Wojny na Bliskim Wschodzie, Ukrainie, ale i w Afryce – te konflikty zdaniem Dawida Wildsteina mogą mieć wpływ na naszą sytuację w 2016 r.

 

„Riwiera Turecka. Hotele, piękne plaże, miła obsługa, dość tanio, genialne imprezy, jak tu nie kochać Turcji? A kilkaset kilometrów dalej - w tym samym państwie - czołgi reżimu Erdogana otaczają i ostrzeliwują kurdyjskie miasta. Szwadrony śmierci porywają i mordują cywilów. By szerzyć terror, policja turecka przywiązuje za szyję do samochodu ciało młodego Kurda i ciągnie je po ulicach miasta. Snajperzy zabijają kobiety i dzieci” - opisuje sytuację w Turcji felietonista. Pacyfikacja Kurdystanu to jego zdaniem „jedna z najbardziej przemilczanych wojen 2015 roku”. „Wiele wskazuje na to, że Erdogan gotowy jest tam rozpętać jeszcze większy koszmar, co skończy się kolejną, gigantyczną falą uchodźców, która trafi do nas, do UE – prognozuje Wildstein”. Autor przypomina, że choć sprawę imigracji do Europy omawiano przez kilka miesięcy, to jednak nikt nie podjął tu konkretnych wniosków.

Inna wojna, jaka może nam zagrażać toczy się bliżej polskich granic. Chodzi o Ukrainę.

„Możliwe, że na Ukrainie zaczną wzrastać nastroje radykalne. Putin zapewne będzie prowokować antypolskie wystąpienia. Może się u nas znaleźć wielka fala uchodźców ukraińskich. Każda destabilizacja Ukrainy rykoszetem trafi też w nas. Tak może być w 2016 roku – podkreśla publicysta. - Tak się złożyło, że 2015 rok żegnałem na froncie w Doniecku. W zamarzniętych okopach, wśród oblodzonych wraków czołgów, gruzów domów. Widzę złość i desperację chłopaków w związku z tą, trwającą już kolejny rok, bezsensowną wojną. Sytuacja - wiele na to wskazuje - dąży do przesilenia i nastąpi ono właśnie w 2016. A jego konsekwencje będą także naszym”.

Dawid Wildstein wspomina też o wojnie w Republice Środkowej Afryki, gdzie walczy koalicja zwana Seleka.

„Przyjęło się mówić, że tzw. selekowcy to muzułmanie, którzy podnieśli broń przeciw chrześcijanom. Tymczasem, bojownicy ci w większości byli nomadami z Czadu bądź z Sudanu (oba te państwa graniczą z RŚA). Konflikt zaś osiągnął swoje apogeum w 2014 roku, w momencie, gdy ówczesny prezydent RŚA obiecał oddanie złóż ropy Chińczykom (najazd Seleki skutecznie to uniemożliwił). W odpowiedzi na terror najeźdźców powstały milicje nazywane Antybalaka (w dosł. tłum. "anty-maczety"), w znacznej części rekrutujące się z miejscowych rolników bądź pasterzy. Gdy jednak udało im się przegnać selekowców z zachodniej części kraju, rozpoczęła się ich postępująca degeneracja. Ci, którzy nie wrócili do swoich wcześniejszych zajęć, zaczęli rabować i mordować. Rozpoczęły się pogromy muzułmanów, niesłusznie konotowanych z Seleką i oskarżanych o współpracę z nimi (co jest dogodnym pretekstem do rozboju). W konsekwencji, dziś na zachodzie kraju to muzułmanie zajęli miejsce chrześcijan jako niewinne ofiary. I to bardzo często właśnie wyznawcom Mahometa pomagają misjonarze” - pisze autor. Jak dodaje, destabilizacja kraju sprawia, że całkiem realne staje się wejście do gry dżihadystów, na przykład z nigeryjskiego Boko Haram.

 

KJ / wp.pl