Dwa dni temu w „Fakcie” ukazał się artykuł, w którym mieszkańcy rodzinnej wsi Lecha Wałęsy opowiadali dziennikarzom o tym, że kiedy były prezydent pierwszy raz odwiedził Popowo po ujawnieniu sprawy „Bolka”, został obrzucony pomidorami. Sam Lech Wałęsa zarzeka się jednak, że do niczego podobnego nigdy nie doszło.
Lech Wałęsa ma do swojej rodzinnej miejscowości Popowo (woj. kujawsko-pomorskie) przyjeżdżać jedynie raz w roku, 1. listopada. A to za sprawą niechęci, jaką darzą go ziomkowie. Jedna z mieszkanek Popowa opowiedziała tabloidowi o tym, jak mieszkańcy obrzucili Lecha Wałęsę pomidorami:
- „Po tym, jak wyszła sprawa z Bolkiem, gdy przyjechał do Popowa, ludzie obrzucili go pomidorami. W wyborach prezydenckich miał najniższą frekwencję w swojej rodzinnej wsi” – mówi dziennikarzom pani Teresa.
Do artykułu w mediach społecznościowych odniósł się sam Lech Wałęsa. Były prezydent przekonuje, że podobna sytuacja nigdy nie miała miejsca:
- „Co z tym zrobić, podpowiedzcie. Przysięgam na wszystkie świętości, nigdy nic podobnego nie miało miejsca. Nigdy nikt w Popowie nie rzucił we mnie niczym w tym pomidorem. Całkowicie wymyślone następne ohydne kłamstwa” – zapewnia.
Wnioskując jednak po komentarzach w mediach społecznościowych po opublikowaniu artykułu „Faktu”, to jednak wersja pani Teresy zdaje się być bardziej wiarygodne. Okazuje się, że chętnych do rzucania pomidorami w Lecha Wałęsę w Polsce nie brakuje.
kak/„Fakt”, Facebook