- Chwila namysłu pokazuje, że żadnego realnego powodu, by Rabiej został ukarany, nie było. Jeśli mimo to został, to widocznie przyczyna była inna. Czy aby warszawski ratusz nie postanowił stać się „strefą wolną od LGBT?” - pisze w najnowszym numerze tygodnika „DoRzeczy” w swoim felietonie „Rabiej, wracaj!” publicysta i autor książek Rafał Ziemkiewicz.

Publicysta analizuje w swoim satyrycznym tekście możliwe przyczyny dymisji byłego już wiceprezydenta Warszawy Pawła Rabieja.

Ziemkiewicz powołując się na pierwszą zasadę lekarską – a Rabiej w stolicy odpowiadał za służbę zdrowia i kontakty ze szpitalami – zauważa, że ponieważ nie za się on na służbie zdrowia, to zdecydowanie lepiej się stało, że go w tym czasie nie było, ponieważ zwyczajnie nie narobił szkód, czyli „primum mon nocere”, a więc „pierwsze nie szkodzić”, zgodnie z podstawową maksymą lekarską.

Zauważa też, że problem może się pojawić wtedy, kiedy na miejscu Rabieja pojawi się jakiś inny polityk, a ponieważ zapewne też będzie on dyletantem, to jeśli zacznie być gorliwy lub nadgorliwy, ponieważ od polityka zawsze się wymaga, żeby „coś robił”, to to juz może być niebezpieczne. Jak natomiast wiadomo z innego – wojskowego przysłowia - „nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu”.

No i wszystkiemu z zamieszaniem z Rabiejem są winni dziennikarze, ponieważ nikomu nie przeszkadzało, że były wiceprezydent był na urlopie, a co więcej nikt jego zniknięcia nie zauważył, „nawet warszawskie szpitale, których walkę z koronawirusem Rabiej teoretycznie nadzorował i kontrolował". Nie zauważył jego urlopowego zniknięcia nikt, oprócz jakiegoś wścibskiego dziennikarza, który na automatycznej sekretarce usłyszał nagranie w języku greckim, co było jednoznaczne, że Pawła Rabieja nie ma w kraju.

Jakie są więc prawdziwe przyczyny dymisji Rabieja nie bardzo wiadomo. A może ktoś szukał kozła ofiarnego do innej bardzo cuchnącej sprawy, jaką było dewastowanie kościołów i zakłócanie nabożeństw przez środowiska LGBT, z którymi były już wiceprezydent Warszawy jest związany? A ponieważ Rabiej jest na świeczniku w tych sprawach, to poleciał ze stanowiska, żeby ktoś przypadkiem nie szukał prawdziwego zleceniodawcy tych skandalicznych akcji? Co oczywiście też nie oznacza, że Rabiej się w to osobiście namacalnie włączał, ale zdecydowanie mentalnie wspierał.

Warto jeszcze dodać, że w pewnych kręgach prawdziwy mocodawca tych zamieszek, jak się okazuje nie tylko w Warszawie, ale i w kraju, jest już znany z imienia i nazwiska. Pewnie za jakiś czas nie będzie to już tajemnicą i będzie można o tym napisać i trzasnąć prosto z mostu.

 

mp/tygodnik ''DoRrzeczy”/fronda.pl