9 lutego ma zapaść wyrok ws. Barbary Engelking i Jana Grabowskiego, których pozwała Filomena Leszczyńska w związku z kłamstwami na temat jej stryja, śp. Edwarda Malinowskiego, którego ci określili w swojej publikacji „współwinnym zabójstwa Żydów”. W czasie procesu Engelking przyznała się do „pomyłki”, a Grabowski stwierdził, że nie zapoznał się z materiałami źródłowymi. Tymczasem w obronie pisarzy staje żydowski Instytut Jad Waszem oraz inne żydowskie instytucje.

- „Z wielkim niepokojem patrzymy, jak historycy badający Holokaust są pozywani w Polsce za przedstawienie wyników swojej pracy. (…) Zwracamy się do polskiego rządu, wzywając go do zapewnienia możliwości prowadzenia wolnych i niezależnych bada” – napisała przewodnicząca Międzynarodowego Sojuszu na rzecz Pamięci o Holokauście (IHRA) Michaela Küchler, odnosząc się do sprawy Engelking i Grabowskiego.

Mark Weitzman z Centrum Szymona Wiesenthala natomiast wzywa polski rząd do obrony naukowców przed politycznymi naciskami i przekonuje, że proces Engelking i Grabowskiego jest próbą „zastraszenia historyków”.

W podobnym tonie wypowiedziała się francuska Fundacja Pamięci Holocaustu, Żydowski Instytut Historyczny czy izraelska organizacja Ocalonych z Holokaustu. Nie mogło oczywiście zabraknąć komentarza Zygmunta Stępińskiego, dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.

- „Zaangażowanie w tę sprawę fundacji zasilanej znacznymi kwotami ze środków publicznych jest przykładem działania, które łatwo odczytać jako formę cenzury i zastraszania badaczy przed publikowaniem wyników swoich ustaleń, w obawie o oskarżenie i obciążenie ich kosztami obrony prawnej” – przekonuje.

Wszystkim tym „obrońcom wolności” w wygłaszaniu swoich tez nie przeszkadza, że sami autorzy kłamstw na temat śp. Edwarda Malinowskiego przyznali w trakcie procesu, że opublikowali nieprawdziwe informacje.

kak/wprawo.pl