- Lech Kaczyński poleciał do Smoleńska bez zaproszenia i wbrew stanowisku rządu, aby rozpocząć swoją kampanię re-elekcyjną. A osobą, która zdecydowała, że prezydent będzie się ścigał z Tuskiem do Katynia, wbrew stanowisku doradców, był prezes PiS – napisał na Twitterze były szef MSZ Radosław Sikorski, który był w tamtym czasie odpowiedzialny za organizację ze strony polskiego resortu dyplomacji wylotu rządowej delegacji do Smoleńska.

Dokładnie w tej samej narracji jest utrzymany tekst Jarosława Bratkiewicza, politologa, byłego ambasadora RP na Łotwie i byłego dyrektora politycznego MSZ w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej”.

Lecha Kaczyńskiego nikt do Smoleńska i w ogóle do Rosji nie zapraszał – była to jego decyzja, że chce odwiedzić groby oficerów Wojska Polskiego pomordowanych przez Sowietów – pisze Bratkiewicz.

- O tym zamiarze, zgodnie z wcześniejszymi precedensami, notyfikowano Moskwę, która traktując to jako osobliwe i szorstkie wypomnienie przez Polaków przestępstw sowieckich (ale w domyśle: rosyjskich), zgodziła się na to bez entuzjazmu, na miejsce ekspediując niewysokiej rangi przedstawiciela władz Rosji jako ewentualnego łącznika. Wizyty prezydenta niepodobna więc uznać za dyplomatyczną – dodaje.

W jego opinii – co już było wiele razy nagłaśniane przez poprzednią ekipę rządzącą - „nikt w MSZ i >>innych zaangażowanych w to ogniwach<< nie miał wątpliwości, że wizyty premiera i prezydenta do Katynia powinny być oddzielne” – czytamy na portalu wpolitye.pl.

Bratkiewicz określa też śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego jako takiego, który „dał się poznać Rosjanom jako polityk niestroniący od bezceremonialności w głoszeniu swoich prawd”, co – jak twierdzi – było odbierane w świecie dyplomacji jako „uwłaczające i zgoła prowokacyjne”. To – jego zdaniem – nakazywało „trzymać z dala od kontaktów między Tuskiem a Putinem” śp. Prezydenta.

Bratkiewicz wyśmiewa też niezależne badania naukowców z kilku ośrodków, które potwierdziły obecność trotylu na szczątkach samolotu.

- Skąd miałby się wziąć trotyl w TU-154, wywęszony nosem redaktora Gmyza i szperactwem podkomisji Macierewicza? – kpi autor.

Cały tekst jest utrzymany w kompletnym braku szacunku wobec tragicznie zmarłego śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Narracja jest ciągle ta sama, którą powiela także Radosław Sikorski oraz inni członkowie ówczesnego rządu, na czele którego stał Donald Tusk, który z kolei także dzisiaj powtórzył te same – obalone m.in. przez program Anity Gargas – informacje.

mp/gazeta wyborca/wpolityce.pl/fronda.pl