiedziałem, że jeżeli od początku nie poukładamy relacji w Konfederacji, to wybuchnie to wcześniej, czy później. Więc szczerze powiedziawszy, ze stoickim spokojem, bo nie jestem typem awanturnika: ani razu tam nie podniosłem głosu na nikogo, tłumaczyłem od rana do wieczora, że aby nie było nieporozumień, musimy poukładać to wszystko. I wie pan, wtedy, kiedy podejmowałem decyzję o odejściu, miałem obiecaną jedynkę w Warszawie, i tak dalej, i tak dalej. Gdybym się kierował tylko partykularnym interesem prywatnym, to powinienem tę jedynkę wziąć i robić wszystko, żeby Konfederacja weszła do Sejmu, bo wtedy mam murowane miejsce w parlamencie. Ale nie o to mi chodziło. Chodziło o to, żeby wiele małych ugrupowań różnej maści weszło do parlamentu polskiego. Ale niestety i Partia Kierowców, i Federacja, i

„Skuteczni” Liroya, i Stowarzyszenie Kai Godek: poczuliśmy się wszyscy po prostu manipulowani. W owym czasie Konfederacja manipulowała, chcąc osiągnąć jak największy wpływ po wyborach.

A na czym polegały te manipulacje?

Tak jak mówię: na obejmowaniu - na przykład - większościowego pakietu udziałowego. Albo - tak, jak było w moim przypadku – na organizowaniu spotkania, które zaczęło się godzinę wcześniej, niż umówiono się ze mną, po to, żeby [w tym czasie] ponamawiać się trochę na Marka Jakubiaka, jak go ubezwłasnowolnić.

Konfederacja jednak dostała się do Sejmu. Czy to dobrze?

Ja uważam, że dobrze. Obserwuję rozwój panów Winnickiego i Bosaka, i choć ich nie popieram, to muszę powiedzieć, że będą „rosnąć”, dlatego, że to są ludzie oczytani, którzy na każde zdanie mają odpowiedź. I prawdę powiedziawszy, przyjęli w tej chwili taktykę „uśmiechu na wizji”, co może się bardzo podobać widzom. W związku z tym, ja wróżę Konfederacji wzrosty. Jakkolwiek nie będą to wzrosty stałe. To będzie po prostu „gwiazda sezonu”, tak myślę.

A czy w Konfederacji za dużej roli nie odgrywa Janusz Korwin-Mikke, co może po prostu jej szkodzić?

Wie Pan: ja Janusza Korwina-Mikke znam ponad trzydzieści lat. I szczerze powiem: Janusza Korwina- Mikke wszyscy w Polsce znają. On oczywiście ma bardzo kontrowersyjne wypowiedzi, które czasami bolą jakieś grupy społeczne. Natomiast Janusz Korwin-Mikke – jak się człowiek z nim dogada – jest słowny. Tak jest! I szczerze mówiąc, gdybym ja się z nim dogadywał na okoliczność wspólnych wyborów, myślę, że nie byłoby problemu.

Czyli można powiedzieć, że Pana źle traktowali głównie narodowcy?

Mam na to szereg dowodów. Natomiast ja im życzę dobrze. Choć ich postępowanie jest karygodne, bo swoich się nie „gryzie”, tylko przekonuje. I z całą pewnością, naganne jest donoszenie do Państwowej Komisji Wyborczych na „Skutecznych”, na Bezpartyjnych Samorządowców. Także kierowanie przeciw mnie sprawy do Sądu, choć przecież nic zdrożnego nie powiedziałem. Powiedziałem oczywistą prawdę. A więc to są takie maniery, które wcześniej, czy później kończą się jednakowo. Dlatego mówię: panowie nieładnie się bawią. Choć życzę im jak najlepiej.

Powiedział Pan, że ich maniery kończą się jednakowo. Czyli jak?

Kończą się, że tak powiem, krótkodystansowym „marszem ku władzy”. Poza tym ja nazywam takie programy - pisane przez młodych ludzi: takich dwudziestoletnich, trzydziestoletnich, którzy wpadają na pomysł, że paliwo będzie kosztowało trzy złote, zakładam, że brutto – „chłopięcą polityką”. Dlatego, że ona nie ma nic wspólnego ani z racjonalizmem, ani z doświadczeniem życiowym. Pojęcie „trzech złotych w stacji benzynowej” oznacza, że za nie dalej, jak pół roku, mamy kartki za paliwo. A więc prawdę powiedziawszy: trochę więcej wyobraźni. I te chłopięce zasady, które pan Mentzen - w formie „Piątki Mentzena” - ogłaszał, są bardzo krótkodystansowe, choć czasami wyborcy dają się na to łapać.

A czy ktoś z posłów Konfederacji może przejść do PiS-u po to właśnie, aby uprawiać poważniejszą politykę?

Ja myślę, że Ruch Narodowy jako taki jest gotowy do współpracy z PiS-em. Nie można tego chyba powiedzieć o Korwinie-Mikke, dlatego, że wolnościowy nie pozostawią prezesa samego. Ale jeżeli chodzi o narodowców, to myślę, że plan jest taki, żeby do samego końca wykorzystywać nazwę „Konfederacja”, dopóki można. Jeżeli z PiS-em się dogadają, i będzie pięć „szabel” PiS-owi potrzebne, to Ruch Narodowy się zdecyduje na coś podobnego. Wie pan: jest im po drodze. Bo szczerze powiedziawszy: PiS musi wziąć pod uwagę to, że czasy się zmieniają. Według mnie PiS w tych wyborach – pomimo zainwestowania w elektorat dziesiątków miliardów złotych – nie zwyciężył spektakularnie. Prawo i Sprawiedliwość jako partia przegrało. Dlatego, że wzmocniło pana Ziobrę i pana Gowina. Natomiast samo Prawo i Sprawiedliwość ma mniej „szabel”. Poza tym, sześćdziesięciu doświadczonych posłów, wyborcy zamienili na młodych Prawa Sprawiedliwości. Różnie może jeszcze być. I szczerze mówiąc: Konfederacja niesie za sobą powiew młodości, i to jest bardzo medialne. W związku z tym: naprawdę różnie może być jeszcze w Sejmie!

A teraz zastanówmy się nad inną sytuacją: na Węgrzech partia Jobbik – węgierski odpowiednik Konfederacji – przyłączyła się do tamtejszej lewicowo-liberalnej opozycji wobec centroprawicowego Fideszu – odpowiednika PiS-u. Czy w Polsce może zajść coś podobnego: Konfederacja będzie działać wspólnie z resztą opozycji przeciwko PiS-owi?

Wielokrotnie, tak Janusz Korwin-Mikke, jak i Robert Winnicki – liderzy głównych ugrupowań, budujących Konfederację - mówili, że oni poszli po to do Sejmu, żeby realizować postulaty. Ja sobie dzisiaj po prostu nie wyobrażam, żeby Lewica, która chce liberalizacji aborcyjnej, poparła ustawę pro-life. Natomiast, „nigdy nie mów nigdy”.Nie! No nie! Niemożliwe! Chociaż… Platforma Obywatelska kreuje się na chadecję. Jeżeli tu miałaby powstać jakaś większość bez Lewicy - choć przecież nie powstanie - no to PSL jest pewnie gotowe. No i po tym, jaką woltę „odwalił” Kukiz, to już mnie nic nie zdziwi.

Dlatego pytam, gdyż pamiętam, że Pan wspominał o możliwości współpracy Konfederacji z Platformą.

Powiem, że to zabrzmiało trochę inaczej. Tam było tak, że redaktor Ziemiec pytał się mnie: w opozycji są Platforma, PSL, SLD. Czy oni będą przeciwko? Ja mówię: Niech Pan nie zapomina o Konfederacji. Bo Konfederacja jednak, ugrupowaniem politycznym jest. A on to: „Jak to? To gdzie idee?” Ja [wtedy] powiedziałem: Dla interesu – tylko nie dodałem „politycznego”, a oto mi chodziło - można zrobić wszystko. Bo w polityce „nigdy nie mów nigdy”. I to samo mówił Winnicki. I to samo mówi pan Korwin-Mikke: że mają postulaty do zrealizowania. Jeżeli te postulaty będą realizowane, to dlaczego nie?

Rozumiem, że tu by chodziło o jakieś postulaty ekonomiczne, polityczne, a nie moralne.

Być może. Nie chciałbym tu za nich mówić, bo to są pytania do nich kierowane. Natomiast myślę, że racjonalizm nie pozwoli im na takie działanie. Myślę, że Robert Winnicki wie, że zgładziłby Ruch Narodowy i całą Konfederację, jeżeli zawarłby sojusz z Czarzastym, z SLD i Zandbergiem. Wie Pan, po prostu sam bym się poczuł, jakbym w twarz dostał. To po prostu wydaje się niemożliwe. Ale tak jak mówię: polityka to polityka i „nigdy nie mów nigdy”.