Fronda.pl: W Wielki Piątek uobecniamy w liturgii śmierć Chrystusa na krzyżu. Wiemy, że ta śmierć nie była klęską, ale zwycięstwem, które będziemy świętować w Niedzielę Zmartwychwstania. Co to zwycięstwo dla nas oznacza?

Ks. prof. Leszek Misiarczyk, patrolog, psychoterapeuta, były egzorcysta: Oznacza dla nas wszystko. Ponieważ zajmuję się teologią patrystyczną, przywołam Ojców Kościoła. W odróżnieniu choćby od twierdzeń Pelagiusza czy innych, którzy uważali, iż grzech pierworodny był wyłącznie złym przykładem dla ludzi, Augustyn wyjaśniał, że wywołał on pęknięcie w naturze człowieka. Człowiek, poprzez decyzję wolnej woli, odwrócił się od Boga. Sam nie może już wrócić do tego pierwotnego zamysłu Bożego, żeby żyć i działać dla Niego. Dlatego konieczna była męka i śmierć Chrystusa, dzięki której możemy wrócić do pierwotnej więzi z Bogiem. Przy tym należy podkreślić, że w przeciwieństwie do kierującej się zasadą sola gratia teologii protestanckiej, Kościół katolicki zawsze nauczał, iż Pan Bóg nie zbawia nas bez naszego udziału. Przyjmując tę łaskę, człowiek musi z nią współpracować, aby dzięki łasce i własnemu wysiłkowi osiągnąć więź z Bogiem.

Zwycięstwo Chrystusa rozstrzygnęło więc losy wojny, ale walka wciąż trwa. Musimy dołożyć do niej również własny wysiłek. Na czym polegają te nasze zmagania duchowe już po tryumfie Chrystusa?

Wielu stawiało sobie to pytanie - jeśli Chrystus zwyciężył, to dlaczego szatan z demonami cały czas przeszkadzają człowiekowi i go dręczą? Zastanawiał się nad tym również jeden z największych umysłów starożytnego chrześcijaństwa – św. Augustyn. I doszedł on do wniosku, że Pan Bóg zostawił szatana i demony, żeby nas ćwiczyły. Żebyśmy cały czas byli „w pogotowiu”. Wojna jest już wygrana, ale szatan próbuje jeszcze ugrać coś dla siebie i przeciągać ludzi na swoją stronę. W epoce patrystycznej, ale również w późniejszych czasach pojawiały się przeróżne hipotezy interpretujące ten fakt i pojawiają się do dziś. Na przykład, że Bóg pozostawił szatana i demony w takiej sytuacji jak dotychczas z nadzieją, że być może gdzieś przy końcu świata się nawrócą. Pojawia się w tym kontekście zapoczątkowana przez Orygenesa teoria apokatastazy, wedle której piekło ostatecznie będzie puste. W każdym razie Bóg chce, aby życie z Nim było efektem jakiegoś zaangażowania i wysiłku z naszej strony. Daje nam wszelką potrzebną pomoc, ale jako wolne i rozumne istoty musimy też wykazać się pragnieniem bycia z Nim.

Walka duchowa jest zmaganiem się naszej woli, aby czynić dobro i zła unikać. To walka z grzechem, swoimi słabościami. Mówi Ksiądz jednak również o szatanie i demonach. Wierzymy, że istnieje osobowe zło. W jaki sposób ono wpływa na nasze życie? Na ile te pozostawione wciąż przez Boga na ziemi demony mogą oddziaływać na ludzkie życie?

Z pewnością mogą oddziaływać i oddziałują. To jedna z trudniejszych kwestii naszej wiary. Sam spotykałem się z wieloma ludźmi doświadczającymi mocy zła w różnych postaciach, którzy zastanawiali się, jak to możliwe, że Pan Bóg dopuszcza takie rzeczy. Dopuszcza, tak jak mówił Augustyn, aby nas ćwiczyć. Sytuacja wygląda w ten sposób, że szatan nie ma do nas dostępu, jeśli jesteśmy czujni - staramy się żyć według Bożych przykazań i w stanie łaski uświęcającej. Przywołam porównanie, które choć może wydać się trochę prostackie, to dobrze obrazuje tę rzeczywistość i jest często przywoływane przez chrześcijańskich autorów. Otóż, szatan i demony są jak psy uwiązane na łańcuchu. Jeśli nie wejdziemy w ich obszar oddziaływania, to one nam nic nie zrobią. Nie mogą zrobić więcej niż Pan Bóg im na to pozwala. Problem pojawia się wtedy, kiedy człowiek sam wystawia się na ich działanie. Demony działają podstępnie, a niektórzy ludzie - przez nieświadomość czy ignorowanie nauczania Kościoła – wchodzą w takie przestrzenie, przez które ta moc demona później w ich życiu się w różny sposób ujawnia.

Wśród katolików modne jest dziś pojęcie „zagrożeń duchowych”. Wymienia się właśnie różne przestrzenie, różne aktywności, które choć niekoniecznie związane z grzechem, mają być wejściem w tę sferę oddziaływania szatana. Obcowanie z jakąś formą sztuki, czytanie jakiejś konkretnej literatury, słuchanie pewnej muzyki rzeczywiście może nas otwierać na wpływ złych duchów?

Tak. Z tym, że trzeba tu być bardzo ostrożnym. Ta paleta przedstawianych przez niektórych autorów propozycji jest bardzo szeroka, ale niekoniecznie przekonująca. Jeśli ktoś na przykład twierdzi, że religie niechrześcijańskie jak buddyzm i hinduizm mogą doprowadzić do opętania i mają charakter demoniczny, to błądzi. Kościół uczy, że przeciwnie, w tych religiach znajdują się jakieś cząstki prawdy. Te cząstki to choćby dążenie człowieka do relacji z Bogiem.

Jeśli jednak mówimy na przykład o uczestnictwie w kultach satanistycznych, no to ewidentnie może ono doprowadzić do otwarcia się człowieka na tę sferę. Trzeba więc tu bardzo wyraźnie rozgraniczać i przyglądać się konkretnym przypadkom. Musimy być bardzo ostrożni, aby nie wrzucać wszystkiego do jednego worka, nie demonizować wszystkiego. A z drugiej strony, musimy też być roztropni i czujni, aby dostrzegać pewne zagrożenia.

Zdarza się, że lęk przed wpływem złych duchów osiąga w nas taki poziom, iż zaczynamy wiązać z demonami najzwyklejsze rzeczy.

Przyszli do mnie kiedyś zaniepokojeni rodzice, bo usłyszeli, że jakaś lalka Hello Kitty czy inna prowadzi do zniewolenia, albo wręcz opętania. Ktoś ich nastraszył. Spokojnie! Nie demonizujmy i nie starajmy się widzieć wszędzie szatana. On jest, działa i to przynależy do wiary katolickiej. Istnienie zła osobowego, działanie szatana i demonów to część wiary katolickiej. Jeśli ktoś to wyklucza, stawia się poza Kościołem. To również trzeba podkreślić, bo niektórzy teologowie, nawet księża, poruszają się na granicy, prawie że kwestionując tę prawdę. Ale mają rację, kiedy mówią, by nie dopatrywać się wszędzie złego. Nie o to chodzi, żeby teraz żyć w lęku i zastanawiać się, czy mogę zjeść kanapkę wegetariańską, bo ktoś mi powiedział, że wegetarianizm jest zagrożeniem duchowym. Mnisi całe lata odżywiali się warzywami i nie byli opętani. Używajmy rozumu i rozróżniajmy. Duchowe rozeznanie, jak nauczał św. Ignacy Loyola, jest tutaj kluczowe.

Część teologów marginalizuje ten problem, ale wobec niektórych popularnych kaznodziejów pojawiają się coraz częściej oskarżenia o to, że zbyt wiele uwagi poświęcają szatanowi czy wręcz głoszą jakąś dualistyczną wizję świata, w której moce zła dorównują mocy Boga. Ksiądz Profesor zajmuje się badaniami Ojców Kościoła, oni mówili o tej rzeczywistości mniej? Ludzie dzisiejszego Kościoła rzeczywiście poświęcają szatanowi więcej uwagi niż ludzie Kościoła pierwszych wieków?

Poświęcali tyle uwagi, ile było trzeba. Napisałem książkę „Egzorcyzmy w Kościele starożytnym od I do III wieku”, żeby ukazać proces przechodzenia od posługi osób świeckich obdarzonych charyzmatem do ustanawiania duchownych egzorcystów. W tych pierwszych wiekach nie były te kwestie nadmiernie eksponowane, ale widziano działanie złych duchów. Postrzegano je nawet szerzej niż dziś z uwagi na to, że to, co my dziś widzimy jako wyraźne zaburzenia psychiczne czy zwykłe choroby fizyczne, wtedy podciągano pod wpływ złych duchów.

Musimy się oczywiście wystrzegać dualizmu. Szatan istnieje jako zło osobowe, ale nie jest na równi z Panem Bogiem. To nie jest „zły bóg”, który walczy z „dobrym Bogiem”. Takie teorie głosili gnostycy czy manichejczycy, ale tak nie wierzy Kościół. Szatan jest tylko stworzeniem. Jakieś wyobrażenie o tym, że my tutaj biedni sobie siedzimy bezradni na tym świecie, a Pan Bóg nad naszymi głowami walczy z mogącym się z Nim równać szatanem, jest wyobrażeniem absolutnie złudnym i błędnym. Odróżniłbym przy tym kwestie takiego subiektywnego doświadczenia. W przypadku ludzi zniewolonych, zło się niekiedy tak mocno narzuca, że oni rzeczywiście mają subiektywne uczucie, że ten szatan jest prawie tak silny jak Bóg. Bo mimo usilnych próśb czy modlitw a nawet egzorcyzmów nie dochodzi w ich życiu do wyzwolenia. Takie osoby gdzieś w swoich odczuciach tego szatana quasi „deifikują”. To jednak wyłącznie ich subiektywne odczucia. Obiektywnie nie sposób szatana zrównywać z Panem Bogiem.

W Wielki Wtorek słyszeliśmy w Ewangelii o Judaszu, w którego „po spożyciu kawałka chleba wszedł szatan”. Judasz doświadczył tej najdramatyczniejszej formy wpływu złego ducha, jaką jest opętanie?

Ewangelia mówi jasno, że wszedł w niego szatan. Ciekawe jest, tego nie wiemy do końca i trzeba by trochę biblistów pomęczyć, czy ten kawałek chleba był zwykłym chlebem, czy to było Ciało Chrystusa i po przyjęciu Eucharystii wszedł w niego szatan. Natomiast rzeczywiście, według terminologii, jaką się posługujemy dziś, był opętany.

Był opętany, czyli co się z nim działo? Czym jest opętanie?

Wyróżniamy trzy formy wpływu złego ducha na człowieka: dręczenie, zniewolenie i opętanie. O opętaniu mówimy, kiedy zły duch wchodzi w ciało człowieka i działa wewnątrz niego. Wszystkie inne stany, kiedy złe duchy oddziałują na człowieka z zewnętrz, określamy jako dręczenie. Niekiedy to dręczenie staje się opanowaniem pewnej sfery człowieka. Na przykład pewne nałogi mają wyraźne podłoże takiego działania demonicznego. Oczywiście, dziś dzięki naukom humanistycznym znamy też naturalne prawidłowości dotyczące nałogów. Te mechanizmy w sferze psychicznej i w sferze duchowej łączą się i nakładają na siebie.

Co musi się stać, aby człowiek tak bardzo otworzył się na wpływ złego ducha, by do tego opętania doszło?

Po prostu musi się otworzyć. Niektórzy zapraszają złe duchy do swojego życia, bo chcą osiągnąć jakąś quasi-boską władzę w różnych sferach. Są tacy, którzy proszą o pomoc złego ducha, chcąc osiągnąć popularność w jakiejś dziedzinie, np. w muzyce. Sami więc zapraszają demona, licząc na jakieś korzyści. Z początku tę korzyść otrzymują, ale później demon niszczy człowieka. Otwieramy się natomiast, należy to mocno podkreślić, przez decyzję woli. Na pierwszym etapie to jest w jakimś przynajmniej stopniu świadoma i dobrowolna decyzja człowieka.  

Chrystus dał swoim uczniom władzę wypędzania złych duchów i Kościół korzysta z tej władzy, posługując rytuałem egzorcyzmu. XXI wiek okazuje się czasem szczególnego zapotrzebowania na tę posługę. Coraz więcej ludzi szuka pomocy egzorcystów. Jednocześnie też coraz więcej ludzi szuka pomocy psychologów i psychiatrów. Problemy o naturze psychicznej wykluczają opętanie czy te dwie rzeczywistości mogą się pokrywać?

Oczywiście, to mogą być równolegle występujące rzeczywistości. Cała trudność polega na rozeznawaniu i rozróżnianiu. W przeszłości, kiedy nie mieliśmy tak szerokiej wiedzy o naturze człowieka, kategorie opętania czy zniewolenia rozciągano na problemy o podłożu fizycznym i psychicznym. Bywało, że egzorcyzmom błędnie poddawano osoby po prostu zaburzone psychicznie. Dzisiaj w moim odczuciu wahadło przechyliło się w drugą stronę i wszystko próbuje się sprowadzić do zaburzeń psychicznych. Tymczasem jest jedno i drugie. Często problemy duchowe występują wspólnie z problemami psychicznymi, bo oddziaływanie złego ducha powoduje zmiany w psychice człowieka. Jeżeli będziemy badać sferę psychiczną, wyjdą nam pewne zaburzenia. One są. Natomiast ich przyczyny mogą mieć podłoże duchowe. Znamy przypadki, kiedy stosowano farmakoterapię czy psychoterapię, ale przez lata nie przynosiło to efektów, bo przyczyna leżała właśnie w sferze duchowej.

Jak więc rozpoznać, czy źródłem złego stanu człowieka są wyłącznie problemy psychiczne, czy mają one jednak źródło w sferze duchowej?

Z mojego doświadczenia wynika, że takiego rozróżnienia jesteśmy w stanie dokonać tylko na płaszczyźnie duchowej. Kiedy ksiądz biskup poprosił mnie o podjęcie posługi egzorcysty w diecezji, ponieważ jestem również psychoterapeutą, niektórzy koledzy prosili mnie o uczestnictwo w modlitwie i przyglądanie się bardziej terapeutycznym okiem problemowi, żeby pomóc w rozeznaniu. Po jakimś czasie przekonaliśmy się jednak, że to rozeznanie jest możliwe tylko z poziomu duchowego. Nie tylko egzorcyzm, ale nawet już modlitwa o uwolnienie nad osobą zaburzoną psychicznie nie wywołuje żadnych efektów, natomiast w przypadku osób opętanych zawsze jest gwałtowna reakcja na rzeczy święte, np. krzyż, stułę kapłańską, poświęconą wodę czy olej. Posługiwałem jako egzorcysta w okresie, kiedy egzorcyzmy stały się modne i zgłaszało się wielu ludzi po prostu zaburzonych psychicznie, którzy chcieli, żeby modlić się nad nimi modlitwą egzorcyzmu. Osoby takie w żaden nadzwyczajny sposób na modlitwę nie reagowały. Osoba zniewolona natomiast, w zetknięciu ze świętością natychmiast negatywnie reaguje, na przykład agresją.

Kiedy problem jest tylko duchowy, wystarczy pomoc egzorcysty. Kiedy problem jest wyłącznie naturalny, poradzi z nim sobie psychiatra. Kiedy jednak te rzeczywistości występują równolegle, konieczna jest równoległa pomoc egzorcysty i psychiatry. Taka współpraca w praktyce jest możliwa?

Jest możliwa, oczywiście. Czasem bez pomocy medycznej nie dałoby się udzielić pomocy duchowej, bo na przykład osoba tak cierpi, że bez wsparcia lekami nie jest w stanie funkcjonować i przyjść na egzorcyzm. Natomiast często prowadzi się te rzeczy po prostu równolegle, zajmując się odrębnymi sferami. Innym problemem jest pewne magiczne myślenie, którym kierują się niektórzy ludzie. Chodzi o osoby, które doświadczając trudności psychicznych, nie chcą podjąć wysiłku terapii, bo wydaje im się, że wystarczy jak ksiądz się nad nimi pomodli i problem zniknie. To nie tak działa.

W kontekście egzorcyzmów pojawiają się wątpliwości związane z niebezpieczeństwem nadużyć i patologii, które mogą im towarzyszyć. Padają też zarzuty o wmawianie ludziom opętań, nawet nieświadome manipulowanie ludźmi zmagającymi się z pewnymi trudnościami. W jaki sposób zachować tę zdrową naukę Kościoła na temat działania osobowego zła, nie wpadając w tego typu zasadzki.

Trzeba trzymać się wytycznych Kościoła. Wprowadzenie do rytuału egzorcyzmu jasno wskazuje, w jaki sposób egzorcyzm należy przeprowadzać. Najlepiej, żeby był sprawowany w jakiejś grupie przygotowanych do tego osób, by egzorcysta nie był sam. Trzeba wykluczyć możliwość jakichkolwiek nadużyć. Konieczna jest też ostrożność, żeby nie mówić o opętaniu, jeśli nie mamy co do tego pewności. Najczęściej, przynajmniej ja mam takie doświadczenie, do egzorcysty przychodzą ludzie sami przekonani o tym, że są opętani, choć tak nie jest. Wówczas trzeba ich uspokoić i wyprowadzić z błędu. Myślę, że pewne przesadzone oskarżenia o psychomanipulację padają też ze strony duchownych, którzy sami nie do końca wierzą w możliwość opętania i kwestionują tę rzeczywistość. Trochę jako egzorcyści również popełniliśmy błąd. Chcąc przestrzec ludzi przed pewnymi zjawiskami, egzorcyści zaczęli mówić publicznie o tych zagrożeniach. To spowodowało, że część księży, może nawet duchowo zniewolonych albo po prostu niewierzących w możliwość opętania, przystąpiła do ataku przekonując, że to przesada, demonizowanie itd. Egzorcyzm jest posługą, którą trzeba pełnić w ciszy, spokoju, bez zbytniego afiszowania się, w zespole i broń Boże nie wolno uciekać się do żadnych manipulacji. Co do zasady, należy raczej przyjmować, że nie ma opętania, dopóki nie mamy naprawdę mocnych argumentów za nim, np. w postaci gwałtownej reakcji bluźnierstwa na krzyż i modlitwę egzorcyzmu, mówienie obcymi, nieznanymi językami itp. Wówczas należy pomodlić się modlitwą egzorcyzmu, podchodząc z ogromnym szacunkiem do człowieka, któremu się taką modlitwą służy.  

Obok pewnej grupy duchownych, o manipulacje egzorcystów oskarżają też niektórzy psychoterapeuci, zwłaszcza niewierzący. To oczywiste, że kiedy ktoś nie wierzy, to nie ma dla niego sfery duchowej. Skupia się wówczas na skutkach działania demonicznego w sferze psychicznej, które rzeczywiście są. Zasadnicze pytanie brzmi jednak, czy źródła tych skutków są tylko w sferze psychicznej, czy jednak również w duchowej. Jeśli są one w sferze duchowej, to pomożemy człowiekowi tylko wtedy, kiedy sięgniemy do tej płaszczyzny. Inaczej to będzie próba leczenia skutków, która nie przyniesie efektów.