Wiek XX szczyci się wieloma osobami, które znacząco wpłynęły na bieg historii naszych czasów. Są wśród nich naukowcy, politycy, ludzie kultury, a przede wszystkim święci, czasem nieznani, których wpływ na ludzkie dzieje jest bardzo wielki i dopiero z upływem czasu zostaje zauważony. Jean Guitton, filozof i członek Francuskiej Akademii Nauk, zapytał kiedyś Kardynała Daniélou o to, która z postaci XX wieku jest najbardziej niezwykłą osobą i podał mu kilka nazwisk: Jan XXIII, prezydent Kennedy, Generał de Gaull i otrzymał następującą odpowiedź: tą najbardziej niezwykłą postacią jest Marta Robin. Ten sam kardynał powiedział, że kiedyś wiek XX będzie się nazywał "wiekiem Marty". W roku zaczynającym XXI wiek, 6 lutego upływa 20 lat jak Mała Marta (jak zwykli nazywać ją przyjaciele) odeszła do Pana. Choć jeszcze nie jest wyniesiona na ołtarze, nikt, kto ją poznał, nie wątpi, że jest niezwykłą świętą i jedną z najbardziej fascynujących postaci, jakie zna historia.

Marta urodziła się 13 marca 1902 roku na "Równinie" w Châteauneuf-de-Galaure (Departament Drôme), w domu Józefa i Alicji, jako ostatnie z sześciorga dzieci. Rodzice byli rolnikami, którzy prowadzili gospodarstwo typowe dla francuskiej wsi tego regionu. To szczególne miejsce wybrał Bóg, by objawić tajemnicę swojej miłości przez życie i ofiarę Marty. Marta, podobnie jak inne dzieci, wzrastała w atmosferze rodzinnej miłości, ale także zwykłej pracy, która nie oszczędzała nikogo. Mając 7 lat, zaczęła uczęszczać do powszechnej szkoły oddalonej od domu o 2 kilometry w Châteauneuf-de-Galaure, gdzie stawiała pierwsze kroki jako uczennica. Nad miasteczkiem górował kościół parafialny, którego proboszczem był Ksiądz Faure. On to przygotowywał Martę do Pierwszej Komunii świętej. Marta z powodu słabego zdrowia opuszczała szkołę, a także lekcje religii, przez co opóźniło się przyjęcie Jezusa po raz pierwszy do serca. Z czasem zupełnie przestała chodzić do szkoły z powodu pogarszającego się stanu zdrowia, a rodzice próbowali je ratować wysyłając ją do sanatorium, co w tamtych czasach nie było czymś zwyczajnym.

Marta miała usposobienie pogodne, lubiła wiejskie zabawy i tańce, spotkania sąsiadów, którzy gromadzili się w jej domu, by po pracy wypoczywać, rozmawiać i bawić się według tamtejszych zwyczajów. Rodzice Marty, a zwłaszcza jej ojciec nie byli zbyt religijni. Pan Robin życie pojmował realistycznie jako trud i obowiązek wychowania i nakarmienia licznej rodziny i nie przykładał wagi do religijnego wychowania dzieci. Bóg jednak dotarł do serca Marty w inny sposób - poprzez krzyż. Tym krzyżem było dla niej słabe zdrowie. Już po ukończeniu szkoły powszechnej Marta zapada na tajemniczą chorobę, która trwała ponad 30 miesięcy. Przez cały ten czas była nieprzytomna, a lekarze nie byli w stanie postawić właściwej diagnozy. Kiedy wróciła do zdrowia (na krótki czas) przeżywała duchowe zmaganie, w którym pomogła jej św. Teresa z Lisieux kilkakrotnie ukazując się jej i przekazując prorocze słowa, że nie umrze, ale będzie wiele cierpieć dla Jezusa. Przełomowym momentem w jej życiu duchowym było znalezienie starego modlitewnika, w którym uderzyło ją szczególnie jedno zdanie: "Dlaczego szukasz pokoju, kiedy jesteś stworzona do walki? Dlaczego szukasz przyjemności, kiedy stworzona jesteś do cierpienia?". Pytanie o sens cierpienia nie było jej obce ponieważ od najmłodszych lat wiele chorowała. Teraz jednak pytanie to przeszyło ją do głębi. Czy jest stworzona do pokoju, przyjemności, czy może Bóg wybiera ją do tego, by poprzez cierpienie uzupełniać w swoim ciele braki męki Chrystusa dla dobra Jego Ciała - Kościoła (por. Kol 1, 24). Były to chwile walki, zmagania, rozeznawania, w jaki sposób odpowiedzieć Bogu na to zaproszenie. To zmaganie Marty przypomina mi duchową walkę św. Ignacego z Loyoli, który lecząc roztrzaskaną nogę w rodzinnym zamku nie mając innej lektury sięgnął po Pismo św. i Żywoty świętych. Lektura pomogła mu uczyć się rozeznawania duchowego, i rozpoznania swojego powołania, by oddać się na wyłączną służbę Chrystusowi.

Podobnie było u Marty. Uczyła się rozpoznawać głos Oblubieńca, który zapraszał do pójścia za Sobą, do całkowitego oddania się Jemu. Marta zdawała sobie sprawę, że oddanie się Jezusowi oznacza rezygnację ze swojego życia, stracenie swojego życia, ale czyż nie przypominała sobie wtedy, że kto straci swoje życie odzyska je, a kto je zachowa, ten je straci? (por. Łk 9, 24). Dokonała więc takiego wyboru, który miał ją zaprowadzić do całkowitego ukrzyżowania swojego "ja" razem z Chrystusem, aby otrzymać pełnię życia od Niego. Ten wybór miał swój zewnętrzny wyraz w "Akcie zawierzenia i ofiarowania się Miłości i Woli Boga", jako żertwa miłości. Akt zawierzenia napisała w październiku 1925 roku (rok kanonizacji św. Teresy od Dzieciątka Jezus). Oddała Bogu wszystko: pamięć, ciało, zmysły, rozum, serce, uczucia, wolę, radość, ból, samotność - całe swoje życie. Rozpoznała, że jest stworzona do walki i cierpienia. Lubiła powtarzać: moim powołaniem jest modlić się i cierpieć. Wierzyła, że oddając się całkowicie Jezusowi bardzo konkretnie pomaga Kościołowi, który jest Ciałem Jezusa. Bóg przyjął ofiarę Marty. Zabrał jej wszystko, jak Hiobowi, nie dlatego, że prosił Go o to szatan, ale po to, aby ukazać dzisiejszemu człowiekowi, że sprawiedliwy z wiary żyć będzie (por. Rz 3, 28), że można błogosławić Boga będąc rozpiętym na krzyżu.

Martę dotknął postępujący paraliż; najpierw przestała chodzić, z czasem została zupełnie unieruchomiona. w małym łóżeczku, w rodzinnym domu, przez ponad 50 lat będzie się dokonywała jej ofiara. Paraliż obejmie również jej przełyk, co uniemożliwi jej przyjmowanie jakiegokolwiek pokarmu i napoju, oprócz Komunii św., którą raz w tygodniu przyjmowała od Ks. Faure (proboszcz), a później od Ks. Finet (ojciec duchowny), czy innych kapłanów, którzy świadczyli, że Hostia znikała wchłonięta w jakiś tajemniczy sposób bez przełykania. Marta również (co jest jeszcze większym cudem) była pozbawiona snu. w czasie okupacji niemieckiej ofiarowała także swój wzrok za Francję i od tego momentu była pogrążona w całkowitej nocy, aż do swego odejścia do Ojca. Nie przywiązywała jednak wagi do tych nadzwyczajnych darów. Lubiła powtarzać, że jest u siebie na gospodarstwie, gdzie nie brakuje chleba, mleka, sera i bardzo chętnie posiliłaby się tym pokarmem. Jeśli nie jadła, to nie dla jakiegoś widowiska - po prostu nie mogła.

Był jednak ból większy od głodu, pragnienia i bezsenności. Wyznała kiedyś, że to, co najbardziej było bolesne to agonia jej woli, aby bez zastrzeżeń i z radością przyjąć dar cierpienia, które najpierw związane było ze stygmatami, a następnie z cotygodniowym przeżywaniem Męki Chrystusa. Jej męka rozpoczynała się wieczorem w każdy czwartek i trwała do niedzielnego poranku. Marta przeżywała wszystkie etapy cierpienia Jezusa od Wieczernika, przez Ogrójec, niesprawiedliwy proces, biczowanie, cierniem ukoronowanie, drogę krzyżową, aż do agonii na krzyżu. Doświadczała co tydzień samotności, opuszczenia i ogołocenia jak Chrystus. Była z Nim w tej męce zajmując ostatnie miejsce na ziemi. Doświadczyła nocy, nieobecności Boga - piekła. Dlatego miała tak wielką miłość do grzeszników, do wszystkich opuszczonych, przestępców, więźniów, wątpiących, ateistów. w swoim ciele uobecniała miłosierdzie Boga do nich. Rozumiała dobrze, że zło może mieć swój kres kiedy się je przyjmuje, kiedy się jemu nie opiera (por. Mt 5, 39). Jezus przyjął grzechy wszystkich ludzi na siebie nie oddając złem na zło, ale modląc się do Ojca: "Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Bóg w każdym pokoleniu potrzebuje świadków takiej postawy, która nie opiera się złu. w świecie, w którym żyjemy nie ma miejsca na słabość, pomyłki, na inne myślenie, na grzech. Dla tych powodów zwłaszcza systemy totalitarne budują łagry i obozy koncentracyjne, aby tam likwidować "grzeszników" (wszystkich słabych, inaczej myślących, wrogów). w takim świecie nie ma miejsca na miłosierdzie. Dlatego Bóg powołuje Kościół, aby był miejscem szczególnego miłosierdzia, aby poprzez konkretne postawy takich osób jak Marta Robin, bł. Siostra Faustyna ukazać prawdę o głupstwie krzyża. To głupstwo polega na braniu na siebie grzechów innych po to, aby grzesznik mógł dostąpić nie potępienia, odrzucenia, ale miłosierdzia, przebaczenia grzechów. Powołaniem Marty było noszenie grzechów innych na swoim ciele, stanie się grzechem na wzór Chrystusa, aby inni mogli stać się sprawiedliwością Bożą (por. 2 Kor 5,21).

Ten cel Marta będzie realizować nie tylko przez cierpienie i ogołocenie, ale również przez modlitwę, oraz wspomaganie licznych ruchów i wspólnot, które zwłaszcza po Soborze Watykańskim II pojawią się w Kościele, by być miejscem promieniowania miłosierdzia. Jedną z takich rzeczywistości są Ogniska Miłości (Foyers de Charité), które powstały w Kościele jeszcze na długo przed Soborem i były niezwykłą zapowiedzią kierunku Jego odnowy, zwłaszcza w Konstytucjach: Lumen Gentium i Gaudium et Spes. Aby ten zamiar zrealizować potrzebny był ktoś, kto go wprowadzi w czyn. Stąd tak ważnym okazało się spotkanie Marty z Ojcem Jerzym Finet, który w tym czasie był wizytatorem szkół katolickich na okręg Lyonu. Marta przez swojego proboszcza poprosiła O. Finet, aby jej przywiózł obraz Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych. i kiedy O. Finet odwiedził Martę 10 lutego 1936 roku ta wizyta całkowicie zmieniła jego życie. Podczas spotkania, które trwało trzy godziny Marta mówiła wspaniałe rzeczy o Dziewicy Maryi, o wiośnie Kościoła, która miała nadejść, o wielu Ogniskach Miłości i innych wspólnotach, które w Nim powstaną i na koniec poprosiła, aby od września rozpoczął rekolekcje w miejscowej szkole katolickiej dla tych, których Matka Najświętsza tam przyprowadzi. Ojciec Finet był zdumiony tą propozycją, ale za zgodą swojego Biskupa, który znał Martę, rozpoczął to dzieło.

Na pierwszych rekolekcjach, których nikt nie rozgłaszał pojawiło się ponad 30 osób. w ten sposób powstał zalążek Ognisk Miłości, które "są wspólnotami ochrzczonych, kobiet i mężczyzn, którzy za przykładem pierwszych chrześcijan oddają do wspólnego użytku swoje dobra materialne, intelektualne i duchowe. Żyją w tym samym Duchu, aby wraz z Maryją, jako Matką, pod kierownictwem kapłana, który jest ojcem wspólnoty, w nieustannym wysiłku życia, w braterskiej miłości - tworzyć Bożą rodzinę na ziemi. Przez swoją modlitwę i pracę w świecie, dają oni świadectwo Światła i Miłości zgodnie z nauczaniem Chrystusa - Króla, Proroka i Kapłana" . Dzisiaj te Ogniska są rozsiane na wszystkich kontynentach i w wielu krajach (również w Polsce), będąc szczególnymi miejscami promieniowania miłości Chrystusa, zwłaszcza przez organizowane tam pięciodniowe rekolekcje (w całkowitym milczeniu) według metody zaproponowanej przez Martę. Rekolekcje mają dwie formy: jedna - fundamentalna dla ludzi poszukujących Boga; druga - pogłębiająca życie duchowe dla tych, którzy tego pragną. Ojciec Finet odegrał bardzo ważną rolę w życiu Marty i w organizowaniu tego dzieła. Rodziło się ono z cierpienia i modlitwy Marty, ale musiało mieć kogoś, kto w sposób praktyczny będzie je realizował, a Bóg wyposażył O. Finet w niezwykły praktyczny zmysł i energię, które pozwoliły mu podróżować po całym świecie i zakładać nowe Ogniska.

Marta zjednoczona z Jezusem przez krzyż stała się milczącym świadkiem miłości Boga do człowieka w tym pokoleniu, które przeżyło dwie wojny światowe, totalitaryzm komunistyczny i faszystowski i dalej przeżywa ogromne zagrożenia nazwane przez Jana Pawła II cywilizacją śmierci. Bóg wybrał Martę, aby w tym wieku rozległ się jej krzyk: Bóg jest Miłością! Bóg jest po stronie człowieka, również tego, który się zagubił, utracił wiarę. o tym mówi całe jej życie. Bardzo wielu zagubionych wątpiących, ludzi z problemami odwiedzało ją, by usłyszeć proste, a jednocześnie głębokie słowa przywracające im nadzieję i wiarę. Marta posiadała wspaniały dar mądrości i rady. Przez jej pokój na Równinie przewinęło się ponad sto tysięcy osób, zwłaszcza uczestników rekolekcji, ale nie tylko. Odwiedzali ją kardynałowie, biskupi, księża, uczeni, politycy, prości ludzi, a także oddaleni od Kościoła. Jean Guitton opowiada o wielkim agnostyku francuskim doktorze Paul Louis Couchoud - filozofie i psychiatrze negującym nawet historyczność Jezusa - który pod wpływem modlitwy Marty i rozmów z nią przyjął wiarę.

Do Marty przychodzili również ludzie, którzy w dzisiejszym Kościele francuskim odegrali ważną rolę, jako założyciele i liderzy nowych ruchów i wspólnot. w rozmowie z nią szukali rady, ale przede wszystkim prosili o modlitwę. Prawie wszystkie nowe posoborowe rzeczywistości tego Kościoła mają swoje źródło w cierpieniu i modlitwie Marty. Częstymi jej gośćmi byli Jean Vanier i O. Tomasz Philippe - założyciele Arki, O. Dominik Philippe - założyciel Wspólnoty św. Jana, Brat Efraim - założyciel Wspólnoty Błogosławieństw, Siostra Magdalena - założycielka Małych Sióstr Karola de Foucauld i wielu innych, dla których Marta miała nie tylko słowa rady, ale przede wszystkim ukazywała właściwe perspektywy rozwoju Kościoła i wspomagała ich swoim cierpieniem i modlitwą.

O. Finet powiedział kiedyś, że życie Marty można porównać do tajemnicy grobu Pańskiego. Jezus złożony do grobu zstępuje do otchłani, by tam spotkać Adama, wziąć go za rękę i powiedzieć mu: "Zbudź się o śpiący, a zajaśnieje ci Chrystus" (z homilii starożytnego Autora). Podobnie Marta ukryta przed światem (za jej życia nikt o niej nie słyszał z mass mediów) zstępowała do otchłani, aby bronić bram piekła, by nikt nie musiał cierpieć na wieki rozłąki z Miłością. Była ziarnem ukrytym w ziemi, które rozkłada się, aby zaowocować, przynosząc życie innym. To zdanie wypowiedziane przez Jezusa przy uroczystym wjeździe do Jerozolimy (por. J 12, 24) zostało umieszczone na jej grobie, by przypominać wszystkim, jak ono jest prawdziwe w życiu Marty. Wielu przez jej umieranie odnalazło życie. Jest wiele świadectw, które o tym mówią. Marta rzeczywiście brała na siebie ludzką biedę, problemy innych, by w ten sposób upodobnić się do Jezusa i przynosić życie.

Mam również swoje osobiste wspomnienie związane z Martą. w sierpniu 1979 roku odprawiałem swoje rekolekcje w Châteauneuf-de-Galaure. Było to niedługo po moich święceniach kapłańskich. Po rozmowie z O. Finet i za jego zgodą zostałem przyjęty przez Martę w jej pokoiku na Równinie. Na początku krótka modlitwa i potem rozmowa. Nastawiony byłem na jakieś wielkie przeżycia, a doświadczyłem wielkiej prostoty i zwyczajności. Prosiłem Martę o modlitwę. Obiecała pamiętać. Pytała o Polskę i Kościół w Polsce, o to ile mamy powołań. Mówiła z troską, że trzeba wiele modlić się o powołania, ponieważ (np. w Kościele francuskim) jest ich mało. Na koniec wspólnie odmówiliśmy modlitwę. Spotkanie było krótkie, ale do dziś pamiętam jej mocny głos (wydawałoby się zdrowej i silnej kobiety), który odsłaniał ogromny żar serca i pełną czułości troskę o drugich. Nie było nic nadzwyczajnego w tym spotkaniu, a jednak doświadczyłem wielkiego pokoju, jakim ona była przepełniona i którym obdarowywała innych. Wiedziałem, że ten pokój rodzi się z nieustannego zjednoczenia z Tym, który jest Miłością, z którego codziennie czerpała życie.

Marta odeszła do domu Ojca 6 lutego 1981 roku. Chociaż za jej życia była ukryta przed światem, to jednak wszystkie stacje telewizyjne i radiowe we Francji (również prasa) podały wiadomość o jej śmierci. Na jej pogrzebie zgromadziły się tysiące wiernych. Uroczystą Eucharystię dziękczynną za dar jej życia koncelebrowało 4 biskupów i dwustu kapłanów; rozdano sześć tysięcy Komunii św. Jej ciało spoczęło w rodzinnym grobowcu w Saint-Bonnet, a pokoik w jej domu na Równinie, pozostawiony takim, jakim był za jej życia, nadal przypomina o cichym męczeństwie Marty, o jej miłości do Boga i ludzi, o krzyżu, z którego rodzi się życie.

ks. Henryk Dziadosz, SI/ogniskomilosci.pl