W  latach  1989-1990  wytypowano  paru„zaufanych towarzyszy" z  KGB oraz spo­śród   młodych   liderów   Komsomołu,przeprowadzono  dla  nich  szybkie  szko­lenie   na  temat   dyscypliny   finansoweji  funkcjonowania  wolnego   rynku,   po  czympowierzono im części przedsiębiorstw,  insty­tucji   finansowych   -   niby   to   na  własność.Wszyscy  otrzymali  zaświadczenia  informują­ce,  że  działają  na  rzecz  partii,  że powierzono  im tę  okre­śloną gałąź  przemysłu,  bank czy  sumę  pieniędzy,  aby  za­rządzali  nimi  w  imieniu  i  na  rzecz  partii,  i  że  kiedy  tylkosię od  nich tego zażąda,  mają je partii zwrócić. W ten otosposób  pojawili  się  tzw.  oligarchowie. 

To był rozkaz!

Rozmowa z Władimirem Bukowskim

Pismo Poświęcone Fronda nr 23-24

Władimir Bukowski  (1942)  - czasach ZSRR jeden  z twórców opozycji demo­kratycznej,  spędził  12 lat w sowieckich więzieniach  ipsychuszkach,w  1976 ro­ku  w  ramach  układu  Pinochet-Breżniew  wymieniony  na  sekretarza  general­nego Chilijskiej Partii Komunistycznej Luisa Corvalana. Autor wielu książek,z których  w Polsce wydano:  „I powraca wiatr",  „Listy rosyjskiego podróżni­ka",  „Pacyfiści  kontra  pokój"   i  „Moskiewski  proces".

Wydarzenia  z  przełomu  lat  80-tych  i  90-tych,  kiedy  upadł  komunizm  w  Eu­ropie  Wschodniej  oraz  rozpadł  się  Związek  Sowiecki,  były  postrzegane  napoczątku jako wynik wielkiego  zrywu  antykomunistycznego.  Z  czasem  za­częły   pojawiać   się   informacje,   że  wydarzenia  te   odbywały   się   zgodniez  opracowanym  wcześniej  scenariuszem.  Czy  rzeczywiście  istniał  plan  de­montażu  systemu? 

Na  ile  możemy  to  teraz  ustalić,  istniał  pewien  plan.  Stworzono  go  w Mo­skwie,   nie  miał   on  charakteru  lokalnego.   Władze  lokalne   -   a  przynajmniejich  część  wybrana  przez  Moskwę  -   w  pełni  współpracowały  przy  jego  reali­zacji,   jednak   sam   plan   główny   został   stworzony   w  Moskwie.

   Najwyraźniej nastąpiło  to  w  1987  i   1988  roku.Znamy   teraz   nieco   faktów,   częściowo   dzięki   dokumentom,   częściowodzięki   śledztwom  dziennikarskim   i   rządowym.   Właściwie  jedynym  rządem,który  przeprowadził  pełne  śledztwo   w  sprawie  wydarzeń   z   1989   roku,   byłrząd   czeski   we   współpracy   z   prezydentem   Vaclavem   Havlem.   Wyniki   tegośledztwa   były   oszałamiające.   Ujawniono   bowiem,   że   wszystkie  wydarzenia1989  roku  prowadzące  do  upadku  rządu  Jakesza  były  częścią  planu  KGB,  re­alizowanego   w   Czechosłowacji   przez   służby   wywiadowcze.    Ówczesny   szeftych  służb,  gen.  Alojs  Lorenc,  potwierdził  to  w  swoich  zeznaniach. 

Widzia­łem  je  nagrane  na  taśmie. Otóż   najwyraźniej   wielkie   demonstracje   studentów   w   listopadzie    1989roku,  którede  factouruchomiły  ciąg  wydarzeń  prowadzących  do  upadku  ko­munizmu   w  Czechosłowacji,   były  wzniecone   i  zorganizowane  przez   służbybezpieczeństwa.  Student,  który  rzekomo  został  zabity  podczas  tych  zajść,  byłw  rzeczywistości  młodym  oficerem  KGB,  który  potem  okazał  się  całkiem  ży­wy. 

W  trakcie  śledztwa  zeznał,  że  chodziło  im  o  sprowokowanie  gniewu  spo­łeczeństwa.   W  czasie  okupacji  nazistowskiej  miały  miejsce  podobne  demon­stracje,   w  trakcie  których  również  zginął  student.  Chodziło  więc  o  ukazanieoczywistego  podobieństwa  między  tamtym  reżimem   a  rządem  Jakesza,   takaby  postawić  ten  rząd  w  sytuacji  skrajnie  trudnej,   bez  wyjścia.   Poza  tym  Ja-keszowi  nie  pozwolono  na  spacyfikowanie  tych  niepokojów  przy  użyciu  woj­ska  (zarówno  czeskiego,  jak  i  radzieckiego).  Jakesz  był  więc  skończony  i  mu­siał  złożyć  rezygnację.

Ale  oczywiście  plan  Moskwy  - jak  potwierdziło  to  śledztwo   i  sam  generałLorenc  -  nie  przewidywał  przejęcia  władzy  przez  Vaclava  Havla.   Z  pewnościąnie  tego  chcieli.  Nowym  przywódcą  miał  być  Zdenek  Młynarz,  jeden  z  przy­wódców  wystąpień  z  roku   1968,   z  czasów  Dubczeka.  Od  1968  roku  mieszkałon  w  Wiedniu. 

Tak  się  złożyło,  że  na  początku  lat  50-tych  studiował  na  Uni­wersytecie  Moskiewskim  i  dzielił  pokój  w  akademiku  z  Gorbaczowem.  Usta­lono,  że  w  roku   1988,  na  rok  przed  omawianymi  tu  wydarzeniami,  Młynarzzostał   wezwany  do   Moskwy,   gdzie   odbył   długą  rozmowę   z   Gorbaczowem.  

Gorbaczow   nakłaniał   go,   aby   przygotowywał   się   do   objęcia   przywództwaw  Czechosłowacji  -  nowej  Czechosłowacji,   w  ramach  „nowego  otwarcia".W   rzeczywistości   chcieli   jedynie   odegrać   powtórkę   „praskiej   wiosny".

Miało  to  doprowadzić,  wśród  entuzjazmu  społeczeństwa  i  przy  jego  aktyw­nym  udziale,  do  budowy  „socjalizmu  z  ludzką  twarzą".Wszystko  poszło  bardzo  dobrze,  zgodnie  ze  scenariuszem  -  aż  do  ostat­niej   chwili,   kiedy  wśród  wszystkich  tych  niepokojów,  tuż  po  upadku  rządu,w  Pradze  pojawił  się  nagle  Młynarz.  Miał  bardzo  wiele  wystąpień  telewizyj­nych,  wygłosił  przemówienie  na  Placu   Św.  Wacława. 

Ludzie  jednak  buczelii  gwizdali,  ponieważ  rzucał  tylko  stare  slogany  z  1968  roku.  Na  tym  etapienie  chcieli  już  Czechosłowacji,  nie  chcieli  „socjalizmu  z  ludzką  twarzą",  niechcieli  żadnego  socjalizmu  z  żadną  twarzą.  Wygwizdany  Młynarz  wycofał  sięz  gry.  Ponieważ  reakcja ludzi  była inna od tej,  której  oczekiwał,  po prostu  ob­rócił  się  na  pięcie  i  powrócił  do  Wiednia.I  nagle  ten  bardzo  staranny,  bardzo  precyzyjny  spisek  wszedł   w  impas.Sowieci   nie   mieli   na   miejscu   żadnego   swojego   kandydata.   Sprawy   bardzoszybko  wymknęły  się   spod  kontroli.   Havel   ze  swoimi  przyjaciółmi   byli  namiejscu  i  to  oni  zgarnęli  całą pulę.

Czy  nie  sądzi  Pan,  że  Moskwa  mogła  w  tym  czasie  przygotować  podobneintrygi  także  w  innych  krajach? 

Jestem  pewien,   że  je  przygotowali!   Moskwa  nigdy  nie  zrobiłaby  czegośtakiego  tylko  w  jednym  kraju.   Ów  zamysł   zmiany  statusu  Europy  Wschod­niej  mógł  zostać  zrealizowany jedynie  całościowo.  Nie  można było  tego  zro­bić  tylko  w  Bułgarii,  czy  tylko  na  Węgrzech,  ponieważ  doskonale  zdajemy  so­bie   sprawę,   jak  bardzo  wszystkie   te   kraje   były  ze  sobą  powiązane.   To  byłjeden  plan.  Jeżeli  zdecydowali  się  zrealizować  go  w  Czechosłowacji,  to  zna­czy,  że  z  pewnością  dotyczyło  to  także  innych  krajów.Jednak państwem  kluczowym  były  dla nich  Niemcy.  Kiedy  prześledzi  się  hi­storię XX  wieku,  to widać,  że  obraca  się ona wokół  Niemiec.  To  Lenin  pierwszypowiedział:  „Bez  niemieckiego  potencjału  przemysłowego  nigdy  nie  zbudujemyświatowego  socjalizmu"(śmiech).Ciągle  więc  próbowali  zająć  Niemcy:  w   1920roku  - wtedy powstrzymał  ich  Piłsudski,  w  1923  roku  - nie  udało  się.  Próbowa­li  tego  za  Stalina  -  na  tym  polegała  cała  idea jego  wojen.  Ciągle jednak  ponosili  porażki.  W  końcu  został  im  tylko  kawałek  Nie­miec,  który  nigdy  nie  był  uważany  za  państwowe   właściwym   znaczeniu   tego   słowa.   Stalinpróbował   oddać   go  Zachodowi   w   zamian   zaneutralizację całych  Niemiec  - nie udało  mu  sięto.    Beria   próbował    go   Zachodowi   sprzedać(śmiech)-  nie  udało  mu  się.  Podobne  pomysłymiał  Chruszczow,  ale  skończyło  się  na  tym,  żebył  zmuszony  zbudować  mur  berliński,  bo  na­gle  zorientował  się,  że  w  przeciwnym  wypadkucala  ludność  Niemiec  Wschodnich  ucieknie  na  Zachód.  Tak  więc  nigdy  nie  byłoto  państwo,  było  to  tylko  wiele  tysięcy  mil  drutu  kolczastego  -  i  nic  innego.W  Moskwie  wiedzieli,   że  aby  zmienić  status   Europy  Wschodniej,   musielinajpierw  rozwiązać  problem  zjednoczenia  Niemiec.   Włożyli  w  to  wiele  wysił­ku.  Byli  bardzo ostrożni.  Współpracowali  z  zachodnioniemieckimi  socjaldemo­kratami,   którzy  ówcześnie  -  zgodnie  ze  wszystkimi  dokumentami,   które  wi­działem  -  byli  w  znacznej  mierze  ich  agentami:  czasami  fizycznie  jako  agenciKGB,  czasami jako  stronnicy polityczni.  Czym  by to jednak  nie  było  - był  to  ichwspólny  plan.  Chcieli  zjednoczenia  Niemiec,  ale  tylko  na  warunkach  narzuco­nych  przez  Sowietów.  A  mianowicie:  Niemcy  mają  być  socjalistyczne,  neutral­ne  oraz  zdemilitaryzowane,  wyłączone  z  NATO.  Na  tym  polegał  cały  plan.Wyobraźmy  sobie,  co  by  było,  gdyby  im  się  to  udało.  Polska  nie  miałabysię  ku  komu  zwrócić.  Tragedią  jej   historii  jest  to,   że  tkwi  jak  w  kanapce  —pomiędzy  Rosją  a  Niemcami.  Polska  na  trwale  pozostałaby  w  „obozie  socja­listycznym",  jak  to  kiedyś  nazywano.  Taki  był  plan.Oczywiście  także  ten  plan  pod  koniec  swej   realizacji  zaczął  szwankować.Początkowo  szło  bardzo  dobrze.   Na  podstawie  rozkazów   z  Moskwy  płyną­cych  od  Gorbaczowa  i jego  ludzi  -  co  teraz jest już  bardzo  dobrze  udokumen­towane   -   usunęli   Honeckera   i   Stopha   oraz   przygotowywali   nowy   rząd   -Krenza,  Modrowa  i  innych.  Chodziło  o  uzyskanie  zaufania,  które  pozwoliło­by  otworzyć  im  Mur  Berliński.  Dałoby  im  to  niezwykły  międzynarodowy  pre­stiż,  poparcie,   zaufanie  ludzi.  Tylko  że  również   i  to  zdołali  jakoś  spieprzyć.Wiadomość  o  otwarciu  Muru  Berlińskiego  podano  o jeden  dzień  za  wcześnieniż  było  to  zaplanowane.  Także  i  to  zostało  bardzo dobrze  udokumentowanew  licznych   dziennikarskich   śledztwach.  

Otóż  jeden   z  członków  wschodnioniemieckiego   Biura   Politycznego,   któryw  duchu  „nowej  przejrzystości"  codziennie  pokazywał  się  w  telewizji  i  wyjaśniałludziom,  czym  danego  dnia  zajmuje  się  rząd  -  przez  pomyłkę  obwieścił,  że  MurBerliński  jest  otwarty.  Kiedy  dziennikarz  zapytał  go:  „Od  kiedy?",  ten  odpowie­dział:  „O  ile  wiem,  decyzja już  weszła  w  życie".  To  była  nieprawda.  Wszystko  by­ło  przygotowane  dopiero  na  następny  dzień(śmiech).Ogromne  tłumy  zgromadziły  się  przy  murze,  przy  Bramie  Brandenburskiej.Oczywiście  Stasi  nie  była  na  to  przygotowana,  cały  plan  był  gotowy  na  jutro.Wszystko  miało  być  starannie  reglamentowane,  kontrolowane,  nie  każdy mógł­by  przekraczać  sobie  granicę  w  tę  i  z  powrotem.  Mieli  zatroszczyć  się  o  wszyst­ko.  Ale  tłumy,  ogromne  tłumy już  teraz  zaczęły  gromadzić  się  po  obu  stronachmuru.  Stasi  nie  wiedziała  co  robić,  nie  mieli  żadnych  rozkazów:  strzelać  do  lu­dzi,  czy  nie  strzelać?  Najprawdopodobniej,  na  ile  to  dziś  wiadomo,  zatelefono­wali  w  końcu  do  Moskwy.   I  najwyraźniej  Gorbaczow  powiedział:  „Teraz  jest  jużza  późno.  Nie  można  ich  wszystkich  zastrzelić.  Otwórzcie  granicę"(śmiech).Tak  więc  nagle  znikła  granica,  upadł  Mur  Ber­liński,  ale  zasługi  za  to  bynajmniej  nie  przypi­sano   nowym   wschodnioniemieckim   protego­wanym   Moskwy.   Uznano,   że  mur  upadł   niedzięki  nim,  ale  dzięki tłumom,  które  to wymu­siły.  To,  jak  spieprzyli  to  w  Niemczech,  to  bar­dzo   długa   historia.   Jednak   zgodnie    z   doku­mentami,  które  widziałem,   i  spośród  którychniektóre   już    opublikowano,    Moskwa   aż    dopaździernika  1990  roku  wierzyła,  że  nadal  jestw   stanie   zrealizować  przygotowany  przez   niąscenariusz.  Dopiero  w  październiku   1990  rokuzdali  sobie  sprawę,   że  tracą  Niemcy.   Do  tegomomentu  wciąż  wierzyli,   że  wszystko  jest  pod  ich  kontrolą,   że  socjaldemo­kraci    zwyciężą   w   wyborach.   Ale   w   wiosennych   wyborach   socjaldemokraciprzegrali.  Zwyciężyli  chadecy.  Nawet  kiedy  w  Niemczech  Wschodnich  w  no­wych  wyborach  do  parlamentu  znaczną  większość  uzyskali  antykomuniści   -Moskwa  nadal  wierzyła,  że  wciąż  jeszcze  może  zrealizować  swój  plan.Dopiero   w  październiku,   kiedy  nowo  wybrany  wschodnioniemiecki  par­lament,   Yolkskammer,   nagle  przegłosował  zjednoczenie  Niemiec   w  oparciu  0prawo  przedwojenne  -  i  zrealizował  to  -  dopiero  wtedy  Moskwa  zoriento­wała  się,  że  straciła  Niemcy.  Na  podstawie  akt  z  archiwów  stwierdzić  moż­na,  że  aż  do  tego  momentu  nie  usuwała  żadnych  dokumentów  dotyczącychspraw  delikatnych,  ani  nie  wywoziła  z  terenu  Niemiec  Wschodnich  żadnychosób,   które   zbyt  mocno   zaangażowały   się   we   współpracę   z   nią.   Dopierow  październiku   1990  roku  Politbiuro  podjęło  decyzję  o  wywiezieniu  do  Mo­skwy   delikatnych   dokumentów    i   niektórych   osób    z   aparatu   wojskowego1aparatu  bezpieczeństwa,  o  których  wiadomo  było,  że  będą  aresztowane.  Ażdo  tego  momentu  wierzyli,  że  jeszcze  może  im  się  udać. 

Cóż  takiego  się  stało,  że  nie  tylko  w  Niemczech,  ale także  w  niektórych  in­nych  krajach  komunistycznych  wszystko  wymknęło   się  im  spod  kontroli?Wszystko  było  precyzyjnie  przygotowane,  a  potem  nagle  się  zawaliło.  Co się  stało? 

Widzi  Pan,  w  ostatecznym  rozrachunku  popełnili  oni  bardzo  typowy  błądwszystkich   dyktatorów,   którzy  chcą  wprowadzić  reformy.   Nie  rozumieli,   żerobią  zbyt mało  i  zbyt późno,  że  ludzie  nienawidzą  ich już  zbyt mocno,  że  re­żim  jest  zbyt  zdyskredytowany,   że  ludzie  już  za  nimi  nie  pójdą.   Przecenialisiłę   swojego  własnego  aparatu.   Zawsze   wierzyli,   że   są  bardzo  potężni,   bomają  w  rękach  potężną  maszynę.  Po  czym  okazuje  się,  że  maszyna  ta jest  ca­ła  przerdzewiała.  Uświadomili  sobie  to  wszystko  zbyt  późno.W  historii  odnajdujemy  sporo  podobnych  przykładów.   Mikołaj   II  prak­tycznie  sam  wywołał  rewolucję   1905  roku  -  z  tego  samego  powodu.   Chciałreform,   a  spowodował  rewolucję.  Dokładnie  ta  sama  historia  przytrafiła  sięLudwikowi  XVI.  To  typowe.   Znajdujący  się   u  władzy  dyktatorzy  przeceniająswoją  własną  siłę  i  nie  doceniają  pragnącego  zmian  ludu.Jest  to  oczywiste  na  przykładzie  Czech.  Komuniści  wciąż  wierzyli,  że  jeszczemogą  narzucić  model  „socjalizmu  z  ludzką  twarzą",   cofając  kraj  do  roku   1968.Ale  na  tym  etapie  ludzie  nie  wierzyli  już  w  żaden  socjalizm.  Proszę  nie  zapomi­nać,  że  w  czasie  tych  45  lat  w  Europie  Wschodniej  wypróbowano  wszystkie  for­my  socjalizmu,  szczególnie  na  Węgrzech,  w Jugosławii,  do  pewnego  stopnia  tak­że  w  Polsce.  Wykorzystali  każdy  możliwy  model  i  wszystkie  one  zawiodły.Wtedy,   w   1989   roku,   praktycznie  rzecz  biorąc  nawet  komuniści  już  niewierzyli  w  system.  Pamiętam,  że  pierwszym,  który  przyznał  to  otwarcie,  był  węgierski  przywódca  Imre  Pozsgay.  Powiedział:   „Socjalizmu  nie  można  zre­formować,   można   go   tylko   zlikwidować"(śmiech).To   właśnie   było   nagłeuświadomienie  sobie,  że  znajdują  się  w punkcie,   z  którego już  nie  ma odwro­tu.   Gdyby  zrealizowali  ten  sam  scenariusz  w  późnych  latach  60-tych  lub  napoczątku  lat  70-tych  -  mogliby  odnieść  sukces. 

Czy  można wskazać jakąś  konkretną  osobę  w  Moskwie,  która  była autoremtego  planu? 

To  była  praca  zbiorowa.  Kształtowanie  tej  koncepcji  rozpoczęło  się  jesz­cze  za  Breżniewa.  Dokumenty,  które  widziałem,  stwierdzają,  że  już  w  latach1977-1978   pracowali   -  teoretycznie   -  nad  tym,  jak  to  zrobić,  jak  opakowaćich  ideologię,  żeby  bardziej  odpowiadała  zachodnim  socjaldemokratom,   że­by  skuteczniej   niż  dotąd  pozyskać   ich   dla  reżimu  komunistycznego   w  Mo­skwie.  Już  wtedy  opracowywali   „sprawnie   kontrolowanągłasnost".Cytuję   toza  dokumentem  Politbiura  z   1977  roku,   gdzie  było  napisane,   że  już  wtedypracowali   nad   „sprawnie   kontrolowanągłasnostią".Osobą  szczególnie  znaczącą,  będącą prawdopodobnie jednym  z  głównychmózgów   całej   tej   operacji,   był   Andropow.   Nie   Breżniew,   nie   Gorbaczow.Wtedy  jeszcze  Gorbaczow  nie  miał  z  tym  nic  wspólnego,  odpowiadał  w  Ko­mitecie  Centralnym  za  rolnictwo(śmiech).W  żadnej   mierze  nie   był  to  jegopomysł.   W  rzeczywistości  odziedziczył  go,  kiedy  doszedł  do  władzy  w   1985roku.  Wybrano  go  po  prostu  dlatego,   że  był  najmłodszą,   najenergiczniejsząi  najbardziej   charyzmatyczną  -  powiedzmy:  najbardziej  telegeniczną  -  osobąspośród  nich.   Był  po  prostu  zręcznym  wykonawcą  -  to  wszystko. 

A kto działał zza kulis? KGB?
 
KGB  i  w  znacznej  mierze  Departament  Międzynarodowy  Komitetu  Cen­tralnego.  Zespoły  badawcze,  które  od  późnych  lat  70-tych  pracowały  nadgła­snostiąipieriestrojką,w  większości  pochodziły  właśnie  stamtąd.   Byli  to  zazwy­czaj   ludzie,   którzy  mieli   za  sobą  doświadczenie  pracy  na  Zachodzie,   ludzieformułujący  politykę  zachodnią.  Głównym  celem  owego  planu  był  Zachód,problem:   „jak  przejąć  Zachód,   aby  uratować  zbankrutowany  system  sowiec­ki".   Do  tego   się   to   sprowadzało.   Stąd  też   specjaliści   do   spraw  stosunków  międzynarodowych   zajmowali   szczególną  pozycję   w  zespołach   opracowują­cych  ten  plan. 
 
A  więc   ich  punktem  wyjściowym  była   raczej   chęć  zreformowania  impe­rium,  chęć  rozszerzenia  go  na  Zachód? 
 
międzynarodowych   zajmowali   szczególną  pozycję   w  zespołach   opracowują­cych  ten  plan.A  więc   ich  punktem  wyjściowym  była   raczej   chęć  zreformowania  impe­rium,  chęć  rozszerzenia  go  na  Zachód?Można  by  to  nazwać  operacją  redukowania  strat.   Cofnijmy  się  do  roku1921,  kiedy  to  Lenin  zdał  sobie  sprawę,  że  ogólnoświatowa  rewolucja  socja­listyczna  nie  nastąpi.  Wtedy  nagle  zorientował  się,  jak  bardzo  się  przeliczyliprzejmując  władzę  w  Rosji.  To,  co potem  robili,  było już  tylko  ograniczaniemstrat.   Próbowali  wchłonąć  jak  najwięcej  krajów  zachodnich,  bo  bez  ich  po­tencjału   przemysłowego   nie   mogli   nawet   marzyć   o   przetrwaniu.   Powoliwchłaniali  je  więc  do  imperium.  Już  wtedy  wiedzie­li,  że  mają  kłopoty.  Ich  prognozy  rozwoju  wydarzeńokazały  się błędne.Oczywiście  sama  Rosja  nie  była  w  stanie  zapewnićbazy  materialnej  dla  światowej  rewolucji.   Dla  biednejRosji,  która  na  początku  XX  wieku  była jeszcze  krajemrolniczym,  było  to  zadanie  zbyt  trudne.  Zawsze  był  todla   nich   poważny  problem.   Zawsze   uwzględniali   tow  swoich  planach.  Już  w  1960  roku  wiedzieli,  że  mająwielki  kryzys.  Odkrycie  dużych  złóż  ropy  i  gazu  prze­dłużyło  im  życie  w  sumie  o  około  20  lat.  Nagle  mieliźródło  twardej  waluty,  mogli  kupować  lub  wykradać  zachodnie  technologie  itd.Ale już  w połowie  lat  70-tych  wiedzieli,  że  znów  są  w poważnych  tarapatach.  Towtedy  zainicjowali  to,  co  nazwali  polityką  odprężenia.  Podjęli  jeszcze jedną pró­bę ponownego  zbliżenia  z  socjaldemokratami na Zachodzie,  aby utworzyć alians,który  pozwoliłby  im  rozbroić  Zachód  i  poszerzyć  sowiecką  strefę  wpływów.Zachodni  socjaldemokraci  wyznawali  wtedy  „teorię  konwergencji".  Gło­siła  ona,  że  pewnego  dnia  bolszewicy  porzucą  swoje  występki   i  powrócą  nałono  socjaldemokracji.  Do  tego  czasu  socjaldemokraci  zdobędą już  przewagęna  Zachodzie.  W  ten  sposób  nagle  okaże  się,  że  podziału  między Wschodemi  Zachodem już  nie  ma.  Dojdzie  do  konwergencji  obu  systemów.  Znikną  woj­ny   i   wrogość,   nastanie   sprawiedliwość   społeczna   i   wieczna   szczęśliwość.Tym   właśnie   utopijnym   marzeniem   zachodni   socjaldemokraci   żyli   przez   większą   część   XX   wieku.    Bolszewicy   zawsze   to   wyko­rzystywali.    Za    każdym    razem,    kiedy    znajdowali    sięw trudnym  położeniu,  zawsze  na nowo  rozbudzali  to ma­rzenie  w  zachodnich  socjaldemokratach   i  przeciągali  ichna  swoją  stronę.Podobnie  zrobili  we  wczesnych  latach  70-tych,  kiedy  za­inicjowali   katastrofalną   dla   Zachodu   politykę   „odpręże­nia".  Pamiętam,  jak  musiałem   z  nią  wtedy  walczyć.  Aleostatecznie  dzięki  naszym  połączonym  wysiłkom,  „odprę­żenie"  zostało  zneutralizowane.  Przez  kilka  lat  udawało nam  się  tę  politykę  ha­mować,  potem  Sowieci  najechali  Afganistan,  w  Polsce  pojawiła  się  „Solidarność"i  w  końcu  „odprężenie"  było  martwe  -  na  szczęście  dla  nas  wszystkich(śmiech).A  zatem  pod  koniec  lat  70-tych już  wiedzieli,  że  polityka  „odprężenia"  jestmartwa.  Zrozumieli,  że  nie  osiągnęli  tego,  co  zamierzali  osiągnąć.  Przystąpiliwięc  do  opracowywania  następnej  polityki  „odprężenia",  starając  się,  aby  byłasprawniejsza,  prowadzona  z  większym  rozmachem.  Zastanawiali  się, jak  pozy­skać  sobie  jeszcze  więcej  sił  lewicowych  na  Zachodzie.  Właśnie  tak  narodziłasię  ideagłasnostiipierestrojki.Wszystko  było  przygotowane już  na  przełomie  lat70-tych  i  80-tych.  Czekali  tylko,  aż  pojawi  się odpowiedni  lider.  Sowieccy  przy­wódcy  umierali  jeden  po  drugim,  nie  był  to  zbyt  dobry  czas  na  rozpoczynanienowej  polityki.  Andropow  mógł  to  przeprowadzić  sam,  ale  zmarł  przedwcze­śnie,  był  śmiertelnie  chory.  Kiedy zmarł  Czernienko,  pojawiła  się  pierwsza  re­alna  szansa  realizacji  tego  planu,  który  był  już  w  całości  opracowany.  Rozpo­częli   więc   wcielanie   go   w   życie.   Jednak   jeśli   wziąć   pod   uwagę   ówczesnenastawienie  ludzi,  sytuację  na  świecie  oraz  stan  ich  własnych  struktur  -  byłona  to  już  za  późno.  Struktury  władzy  w  całym  świecie  komunistycznym  byłyjuż  na  tyle  skorumpowane   i  niesprawne,  że  nie  były  w  stanie  przeprowadzićtak  masowej   i  tak  dalece  skomplikowanej  operacji. 
 
Co  stało  się  później?  Stracili  nie  tylko  wpływy  w  Europie  Wschodniej,  aletakże  swoją  komunistyczną  ideologię.  Co  się  wtedy  stało  z  Rosją? 
 
Jeśli  chodzi  o  ideologię,  to  na  Wschodzie  nie  widzę  nikogo,  kto  by  rozpa­czał  z  powodu  jej  upadku.  Nawet  byli  komuniści  bardzo  się  cieszą,  że  się  jejpozbyli.  Uważali  ją  za  krępującą,  ograniczającą.  Wszyscy  cieszyli  się  mogąc  ją  pogrzebać  i  zapomnieć  o  niej  -  poza  idiotami  pokroju  Ziuganowa,  tworzące­go jakąś partię  komunistyczną,  która nikogo nie  obchodzi.  To,  co  im  tedy po­zostało,  nie  było  komunizmem  jako  takim.   Była  to  władza  nomenklatury.Utrzymali   tę   władzę   elity,   nomenklatury  zarówno   w  czasiepieriestrojki,jaki  po  upadku  Związku  Sowieckiego.  Właśnie  to  uważali  za  swoje  najważniej­sze  zadanie.  Nie  chodziło  im  o  ideologię  komunistyczną,  ona  nic  ich  nie  ob­chodziła.  Zdołali jednak utrzymać władzę nomenklatury.
 
W jaki sposób?
 
Zgodnie  z  planem  -  a wiedziałem  wystarczająco dużo dokumentów Politbiu-ra,  aby  stwierdzić,  że  było  to  zaplanowane  -  w  latach  1989-1990  (w  roku  1989podjęto  decyzję,   a  jej  realizację  rozpoczęto  w  roku   1990)  chcieli  przeprowadzićprychwatyzację.Wytypowali   paru   „zaufanych   towarzyszy"   z   KGB   oraz   spośródmłodych  liderów  Komsomołu,  przeprowadzili  dla  nich  szybkie  szkolenie  na  te­mat  dyscypliny  finansowej  i  funkcjonowania  wolnego  rynku,  po  czym  powierzy­li  im  części  przedsiębiorstw,  instytucji  finansowych  -  niby  to  na  własność.Jeśli  przyjrzymy  się  bliżej   tym  tak  zwanym  biznesmenom,   którzy  wtedypojawili   się   w  Rosji   nagle,   znikąd,   to   stwierdzimy,   że  wszyscy  wywodzą  sięalbo   z   szeregów  KGB,   albo  Komsomołu,   albo  czegoś  podobnego,   oraz   żewszyscy  otrzymali  zaświadczenia  informujące,  że  działają  na  rzecz  partii,   żepowierzono  im  tę  określoną  gałąź  przemysłu,  bank  czy  sumę  pieniędzy,  abyzarządzali  nimi  w  imieniu  i  na  rzecz  partii,   i  że  kiedy  tylko  się  od  nich  tegozażąda,  mają  je  partii  zwrócić.W  ten  oto  sposób  pojawili  się  tzw.   oligarchowie.  Żaden   z  nich  nie  jestprawdziwym  oligarchą,self made  man'em.Na  początku  dostali  do  ręki  ogrom­ne  środki  pozwalające  na  wspaniały  start.  W  tym  czasie  w  całym  kraju  niko­mu   nie  wolno  było  prowadzić  prywatnych  interesów,   własnej   działalnościgospodarczej.  A  oni  otrzymali  takie  pozwolenie,  otrzymali  fundusze,  uprzy­wilejowane  powiązania,  bardzo  często  otrzymywali  też  prawo  własności.  Tobył  wielki  plan  ekipy  Gorbaczowa.  Chcieli  nadal  wszystko  kontrolować,  jed­nak  samo  zarządzanie  powierzyli  kilku  „zaufanym  towarzyszom". 
 
W  Polsce  niektórzy twierdzą,  że władza  komunistyczna zawarła  z  opozycją demokratyczną układ,  na mocy którego opozycja otrzyma władzę  polityczną,  zaś  komuniści  władzę  ekonomiczną.  Jak  wyglądało  to  w  innych  kra­jach?  Teraz  w  wielu  miejscach  postkomuniści  powracają  do  władzy. 
 
Wiem,   że  przeprowadzili  ten   swój  plan prywatyzacji we wszystkich   kra­jach   z   ich   strefy   wpływów,   nie   tylko   w   Rosji,   ale   również   na   Węgrzech,w  Czechosłowacji,   w  Bułgarii   i   w  innych.   Zachęcali  lokalnych  przywódców do  znalezienia  sobie  „zaufanych  towarzyszy"  do  zarządzania  gałęziami  prze­mysłu  czy  innymi  dziedzinami  gospodarki,   a  nawet  do  wchodzenia  na  mię­dzynarodowe  rynki  finansowe.  Taka  była  polityka  partii.  Widziałem  odnośną dyrektywę,  podpisaną  przez  zastępcę  Gorbaczowa,  Iwaszkę.  Było  to  urzędo­we  pismo  Politbiura.  To  był  rozkaz!A  więc  poczynając  od  roku   1988,  a  szczególnie  w  roku   1989  -  wszyscy  się za  to  zabrali.  Jednak  w  roku  1990  sprawy  zaczęły  iść  źle  w  aspekcie  politycz­nym.  Zaczęli  tracić kontrolę.  Wtedy  większość  tych  tzw.  „zaufanych  towarzy­szy"  zdała  sobie  sprawę,  że  partia  zniknie,  ale  oni  pozostaną  -  z  bardzo  lu­kratywnym   majątkiem    w   swoich   rękach.    I   to   oni   pierwsi   pożegnali    sięz  partią:  „Już  was,  chłopaki,  nie  potrzebujemy.  Mamy  banki,  hotele,  fabrykii  Bóg jeden  wie  co  jeszcze.  Nie  znamy  was." 
 
Ale zapewne mieli też jakieś ambicje polityczne.
 
Wszystko   w  swoim   czasie,   wszystko   w  swoim   czasie...   Kiedy  już  upadłdotychczasowyestablishmentpolityczny  -  oczywiście,   czemu  nie?   Tych  młod­szych,  z  przeszłością  KGB-owską  i  komsomolską,  nadal  łączyły  stare,  niena­ruszone   powiązania  nomenklaturowe.   Mieli   ogromną,   ogromną  przewagęnad  wszystkimi.  Od  razu  mieli  własność,  duże  pieniądze,  wszystkie  potrzeb­ne  powiązania,  także  międzynarodowe  -  już  w  momencie,  kiedy  stary  reżimupadł.  Czegóż  chcieć  więcej?  To  najsilniejsza  pozycja,  jaką  tylko  można  sobiewyobrazić.  Oczywiście  zrobili  to  w  sposób  przemyślany,  na  bezpośredni  roz­kaz   Moskwy.   Nie   znam   dokładnych   szczegółów,   jak   przeprowadzono   tow  Polsce,  ale  wiem,  że  porozumienie  Okrągłego  Stołu  było  elementem  tegoich  scenariusza. 
 
Czy  istniejące  pomiędzy  nomenklaturami  byłych  państw  komunistycznychpowiązania  biznesowe  tworzą  także  dzisiaj  jakąś jedną  sieć?  Czy  może  być  ona odtworzona  i  czy może to  zagrozić  suwerenności  owych  państw,  w tymtakże  Niemiec? 
 
Rozmawiamy  tu  przede  wszystkim  o  kontaktach  biznesowych,  ponieważwiększość  ich  powiązań  czysto  politycznych  przekształciła  się  w  powiązaniabiznesowe.   Oczywiście   -  powiązania  te  zachowały  się.   Być  może  niektórzywypadli   z   gry,   ale  większość  tych  kontaktów  nadalistnieje.   Proszę   spojrzeć  na   to,   co   teraz   dzieje   sięw  Rosji.  Da  to  Panu  klucz  do  analizy  obecnej   sytu­acji  Europy  Wschodniej.Po   początkowych    niepokojach    w   latach    1991-1992,  kiedy  wszystko  się  waliło,  kiedy  szalała  inflacja,kiedy   stara   nomenklatura   czuła   na   sobie   ogromnąpresję  i  nie  chciała  być  publicznie  obarczana  całą  od­powiedzialnością za ten  cyrk  -  choć  nie  miała już  wte­dy  aż  takiej  władzy  -  bardzo  szybko  zaczęli  wracać  doformy.  W  1993  roku  odzyskali  ją już  całkowicie.  Oka­zało  się,  że Jelcyn  zupełnie  nie  radzi  sobie  ze  starymreżimem.  Zwlekał,  wahał  się,  nie  był  w stanie  rozwią­zywać  problemów.  Nie  mógł  poradzić  sobie  z  Radą  Najwyższą,  co  doprowadzi­ło  do tego,  że  kazał  do  niej  strzelać  z  czołgów.  To  zaś  uczyniło  go zakładnikiemresortów  siłowych:  armii,   KGB   i  MSW.   Od  tego  momentu,  od  października1993, Jelcyn  stał  się  ich  zakładnikiem. Jedynymi  siłami  w  kraju,  które  popiera­ły jego  reżim,  były  resorty  siłowe.  W  pewnym  momencie jedyne,  co  mógł  zro­bić,  to przekazać  im władzę.  Co  też  uczynił  -  kiedy  rok temu wskazał jako  swo­jego  następcę  kagiebistę  Putina.  Jedyną  rzeczą,  jakiej  Jelcyn  zażądał  w  zamian,był  osobisty  immunitet  chroniący  go  przed  postawieniem  przed  sądem.  Wie­dział,  że  nie  może  poprosić  o  nic  więcej.  Była  to  logiczna  ewolucja.Teraz  nagle  okazało  się,  że  do  władzy powróciło  KGB. Jego  ludzie  oczywi­ście   chcieli   wszystko   zreorganizować.   Zostali   pozostawieni   na   marginesie.Niektórzy  „zaufani  towarzysze"  podostawali  części  majątku,  ale  KGB  jako  ca­łość  pozostało  na  uboczu.  Chcieli  więc  odzyskać  swoją  pozycję.  Zaczęli  łapaćtych  „zaufanych  towarzyszy"  za  gardło  i  mówić  im:  „Wszyscy jesteście  ludźmipartii,  macie  podzielić  się  z  nami  waszym  majątkiem!"(śmiech).Nagle  pojawiasię  więc   „walka   z  oligarchami".   Wydaje   się  ona  czymś   niedorzecznym,  jeśli  ktoś  nie  wie,  co  się  za  nią  kryje.  Przecież  ci  oligarchowie  nie  dorobili  się  sami,są tworami  starego  reżimu.  Złapano  ich  więc  za  gardło  i  zażądano:  „Zwróćcieto,  co  wam  dano,  albo...".  Tak  wygląda  obecna  sytuacja.Większość  ludzi,  którzy  rok  temu  doszli  do  władzy  w  Rosji,  to  pomniejsifunkcjonariusze  KGB.  Zupełnie  nie  rozumieją tego,  o  czym  teraz  mówię.  Nierozumieją nawet  „dlaczego,  do  cholery,  upadł  Związek  Sowiecki?!".  Podobniejak  Hitler,  który  udział  w  I  wojnie  światowej  zakończył jako  kapral,  nadal  wie­rzą,  że  „mogliśmy  zwyciężyć,  ale  zostaliśmy  zdradzeni".  Teoria  zdrady  wyda­je  im  się  szczególnie  prawdopodobna,  tak jak  w  przypadku  Hitlera.   „To  góra,to  elita  nas  zdradziła!   Mogliśmy  wygrać!".   Dlatego  pragną  zemsty,   dlategopragną  odbudowy   Związku   Sowieckiego.   Ci   idioci,   którzy  podczas   upadkuZwiązku  Sowieckiego  byli  kapitanami,  majorami  -  teraz  wierzą,  że  mogą  od­tworzyć  „potęgę  wielkiego  Związku  Sowieckiego",  jeśli  nawet  nie  formalnie,pod  tą  samą  nazwą,   to  przynajmniej   faktycznie.   Zaczynają  wszystko  napra­wiać.  Reaktywują  wszystkich  swoich  byłych  agentów  na  całym  świecie,  tych,którzy  dotąd  przez  ponad   10  lat  trwali  w  uśpieniu.  Teraz  znowu   w  WielkiejBrytanii,  we  Francji,  w  Ameryce  widzimy  w  telewizji  te  same  twarze.   Ci  bylisowieccy  agenci  wpływu  gloryfikują  teraz  Putina.  Dlaczego?  Po  prostu  zosta­li  reaktywowani  przez  centralę  w  Moskwie.  To  samo  dzieje  się  w  Rosji.   Lu­dzie,  którzy  w  okresie niepewności  starali  się  uchodzić  za demokratów,  zosta­li  pociągnięci  za  sznurki  i  teraz  z  kolei  wysławiają  cnoty  KGB  i  Putina. 
 
Czy  władający  obecnie  Rosją  ludzie  KCB  mają jakąś  ideę  przewodnią,  czyteż  po  prostu  skupiają  się  na  zawłaszczaniu  majątku,  poszerzaniu  wpły­wów,  działalności  mafijnej?  Czy  mają jakąś  ideologię  lub  półideologię? 
 
Najwyraźniej  mieli  jakąś  ideologię  w momencie,  gdy  dochodzili  do  władzy.Wierzyli,  że  mogą  odtworzyć  potęgę  byłego  imperium,  przynajmniej  do  pew­nego  stopnia.  Ale  oczywiście  procesy  korupcji,   dezintegracji,  degeneracji  we­wnątrz  ich  własnego  aparatu  są  tak  silne,  że  nawet  oni  sami  nie  zdają  sobiesprawy,  jak  skorumpowany  i  niesprawny jest  ich  obecny  instrument  władzyZe  wszystkich  sygnałów,  jakie  napływają  dziś  do  mnie  z  Rosji,  wynika,  żeKGB  zdołało  przejąć  przestępcze  interesy  w całej  Rosji  i  tak  naprawdę  to  onikontrolują  teraz  większość  zorganizowanej  przestępczości.  Płatne  zabójstwa,handel  narkotykami  -  to  oni  czerpią  zyski  z  tego  wszystkiego.  Stali  się  przestępczym  syndykatem.  Zlikwidowanie  kogoś  jest  łatwiejsze  niż  wsadzenie  godo  więzienia.  Uwięzienie  człowieka jest  zbyt  skomplikowane.  Łatwiej  nasłaćna  niego  płatnego  mordercę.  Dokonuje  się  wielka  fuzja  świata  przestępcze­go,  KGB  oraz  byłych  funkcjonariuszy  partii  i  nomenklatury.  Wszystko  to  łą­czy  się  w jeden  syndykat  zbrodni.Oczywiście  nadal  wygłaszają  frazesy   o  potędze  Matki   Rosji,   o   tym,  jakprzywrócić  jej  status  wielkiego  mocarstwa  itd.  Być  może jest  to jeszcze  obec­ne   w  umysłach  najwyższych  przywódców,   ale  funkcjonariusze  aparatu  śred­niego  i  niskiego  szczebla  zajmują  się  tylko  zdobywaniem  osobistych  korzyścimajątkowych.   Interesuje  ich  jedynie  bogacenie   się.   Są  gotowi   na  wszystko,aby  podczas  tego  procesu  wzbogacić  się,   a  nie  żeby  być  wiernym  Matce  Ro­sji,  której  nigdy  wierni  nie  byli(śmiech).Tak  przedstawia  się  obecna  sytuacja.  To  bardzo  niebezpieczny  okres.  Ist­nieją  różne  rodzaje  niebezpieczeństwa.   W  przeszłości  Związek  Sowiecki  byłniebezpieczny,  ponieważ  był  zbyt  potężny.   Dzisiaj   Rosja  jest  niebezpieczna,ponieważ jest  zbyt  słaba.  Z  pewnością  ma  miejsce  rozprzestrzenianie  się  ko­rupcji   i   zorganizowanej   przestępczości.   Bardzo   szybko   dosięgnie   to   krajeościenne.  Jednocześnie   ludzie   na   szczytach   władzy   wciąż  hołubią   wielkieidee  odrodzenia  imperialnej  potęgi  i  będą korzystać  z każdego dostępnego  imśrodka,  aby ugruntować państwo  i  czynić je  coraz  silniejszym.  Będą więc  uży­wać  Gazpromu  jako  głównego  instrumentu  polityki  imperialnej.  Oczywiścieludzie  pracujący  w  Gazpromie  nie  są  tym  zainteresowani,  ich  interesuje  tyl­ko  napychanie  własnych  kieszeni.  Tak  to  dzisiaj  wygląda.Ta  dziwna   fuzja  między   KGB   i   mafią  rozszerzy   się   na  wszystkie   kraje,w  których  się  oni  pojawią  -  wraz  z  Gazpromem,  z  aluminium  czy  z  czymkol­wiek  innym,  co  akurat  będzie  znajdować  się  w  ich  rękach.  To  niebezpieczne,ponieważ  nie  da  się  tego  kontrolować  i jest  to  korumpujące.  Musicie  się  więcprzygotować  na  okres  niestabliności  i  rozszerzania  się  tego  rodzaju  przestęp­czych  i  korupcyjnych  wpływów.  To  nieuchronne. 
 
Dziękuję za rozmowę.
 
Rozmawiał Rafał Smoczyński
Londyn, maj 2001