- Niemcy mają dość duże interesy wydawnicze w Polsce. Być może będą np. otwierać jakąś stację na multipleksie, albo przeprowadzać jakąś koncentrację, co wymaga zgodu Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Wtedy Tomasz Lis może stanowić problem - prognozuje Łukasz Warzecha.

Media Tomasza Lisa ostro atakują prezydenta. Kierowany przez Lisa "Newsweek" oskarżył go np. o nadużycia podczas podróży finansowanych z kancelarii sejmu. Jak się później okazało, wiele informacji z tekstu nie potwierdziło się. Socjolog prof. Zdzisław Krasnodębski stwierdził w wywiadzie dla Wpolityce.pl, że z powodu przyjęcia takiej linii Lis może zostać zwolniony przez niemieckich wydawców. Dla Fronda.pl sprawę komentuje Łukasz Warzecha.


Znam wydawnictwo Ringer Axel Springer, bo przez 10 lat pracowałem w wydawanym przez nie "Fakcie". Centrala z pewnością ma jakąś kontrolę nad linią. Prof. Krasnodębski mówi jedną istotną rzecz i absolutnie ma rację. Pada mianowicie pytanie o to - a to często pojawiająca się na prawicy teza - czy ataki na prawicę i Andrzeja Dudę są inspirowane przez niemieckiego wydawcę. Moim zdaniem absolutnie nie są. To są bajki, a ludzie, którzy takie rzeczy opowiadają nie mają pojęcia, jak to działa. Wydawca tego nie inspiruje. Wydawca zatrudnił Tomasza Lisa z jednego zasadniczego powodu - bo to była tzw. znana gęba i Springer liczył na to, że ta znana gęba wyciągnie dołujący trochę tygodnik. Lis zaczął realizować w "Newseeku" w zasadzie prywatny interes, bo jego status życiowy jest bezpośrednio powiazany z tym, kto sprawuje władzę w Polsce. To nie jest żadna tajemnica, ani teoria spiskowa, tylko coś, co wprost wynika z zależności między polityką a mediami publicznymi, gdzie Lis zarabia ogromne pieniądze. Dopóki tygodnik przynosił dochody, a sytuacja była ustabilizowana, Niemcom nie przeszkadzało zachowanie Lisa. A dochody były i w moim przekonaniu tygodnik nadał by się sprzedawał, bo jest grupa czytelników w dużych miastach, którzy chłoną głoszone tam idee (może "Newsweek" musi się dzielić tą grupą z "Polityką", to poetyka bardziej inteligencka, a "Newsweek" raczej lewacko-plebejski). Dopóki układ trwał, Niemcom nie robiło problemu to, jak się Lis zachowywał. Natomiast, tu prof. Krasnodębski ma rację, Niemcy są bardzo pragmatyczni i mogą mieć problem ze skrajnością Tomasza Lisa, jeżeli dojdzie do całkowitej zmiany układu rządzącego w Polsce. Gdyby to był ktoś mniej otwarcie zaangażowany, to sądzę, że nie byłoby problemu zmiany naczelnego. Natomiast Lis wielokrotnie pokazał się jako człowiek bezpośrednio zaangażowany w układ, który istniał, a to już może być problemem. Niemcy mają dość duże interesy wydawnicze w Polsce. Być może będą np. otwierać jakąś stację na multipleksie, albo przeprowadzać jakąś koncentrację, co wymaga zgodu Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Wtedy Lis może rzeczywiście stanowić problem. Nasuwa się tu analogia z Tomaszem Karolakiem, a właśnie trwa dyskusja na temat tego, że jego teatr IMKA stracił sponsorów i musi odwołać swoje plany repertuarowe. Jedni żałują, inni sie cieszą, ja mówię: Tomasz Karolak dokonał określonego wyboru. Podobnie jak Tomasz Lis wyszedł ze swojej roli. Mógł dyskretnie popierać Bronisława Komorowskiego czy PO, tak jak to robi duża część środowiska aktorskiego w Polsce. Jednak Karolak bardzo otwarcie się zadeklarował, zresztą razem z Tomaszem Lisem wziął udział w absurdalnej prowokacji, jaką była sprawa rzekomego wpisu blogowego Kingi Dudy. Teraz ponosi konsekwencje swoich decyzji, bo instytucjonalni sponsorzy, czyli spółkii skarbu państwa, ale i prywatne firmy niekoniecznie chcą być kojarzone z facetem, który poparł przegranego. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy układ może się za chwilę jeszcze bardziej zmienić. Jak to ujął Molier, tu l'as voulu, George Dandin. Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Karolak poszedł na skróty, bo dzięki jasnemu stanowisku zbierał przychylne opinie i mógł zbierać pochwały i prowadzić swój teatr, bo wiedział, że to tak działa. Tomasz Lis budował swoją pozycję dzięki temu, że bardzo otwarcie deklarował się po jednej ze stron. Jednak obaj panowi muszą rozumieć, żeby kiedy człowiek tak się zachowuje, to po zmianie władzy jest pierwszy do odstrzału.
not. KJ