1. W ostatnich dniach na portalach internetowych zaroiło się od publikacji wpisów w których politycy Platformy pokazują rachunki za zakupy produktów żywnościowych w sklepach, z których ma wynikać, że mamy do czynienia z wyraźnymi podwyżkami cen.

Politycy Platformy pokazują co kupili za 50 zł i twierdzą, że za tą samą kwotę kilka lat temu, można było kupić znacznie więcej, a więc obecnie mamy do czynienia z drożyzną, której z jakiś bliżej nie znanych powodów, GUS nie odzwierciedla we wskaźnikach inflacji.

Wprawdzie GUS ogłasza wskaźnik inflacji za każdy miesiąc (za sierpień wyniósł on 2,9% w stosunku do sierpnia roku ubiegłego), a więc tylko niewiele odchylał się od celu inflacyjnego, który jest określony przez Radę Polityki Pieniężnej w wysokości 2,5% +/- 1 pkt. procentowy.

2. Politycy Platformy, zdają się nie wierzyć w sposób w jaki ustalany jest przez GUS, wskaźnik inflacji, odzwierciedlający poziom wzrostu cen i usług konsumpcyjnych, choć jest on ustalany identycznie jak podczas 8-letnich rządów PO-PSL.

Przypomnijmy, że ogłaszany w Polsce przez GUS wskaźnik inflacji, odzwierciedlający poziom wzrostu cen i usług konsumpcyjnych, jest oparty na odpowiednio skonstruowanym koszyku dóbr i usług, nabywanych przez przeciętne gospodarstwo domowe.

Na przykład jakiś czas temu w tym uśrednionym koszyku wydatki na żywność stanowiły 24%, na energię 13%, a na użytkowanie mieszkania 9% (razem 46%), a więc jeżeli w jakimś gospodarstwie domowym te 3 rodzaje wydatków zdecydowanie przekraczają 50%, to dla takiego gospodarstwa rzeczywisty wskaźnik inflacji będzie trochę wyższy niż ten ogłaszany przez GUS.

Skoro wydatki na żywność w tym koszyku to mniej niż 1/4 wszystkich wydatków więc pokazywanie przez polityków Platformy, rachunków za zakup żywności i twierdzenie na tej podstawie, że mamy do czynienia z wyraźnie wyższą inflację niż ogłasza GUS, jest mówiąc najoględniej mijaniem się z prawdą.

3. Po ogłoszeniu ponad tydzień temu przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości w Lublinie swoistej mapy drogowej dotyczącej kształtowania się minimalnego wynagrodzenia na cała następną kadencję (do roku 2024), politycy Platformy zaczęli opowiadać, że skończy się to wręcz hiperinflacją, podobna do tej w Wenezueli.

Przypomnijmy, że prezes |Prawa i Sprawiedliwości zapowiedział podniesienie płacy minimalnej w gospodarce do 3 tys. zł (brutto) na koniec 2020 roku (a więc obowiązującej od 1 stycznia 2021) i 4 tys. zł (brutto) na koniec 2023 roku (a więc będzie obowiązywała od 1 stycznia 2024 roku).

Jednocześnie premier Morawiecki poinformował, że proponowane do tej pory wynagrodzenie minimalne od 1 stycznia 2020 w wysokości 2450 zł (brutto), zostanie podwyższone do kwoty 2600 zł, a minimalne wynagrodzenie godzinowe wyniesie 17 zł.

4. Odpowiedział na te niepokoje prezes Narodowego Banku Polskiego (NBP), który stwierdził, że płace minimalne dotyczą około 1,5 mln pracowników na przynajmniej 16 mln zatrudnionych w związku z tym nawet ich duże podwyżki nie mają wpływu na procesy inflacyjne w kraju.

Zresztą przez ostatnie 4 lata rządów Prawa i Sprawiedliwości płaca minimalna wzrosła o blisko 30% (z 1750 w 2015 roku na 2250 w 2019), a płaca średnia po blisko 26%, a mimo tego inflacja jest utrzymywana w granicach celu inflacyjnego (wspomnianych 2,5% +/-1 pkt. procentowy), więc przy kolejnych podwyżkach płacy minimalnej także do przyśpieszenia inflacji nie dojdzie.

Jednak w jednym przypadku trzeba przyznać politykom Platformy rację, mamy do czynienia z drożyzną, podczas rządów PO-PSL w Warszawie można było kupić kamienicę w dobrym stanie za 50 zł (tak zeznawali świadkowie przed komisją reprywatyzacyjną), teraz nie jest to już możliwe, widać kamienice w stolicy kraju, bardzo wyraźnie podrożały za rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Zbigniew Kuźmiuk