Plan zakłada utworzenie agencji, która we współpracy z platformami społecznościowymi miałaby usuwać treści uznane za „fałszywe informacje” lub „propagandę”. „To propozycja zmierzająca w stronę cenzury, choć ubierana w demokratyczny język” – komentuje Tomasz Wróblewski, prezes Warsaw Enterprise Institute.

W projekcie pojawiają się zapisy, które zrównują „mowę nienawiści” z terroryzmem i porwaniami. Tomasz Wróblewski ostrzega przed konsekwencjami takich regulacji: „Jeśli za wpis uznany za mowę nienawiści w jednym kraju UE ktoś zostanie oskarżony, to będzie ścigany we wszystkich państwach członkowskich. To ogromne narzędzie kontroli”.

Bruksela chce, by platformy takie jak Google, X (Twitter) czy Facebook same zgłaszały treści uznane za problematyczne. Tym samym stawia się je w roli cenzorów działających pod dyktando urzędników. „To absurd, bo jedyny sposób na obronę wolności słowa to otwarcie drzwi na różne opinie i argumenty” – mówi Wróblewski.

Krytycy wskazują, że historia wielokrotnie udowodniła, iż cenzura nie służy prawdzie. „Podczas pandemii COVID-19 tezy o wycieku wirusa z laboratorium w Wuhan były uznawane za dezinformację. Dziś to oficjalne stanowisko Kongresu USA” – przypomina Wróblewski.

Dla Komisji Europejskiej kontrola nad treściami w internecie ma być sposobem na walkę z dezinformacją. Jednak, jak zauważa Wróblewski, „ludzkość nie zna lepszego narzędzia do walki z fałszem niż wolność słowa”.

Komisja twierdzi, że nowe regulacje mają chronić demokrację. Jednak wielu komentatorów widzi w nich zagrożenie dla podstawowych wolności obywatelskich. „Mówienie, że wolność słowa wymaga nadzoru i kontroli, to oczywisty absurd” – zauważa Wróblewski.

Dodatkowo krytycy wskazują, że propozycja „Tarczy Demokracji” może być narzędziem utrzymania władzy przez niedemokratyczne struktury. „To próba stworzenia narzędzi, które będą działały centralnie z Brukseli, a ich wpływ na narodowe systemy będzie ogromny” – ocenia ekspert.

„Jedyną skuteczną metodą obrony wolności słowa jest umożliwienie różnorodności opinii, a nie ich tłumienie” – przypomina Wróblewski. Projekt „Europejskiej Tarczy Demokracji” stoi w sprzeczności z tym podejściem, wzmacniając mechanizmy kontroli, które mogą ograniczać debatę publiczną.