Sprawa jest jeszcze bardziej obrzydliwa niż akcja pod hasłem "Duda ułaskawił pedofila". Dzisiaj, w kontekście raportu o byłym kardynale McCarricku, szczujnia z uporem maniaka lansuje przekaz jak to „Jan Paweł II wiedział o pedofilu”, „chronił pedofila”, a nawet „awansował pedofila”. Tymczasem z opublikowanego raportu wynika, że o ile amerykański duchowny był od lat obiektem zarzutów obyczajowych, o tyle pierwszy poważny zarzut wobec McCarricka dotyczący przestępstwa seksualnego wobec osoby nieletniej pojawił się w 2017, a więc 12 lat po śmierci polskiego papieża. Jednak wielu polskojęzycznym mediom i niektórym politykom nie przeszkadza to w wydawaniu pośmiertnego wyroku na Jana Pawła II.

 

Jan Paweł II wiedział o biskupie pedofilu i go awansował. Szokujący raport” - nadaje Radio Zet.

„Wybuchowy watykański raport dotyczący McCarricka obwinia głównie Jana Pawła II. Mit nieskazitelnego papieża i jego dobrodusznego sekretarza rozleciał się jak domek z kart.” - wyrokują Stanisław Obirek (były jezuita) i Artur Nowak w Newsweeku.

Ten sam Obirek na Onecie: “Nie ma już możliwości, by nadal podważać tezę o uczestnictwie papieża Jana Pawła II w procederze tuszowania pedofilii w Kościele.”

Gazeta.pl cytuje nawet cały zbiór komentarzy: “Jan Paweł II wiedział", “To będzie szok dla wielu Polaków", "Watykan przyznaje, że papież Jan Paweł II jest odpowiedzialny za awansowanie oskarżonego o pedofilię kapłana z Ameryki".

Popisać musiał się też Adrian Zandberg:

"Karol Wojtyła uczynił pedofila kardynałem. Zrobił to, choć wiedział o zarzutach. Mianował pedofila kardynałem, ignorując informacje od amerykańskich katolików. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby po tym raporcie polskie dzieci nadal chodziły do szkół i przedszkoli imienia JP2."

"Raport w sprawie McCarricka. A jednak Jan Paweł II wiedział." - to z kolei tytuł artykułu Adama Szostkiewicza w postkomunistycznej "Polityce". Autor przekonuje: "Obraz wyłaniający się z raportu nie wzmocni reputacji św. Jana Pawła II ani Kościoła. Dowodzi, jak działała, a raczej nie działała kościelna machina w sprawie kryzysu pedofilskiego."

Dziennikarz "Polski Times" Witold Głowacki, twittuje: "W Polsce to koniec pewnej epoki. Watykan właśnie opublikował raport, z którego wynika, że Jan Paweł II miał pełną świadomość zarzutów pedofilii wobec biskupa McCarricka, czyniąc go kardynałem".

Tyle szczujnia. A jak przedstawiają się fakty?

Według prostackich pseudoargumentów, które dochodzą do głosu w powyższych enuncjacjach, argumentem koronnym, wręcz przekreślającym moralnie polskiego papieża, ma być dokonana przez niego nominacja McCarricka na arcybiskupa Waszyngtonu w roku 2000 oraz wyniesienie do godności kardynalskiej rok później. Warto przyjrzeć się okolicznościom tej decyzji, podjętej zresztą przez mocno już schorowanego i starego Jana Pawła II.

Jest faktem, że w roku poprzednim inny duchowny, kardynał O’Connor z Nowego Jorku, sprzeciwił się spodziewanej nominacji, powołując się na kilka relacji, z których najpoważniejszą była relacja księdza, jaki twierdził, że był obiektem seksualnych zainteresowań ze strony McCarricka, a także miał być świadkiem  homoseksualnej relacji między McCarrickiem a innym księdzem. Poza tym O'Connor powoływał się na anonimowe listy oraz pojawiające się od kilku lat głosy na temat zachowań, które McCarrick miał przejawiać w stosunku do kleryków i księży, a które mogły wydać się dziwaczne i niestosowne. Otóż, jeżdżąc z nimi nad ocean czy na ryby, miał on sypiać ze swoimi towarzyszami w jednym łóżku.

Informujący o tych podejrzeniach kardynał O’Connor zaznaczał równocześnie, że nie dysponuje ani dowodami, ani nie posiada zeznań złożonych pod przysięgą. Wiosną 2000 nuncjatura w USA prowadziła postępowanie, które miało sprawę wyjaśnić. Okazało się, że ksiądz oskarżający McCarricka sam był oskarżony o wykorzystanie seksualne dwóch nieletnich i nie uznano go za wiarygodnego świadka. Czego dowiedziono? Tego, że McCarrick spał w jednym łóżku z innymi mężczyznami, co nie oznaczało relacji seksualnych. Nawet jednak wówczas Jan Paweł II, choć nie miał dowodów przeciw McCarrickowi, przystał na wycofanie jego nazwiska z grona kandydatów na arcybiskupa Waszyngtonu.

Co zrobił McCarrick, gdy uświadomił sobie, co się stało, i że jego kariera została zablokowana? W sierpniu 2000 wysłał przemyślny, pełen fałszywej pokory i utrzymany w osobistym tonie list do biskupa Stanisława Dziwisza, będącego wówczas sekretarzem Jana Pawła II, w którym napisał, że wie o fałszywych oskarżeniach wobec siebie a równocześnie zaprzeczył, by miał jakiekolwiek relacje seksualne z kimkolwiek. Napisał też, że nie chce zasmucać jana Pawła II, też od niego przyjmie z pokorą jakiekolwiek stanowisko. Twierdził też, że list polecił mu napisać spowiednik. Przyglądając się życiu McCarricka natrafiamy zresztą na dość ciekawą informację. Potrafił on pisać dziennie dziesiątki listów, każdy w innym stylu. Listy te były obliczone często właśnie na osiagnięcie sukcesu, w taki sposób pozyskiwał on np. pieniądze od darczyńców, wykazując tym samym świetne umiejętności psychologiczne.

Sędziwy, schorowany papież, który przeczytał list, uznał że Mc Carrick mówi prawdę, dopuścił go do grona kandydatów na stolicę biskupią w Waszyngtonie, jego też ostatecznie na to stanowisko wybrał. Był rok 2000. Jan Paweł II zmarł w roku 2005. Zarzuty obyczajowe dotyczące kontaktów z osobami dorosłymi stawiano McCarrickowi za czasów pontyfkatu Benedykta XIV. Przyczyniły się one do rezygnacji z godności kardynalskiej. Zarzuty, które dotyczyłyby kontaktów seksualnych z nieletnimi, pojawiły się wobec Mc Carricka dopiero w 2017. Wystąpił z nimi człowiek, który miał być przez Mc Carricka molestowany w latach 90-tych jako 16-17 latek. Wowczas uruchomiono procedury dotyczące duchownych dopuszczających się wykorzystania seksualnego dzieci, młodzieży i osób bezbronnych.

Jak wynika z raportu i jak przeczytamy w skrótowym kalendarium przedstawionym przez Andrea Tornielli'ego – dyrektora programowego mediów watykańskich, "do momentu nominacji do Waszyngtonu nie było żadnej ofiary – dorosłej lub nieletniej – która nawiązałaby kontakt ze Stolicą Apostolską lub z nuncjuszem w Stanach Zjednoczonych, aby zgłosić jakiekolwiek oskarżenie dotyczące niewłaściwego zachowania przypisywanego arcybiskupowi. I nic niewłaściwego w postawie McCarricka nie było sygnalizowane podczas jego posługi biskupiej w Waszyngtonie."

Warto dodać, że wg raportu „nie wykazano, żeby fundusze pozyskiwane przez kard. McCarricka kiedykolwiek znacząco wpływały na decyzje Stolicy Świętej wobec niego”.

George Weigel, pisarz, teologi i biograf Jana Pawła II stwierdza:

"Theodore McCarrick był nie tylko seksualnym drapieżcą. Był także znakomitym patologicznym kłamcą. A patologiczni kłamcy umieją zwodzić innych. McCarrickowi udawało się to przez dziesięciolecia choćby w kontakcie z mediami. Okłamywał swoich braci księży i biskupów. Zwodził bogatych katolików, którzy sfinansowali większość jego zagranicznych podróży. Oszukał wiele osób związanych z katolicką lewicą, która przez lata widziała w nim bohatera (i korzystała z pozyskiwanych przez niego pokaźnych funduszy)."

McCarrick dał się poznać jako niezykle inteligentny, ponadprzeciętnie uzdolniony, pracowity, znający kilka języków, łatwo nawiązujący kontakty z ludźmi, wzbudzający zaufanie i łatwo nawiązujący relacje osobiste, poruszający się swobodnie po świecie polityki i dyplomacji, jak również sprawnie umiejący pozyskiwać fundusze. Pozytywne wrażenie wywarł na Karolu Wojtyle już w 1976, kiedy ówczesny kardynał podróżował do Stanów Zjednoczonych.

Warto przy tym wspomnieć, że dziennikarskie śledztwa w sprawie McCarricka prowadziły trzy gazety: „Boston Globe”, „Washington Post” i „Washington Times”. W żadnym z tych śledztw niczego mu nie udowodniono.

Tomasz Poller