W Rosji do wyborów prezydenckich zostało jeszcze dwa miesiące, ale już dziś prasa na potęgę spekuluje, jakie zmiany w rządzie i administracji wprowadzi prezydent elekt. Przy tym raczej nikt, przy obecnym składzie kandydatów, nie ma wątpliwości, że będzie nim Władimir Władimirowicz. Te spekulacje są o tyle uzasadnione, że dotychczas, to znaczy przed poprzednimi wyborami prezydenckimi zawsze wymieniano premiera i znaczącą część rządu. Teraz nic takiego nie zaszło, co już odczytywane jest, jako niemała sensacja, ale wielu obserwatorów rosyjskiej sceny politycznej jest zdania, że zmiany prędzej czy później i tak nastąpią.

Wczoraj, na łamach Moskiewskiego Komsomolca pojawiła się informacja, że nowym premierem, w miejsce Miedwiediewa, będzie urzędujący szef administracji prezydenckiej Anton Wajno. Choć trzeba też odnotować, że wśród obserwatorów rosyjskiej polityki niemała jest grupa tych, którzy uważają, że jednak Miedwiediew utrzyma stanowisko. Wracając jednak do Wojno, to mówi się, że jego atuty to pracowitość, twarda ręka wobec współpracowników i brak politycznych ambicji. Mówiąc po ludzku, mamy do czynienia z zupełnie bezbarwnym technokratą, którego jedyną zasługą jest to, że zaufanie doń żywi urzędujący prezydent. A to w świecie polityki, i to nie tylko rosyjskiej, wystarczająca rekomendacja. Na marginesie warto odnotować i to, że niedawno pojawiła się nowa wersja przyczyn, dlaczego były minister Ulukajew znajduję się z ośmioletnim wyrokiem w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Zaprezentował ją podczas publicznego spotkania w Jekaterynburgu profesor Siemion Kordonski. Otóż jego zdaniem Ulukajew znalazł się za kratami nie, dlatego, że przyjął łapówkę od Sieczina, jak głosi wersja oficjalna, ale z tego powodu, że złożył wniosek o dymisję w sytuacji, kiedy prezydent wyraźnie powiedział – żadnych dymisji, władza musi być zwarta i gotowa do walki (oczywiście z przeciwnościami losu). Przeciwstawił się w ten sposób Prezydentowi, okazał swoją nielojalność i musiał zostać przykładnie ukarany. Kordonski wie, co mówi. W latach 2000 – 2004 był szefem doradców Putina, a następne dwa lata jego osobistym, starszym „referentem”, który przedstawiał Putinowi agendę dnia. Jest, zatem człowiekiem nieźle poinformowanym, znającym reguły, jakimi rządzi się świat rosyjskiej polityki i mentalność głównych graczy. Nawet, jeśli przedstawiona przez niego teoria może się nam wydawać absurdalną, to warto ją zapamiętać.

Wracając do spekulacji na temat wymiany na stanowisku premiera trzeba zapytać, jaką przyszłość czekać może, niewątpliwie lojalnego wobec Putina Miedwiediewa? Otóż mówi się o tym, że stanie on na czele połączonych sądów – Najwyższego i Konstytucyjnego. Reforma tych instytucji odwlekana jest od jakiegoś czasu, mówi się, że głównym powodem tej opieszałości jest oczekiwanie na osiągnięcie przez dzisiejszego szefa Sądu Konstytucyjnego Walerego Zorkina wieku emerytalnego. W lutym kończy on 75 lat, i to dobra okazja, zdaniem obserwatorów rosyjskiej sceny publicznej, aby już odpoczął, tym bardziej, że w ostatnim czasie, mówiąc kolokwialnie najważniejszy rosyjski sędzia trochę „odpłynął”. Bardziej niźli prawem zajmuje się wieszczeniem końca świata zapowiedzianym jeszcze przez Apostoła Pawła. Co ciekawe, Zorkin za jeden z przejawów nadchodzącej Apokalipsy widzi nie tylko w homoseksualizmie i małżeństwach jednopłciowych, co nie jest sądem odosobnionym, ale również w równouprawnieniu kobiet i mężczyzn, którego zwolennicy „nie biorą pod uwagę biologicznych różnic między płciami.” Za czasów sowieckich widywało się kobiety traktorzystów, kobiety budujących drogi, kobiety pracujące na wielkich budowach komunizmu (w stylu BAM). Wówczas o biologicznych różnicach nie wspominano, ale teraz, najważniejszy rosyjski sędzia dostrzegł problem. I to w sytuacji, kiedy rosyjskie media wprost zalewane są reportażami o mężach sadystach, mężach zazdrośnikach. A to jeden odrąbał swojej żonie dłonie, bo nie mógł pogodzić się z myślą, że ta wniosła pozew o rozwód. Inny tak pobił żonę, że nieszczęsna zmarła, ale najpierw wszystko nagrał a film umieścił w sieci. Ale Zorkina niepokoją głosy za równouprawnieniem. Smutny to i przykry obraz, który dedykuję tym wszystkim polskim komentatorom, którzy ochoczo przyrównują współczesną Polskę do putinowskiej Rosji.

Ale wróćmy do spekulacji na temat roszad rządowych. Mówi się o odejściu wicepremierów Rogozina i Mutko, a także ministra kultury Medinskiego. Jeśli chodzi o tego pierwszego, znanego zwolennika rozwiązań siłowych i wielkorosyjskiego nacjonalistę, zasadniczym powodem jego dymisji miałoby by być szereg niepowodzeń rosyjskiego programu kosmicznego, który nadzoruje. Ponoć już latem ubiegłego roku chciano go zdegradować na funkcję gubernatora okręgu Woroneżskiego. Jeśli chodzi o dwóch pozostałych polityków, to powody ewentualnych dymisji są dość oczywiste – Mutko odpowiada za kompromitację z Olimpiadą, zaś Medinski absorbował przez długi czas rosyjską publiczność serialem związanym z podejrzeniami o plagiat jego pracy doktorskiej. Inni ministrowie, o odejściu, których się wspomina to nadzorujący Daleki Wschód (Gałuszka), transport (Sokołow), następca Szojgu w ministerstwie ds. nadzwyczajnych (Puczkow), czy tacy, którzy nie bardzo wiadomo, czym się zajmują (Abyzow). Ale mówi się również, że będący już 20 lat na państwowej służbie wicepremier Szuwałow, a nawet rzecznik Kremla Pieskow, też chcieliby zmierzyć się z nowymi wyzwaniami.

Jeśli chodzi o tego ostatniego to krążą dość sensacyjne informacje, a raczej pogłoski, że mógłby zastąpić ministra Ławrowa. Pewnym minusem, w jego przypadku jest całkowity brak doświadczenia w zakresie spraw zagranicznych, może nie licząc służby w wywiadzie.

Sam minister Ławrow zorganizował wczoraj konferencję prasową poświęconą ocenie sytuacji międzynarodowej w ubiegłym roku. Jak lapidarnie ją podsumował komentator Kommersanta, właściwie jej istotę można sprowadzić do jednego stwierdzenia – wszystkiemu winna Ameryka. Nie dość, że nie chce ona uwzględnić stanowiska Moskwy, to jeszcze, zdaniem Ławrowa dąży do rozwiązywania problemów siłą. Weźmy choćby przykłady z ostatnich dni – konferencja w kanadyjskim Vancouver w sprawie blokady morskiej Korei Pn., na którą, o zgrozo, nie zaproszono ani Moskwy ani Pekinu. Albo ostatnie zapowiedzi Waszyngtonu w sprawie możliwości wycofania się z porozumienia z Iranem. Czy wreszcie sytuacja w Syrii, gdzie Amerykanie przystąpili do tworzenia i szkolenia oddziałów mających strzec granicę obszarów kontrolowanych przez Kurdów. Zdaniem Rosjan oznacza to faktyczną próbę podziału Syrii, ale również sprowokowanie Turków do agresywnych kroków na północy. Ci ostatni już przerzucili dodatkowe siły pancerne nad granicę z Syrią i chcą ponoć lada moment wkroczyć. Jednym słowem problemów miast ubywać, przybywa.

Jeśli chodzi o kwestie gospodarcze, to i tu obraz rosyjskiej sytuacji jest dość niejasny. I nie chodzi w tym wypadku li tylko o rachityczne tempo wzrostu, ale przede wszystkim o niepewne plany na przyszłość. Dziś rozpoczyna się w Petersburgu kolejne spotkanie ekonomistów i analityków, nazywane na cześć nieżyjącego autora rosyjskich reform Gajdarowskie cztienia. Ciekawostką tego spotkania, odnotowaną przez rosyjskie media, jest to, że chciał na nim wystąpić kremlowski rzecznik przedsiębiorców Titow, nota bene, autor jednego z programów reform w Rosji. Ale okazało się, że przyjechać owszem może, ale już występować, co to to nie. W komitecie organizacyjnym spotkania jest wicepremier Szuwałow, i to on ponoć miał zablokować Titowa. Zdaniem obserwatorów chodzi o to, aby w trakcie uważnie śledzonego spotkania słychać było tylko jeden głos i mówiło się tylko o jednym programie zmian – autorstwa byłego ministra finansów Kudrina. Problem tylko w tym, że, jak on sam mówił jeszcze latem ubiegłego roku jego program jest już gotów, tylko go realizować. Ale póki, co to program tajny, objęty ochroną – nie można o nim publicznie mówić, ani oczywiście dyskutować. Tylko, co jakiś czas coś chlapnie jego autor – a to, że rosyjski system emerytalny się załamie, jeżeli Rosjanie nie będą dłużej pracować, a to, że potrzebna jest kolejna faza głębokich reform.

Wszyscy czekają na wybory. Żaden z trapiących Rosję problemów, zarówno w planie gospodarczym, jak i w polityce zagranicznej nie jest rozwiązywany, nawet nie do końca wiadomo czy jest jakiś plan gry, czy może wszystko pozostanie „po staremu”, nawet, jeśli zmienią się twarze. Zobaczymy za dwa miesiące.

Marek Budzisz 

dam/salon24.pl