Fronda.pl: Rząd często mówi o koncepcji Międzymorza. Czy uważa Pan, że warto w taką koncepcję dziś inwestować?

Witold Jurasz, Ośrodek Analiz Strategicznych: Tak, warto się tym zająć, przy założeniu, że jest to inwestycja długoterminowa, a nie krótko, czy średnioterminowa. Postawienie akcentu na stosunki regionalne może przynieść efekty jedynie w długim okresie. Zacząć jednak trzeba od tego, by zbudować dobre, aktywne relacje w regionie. W tym w ostatnich latach nadmiernie dużo sukcesów nie mieliśmy. Jeżeli spojrzeć na Litwę, to mamy relacje po prostu złe. Jeżeli spojrzeć na Białoruś, trzeba odnotować starania obecnej ekipy. Aczkolwiek pewne obawy wzbudza u mnie, a byłem zawsze zwolennikiem dialogu z reżimem Aleksandra Łukaszenki, to, że jeszcze nie ma konkretów, a już się mówi o jakimś przełomie. Ważne żeby nie zapomnieć o tym, że dobra atmosfera jest tylko środkiem, a nie może być celem.

Wolę mówić o polityce regionalnej na tym etapie, a nie koncepcji Międzymorza. Mówienie o rzeczach tak odległych, tak dziś nierealnych i nazywanie ich od razu jakąś koncepcją jest trochę na wyrost. Polityka regionalna jest dobra nie jako alternatywa w stosunku do głównego, czyli unijnego, europejskiego kierunku, a jako taki wymiar, który ma nas wzmacniać w ramach głównego, europejskiego kierunku. U nas buduje się taką alternatywę: „albo, albo”. To fałszywa alternatywa. Dla Polski absolutnie kluczowy jest kierunek euroatlantycki i europejski, natomiast nasza siła w tym układzie może być, choć dziś nie jest, wzmacniana przez naszą pozycję w ramach regionu. Tyle, że warto jednak zacząć od jakichś konkretów, czyli od budowy tych aktywnych relacji, a to wymaga budowy bardzo organicznej pracy. Z jednej więc strony cieszę się, że ta praca jest podejmowana, a z drugiej martwię się, kiedy słyszę naprzemiennie Międzymorze, Trójmorze, albo ABC. Najpierw trzeba cokolwiek załatwić, a dopiero potem mówić o wielkich planach.

Pojęcia Międzymorza używają jednak także przeciwnicy obecnej ekipy rządzącej. Donald Tusk powiedział ostatnio, że Międzymorze jest wręcz groźne dla Polski i że tylko silna UE może nam dać gwarancje bezpieczeństwa. Jakby Pan się do tego odniósł?

W obecnej sytuacji w istocie to silna UE i NATO są gwarantami naszego bezpieczeństwa, natomiast politykę trzeba planować również na okoliczność, gdyby architektura bezpieczeństwa się zmieniła. Donald Tusk ma więc rację i zarazem – o ile to nie był skrót myślowy i o ile premier Tuska nie miał na myśli „tu i teraz” - nie ma racji. Rzeczywiście dzisiaj Polska nie ma alternatywy w stosunku do tych zakotwiczeń, które ma i tych elementów, które mają dawać nam bezpieczeństwo. Jeżeli traktować politykę regionalną jako alternatywę, to byłby oczywiście błąd. Identycznym jednak błędem było zarzucenie polityki regionalnej. Po prostu nie popadajmy w skrajności.

Czy polityka regionalna, czy jak chcą niektórzy Międzymorze, jest dla nas alternatywą, gdy od wschodu mamy zagrożenie rosyjskie?

My w ogóle nie mamy w gruncie rzeczy alternatywy w stosunku do tego układu, w którym naszą gwarancją bezpieczeństwo jest NATO, a w mniejszym stopniu UE. Oczywiście taka bezalternatywność w polityce zagranicznej jest zawsze słabością, tyle, że ta słabość nie wynika z tego, że my chcemy być słabi, tylko z takiego położenia geograficznego. Powtarzam raz jeszcze, zacznijmy robić konkrety, a one się mogą przydać. Może się przydadzą w takim wymiarze, że UE pokona swój kryzys, Donald Trump okaże się prezydentem bardziej konserwatywnym w podejściu do polityki zagranicznej, niż chwilami się wydaje, czyli bardziej tradycyjnie pro NATO-wskim. Wówczas ewentualne nasze wzmocnienie pozycji w regionie będzie wzmacniało nas w ramach tego układu. A jeżeli ten układ bezpieczeństwa, co nie daj Boże, kiedyś się rozleci, to tym bardziej warto mieć dobre relacje w regionie. Mówiąc krótko, dobre relacje w regionie nigdy nikomu nie zaszkodziły. Za dużo mówienia o wielkich planach zanim się cokolwiek osiągnęło, zaszkodziło natomiast wielu.

Dziękujemy za rozmowę.